Witam was Wszystkich tych co mnie znają oraz tych którzy mnie nie znają.

Znalazłam się w cięższej sytuacji. Standardowo chodzi o kasę...

Ale może zacznę od początku.

Prowadzę stadnine koni. Marzenie nie jednej osoby. Niestety nie zawsze jest łatwo, a jeśli chodzi o żywe stworzenie to nigdy nie wiadomo co może się przytrafić.

17 maja 2018 roku zakupiłam konia o imieniu Leandra. Koń typowo do sportu. Plany byle inne. W tamtym czasie była osoba która oferowała dużą pomoc przy utrzymaniu moich treningów i utrzymaniu konia. Jak to bywa w życiu, bańka mydlana pękła, a bajeczne życie zamieniło się do cięższej teraźniejszości. Nie było mnie stać na utrzymanie konia w pensjonacie pomijając fakt, iz 3 konie miałam pod domem. Tam nie mialam miejsca dla Leandry. W momencie gdy ledwo ciągnęłam koniec z końcem, treningi poszły w odstawke. Wydatki zwiazane z dojazdem gdyz Lea stala ok 40km ode mnie dojazd kosztował mnie fortunę. Dzięki dobroci niektórych ludzi miałam możliwość zabrania Leandry i zmniejszenie kosztów. Nie poddałam się bo wiedzialam ze bedzie dobrze. Podejmowałam się różnych prac aby moje konie żyły godnie. Wielu ludzi przychodziło z pomocą. Często aby wyplata była adekwatna do wydatków w pracy spędzałam wiele czasu, za wiele. Spowodowało to uszczerbek na zdrowiu moim, a wtedy również na roztewnowaniu Lenadry. Wtedy myślałam, ze to jedyny powód utraty masy ciała u tego konia. Człowiek zawsze zakłada, że jego złe czasy nie trafia, że jak by nie było to da sobie rade. Przynajmiej ja tak myślałam. Zaczęłam wybierać prace typowo pod konie, aby miały wszystko. Przy utracie wagi Lei sprzedałam siodło które zrobiło sie za duże. Miałam kupić nowe idealne dla jej pleców. No właśnie miałam. Planów na zakupy było sporo. Gdy przysłowiowe stawanie ma głowie aby Leandra przybrała już dochodziło do zenitu, wykryto u Leandry wrzody. Postanowiłam się nie załamywać. Pieniądze zaoszczędzone wysłałam wszystkie na leczenie. Niedawno była wizyta kontrolna. Widać zmiany. Jest lepiej. Niestety wrzody leczy się długo a wręcz można powiedzieć ze przez całe życie. Moje konie te które mogą pracują na własne utrzymanie oraz leki dla Lei. Niestety tydzień temu Lea miała ropę w kopycie co wykluczyło ją z jakiegokolwiek użytkowania. Pozostałe konie objęły większość jazd te które się dało. Jestem osoba, która nie pozwala na przepracowywanie sie koni, co poskutkowało na odwołanie niektórych jazd oraz zamkniecie zapisów dla nowych osób. Pogoda nas nie rozpieszcza jeśli chodzi o zbieranie siana. Musiałam kupić siano. Aby starczy na rok musze jeszcze dokupić. Jeszcze nie zrobiliśmy zapasów na ściółkę, która tez swoje kosztuje. Lea musi mieć również specjalna pasze czyli dodatkowe koszty. Czekaja nas jeszcze 12 tygodni leczenia. Teraz zaczyna sie najgorsze. Żyjemy w ciezkich czas, ktorych nikt z nas sie nie spodziewal. Również mam swoje zobowiązania względem życia. Niestety nie mam studni bez dna wypelnionej pieniędzmi... a szkoda. Tu zaczyna się moja prośba. Będą organizowane różne akcje na tle charytatywnym aby pomóc w leczeniu. Ja już wykorzystałam swoje źródła pomocy. 

Myslalam ze nie bede potrzebować tego portalu jako pomocy. Nie mam wyjscia.

Z góry dziękuję za wasze dobre serca