Cześć, jestem Marta i jestem typową przedstawicielką tejże choroby - otosklerozy. Choroby kości, która prowadzi do gluchoty.

Młoda kobieta, po ciąży, karmiąca piersią, po stymulacjach hormonalnych.

O swój cud walczyliśmy dlugo. Naparwdę DŁUGO. W pewnych kręgach nasza historia jest znana od lat, nie będę jej więc przytaczać. Natomiast na starania wydaliśmy przez te lata sześciocyfrową sumę, stąd teraz gdy NA JUŻ potrzebuję operacji, środków trochę zabrakło.

Pierwsze objawy ze strony słuchu pojawiły się w ciąży. Słyszałam różne dzwonienia i piski w uchu, natomiast przypisywałam je boreliozie, na którą też choruję.

Jednak po urodzeniu małego z miesiąca na miesiąc zaczęłam po prostu głuchnąć. Standardowo, wykonałam wycieczki od lekarza do lekarza myśląc, że to jakaś infekcja i po kropelkach do uszu, w najgorszym wypadku po antybiotyku minie. Nie minęło. Skierowano mnie na badania słuchu. Laryngolog kiedy zobaczył wyniki od razu skierował mnie do specjalisty od chorób uszu, w tym od otosklerozy.

Ten potwierdził jego przypuszczenia. A dokładnie dziś (17.07.) na kolejnej wizycie usłyszałam, że nie mogę już czekać z operacją, bo to kwestia miesięcy jak ogłuchnę. Że choroba postępuje bardzo szybko. Sama to czuję, jeszcze miesiąc temu bylam w stanie oglądać telewizję. Wyniki załączam do zbiorki. Niedosluch w lewym uchu na posiomie 50-85 decybeli. Dziś już nie rozumiem mowy... A ja tak bardzo nie chce ogłuchnąć. Muszę przecież nauczyć synka mówić...

Długo się wahałam czy zakładać tę zbiórkę. Namówiły mnie dziewczyny z pewnej facebookowej grupy. :)

Głupio mi było pisać o swoich problemach, przyznać się do niepełnosprawności.

Głupio mi było prosić o kasę na operację słuchu, kiedy inni proszą na ratowanie życia dziecka.

Natomiast jeszcze inni proszą o kasę na wakacje...

Więc się przełamałam.

Z góry dziękuję za każdą wpłatę.