Podczas jednej z jesiennych wypraw z psami do lasu spotkaliśmy koty, małe stadko. Były 2 dorosłe i 4 maluchy. Dwa tygodnie temu przed koła wylazły mi już tylko 2 maluchy, ze zmrużonymi od kataru oczami i gilami koło nosów, ale nie dały się złapać. Było potwornie zimno i spodziewałam się, co je czeka, postanowiłam zadziałać. Pod napisanym na szybko postem na fb zgłosiła się Klaudia z Koterii, obiecała pożyczyć klatkę-łapkę i przyjąć młode. Wczoraj pojechałam, młody był już tylko jeden - dziewczynka. Szczęśliwie udało się ją złapać, do klatki weszła też druga kotka, dorosła. Obydwie są potwornymi zasmarkańcami, ze szklistymi oczami i czarnymi od świerzba uszami. Przespały pierwszą zimową noc w cieple, bezpieczne i z pełnymi brzuchami. Przedwczoraj udało się odłowić kolejnego malucha, płeć nieznana, oprócz smarka ma też problemy jelitowe.

Wszystkie koty czeka kastracja, a ponieważ nie są dzikie, będziemy szukać im domu. Maluchy potrzebują leczenia i tymczasu.

Do wyłapania i wykastrowania zostały jeszcze co najmniej 3 dorosłe i 1 mały kot, zobowiązałam się je po kolei odłowić.

Koteria to super organizacja, walczy z bezdomnością poprzez kastrację kotów wolnożyjących. Robią to za darmo, a pieniądze jak wiadomo nie spadają z nieba. Dlatego założyłam tą błyskawiczną, 1-tygodniową zbiórkę, kwota to suma 4 kastracji, karmy i antybiotykoterapii dla zakichańców. Ile się uda zebrać, tyle będzie, całość trafi na konto Koterii, a tutaj zamieszczę dowód przelewu. Wszystkim dobrym ludziom dziękuję za otwarcie serca i wsparcie złotówkami.

a te jeszcze czekają...