id: 6svm7m

"Mamusiu, obiecujesz, że będziesz zdrowa...?"Obiecałam, muszę spełnić tę obietnicę!

"Mamusiu, obiecujesz, że będziesz zdrowa...?"Obiecałam, muszę spełnić tę obietnicę!

The organiser verified the description with proper documents.
Inactive donations - the required operation of the Organiser of the fundraiser. If you are an Organiser - log in and take the required action.

Our users created 1 226 579 fundraisers and raised 1 349 125 974 zł

What will you fundraise for today?

Description

Drodzy znajomi, przyjaciele i ludzie dobrej woli…

Ze względu na ciężką sytuację finansową mojej rodziny spowodowaną moim leczeniem onkologicznym zmuszona jestem, aby po raz pierwszy w życiu prosić o pomoc materialną…

Jest to dla mnie niezwykle niezręczna sytuacja, gdyż do tej pory starałam się dzielnie mierzyć z chorobą i wszystkimi przeciwnościami, które ona niosła ze sobą. Nie ogłaszałam całemu światu, że choruję, bo chciałam się uporać z intruzem jak najszybciej i nie dać mu za wygraną.

Mam na imię Magdalena, mam 31 lat, kochającego męża i dwójkę wspaniałych dzieci (Lenkę i Marcelka).

Kiedy usłyszałam diagnozę - nowotwór złośliwy piersi byłam w 16 tygodniu ciąży z Marcelkiem, a moja córeczka Lenka miała niespełna półtora roku. Pomimo ogromnego strachu podjęłam decyzję, że będę walczyć o siebie i o moje maleństwo. Ciąża, która dla każdej kobiety oznacza nieopisaną radość z noszonego pod sercem nowego życia, dla mnie każdego dnia, aż do porodu oznaczała strach i drżenie o zdrowie mojego dziecka. W trakcie ciąży poddałam się operacji usunięcia guza. Lekarze jednak poinformowali mnie, że to nie wystarczy i konieczne jest jak najszybsze rozpoczęcie chemioterapii, gdyż zwlekanie do porodu przy tak agresywnym i szybko rozwijającym się raku zagraża życiu mojemu i dziecka. Zamiast cieszyć się ciążą i czekać na przyjście mojego Skarba musiałam wraz z mężem co 3 tygodnie jeździć do Warszawy (300 km w jedną stronę) na podanie mi kolejnej chemii. Natomiast tydzień później na wizytę do ginekologa, by monitorować ciążę. Wszystkie dolegliwości, które towarzyszą ciąży, zostały po stokroć spotęgowane skutkami leczenia.

Mimo to nigdy się nie skarżyłam, bo przepełniała mnie radość, że moje dziecko rozwija się prawidłowo, a ja wciąż mogę zajmować się Lenką. Z każdym kolejnym tygodniem po podaniu chemii włosy wypadały garściami, straciłam brwi i rzęsy. Były chwile, że nie poznawałam siebie, ale nigdy nie poddałam się. Pewnego dnia obolała, zmęczona,z odpornością na granicy wytrzymałości organizmu, po raz pierwszy poczułam ruchy dziecka, to był moment przełomowy, który dał mi siłę do samego porodu.

Nasz synek urodził się w 37 tygodniu ciąży zupełnie zdrowy, ale to nie oznaczało, że skończyła się moja walka.

Musiałam dokończyć kilkanaście wlewów chemioterapii i jeszcze przetrwać miesiąc radioterapii.

Dzięki mojej determinacji i ogromnemu wsparciu mojego męża, rodziny i przyjaciół, przetrwaliśmy te najgorsze miesiące. Jednak walka z tym paskudnym nowotworem i kosztowne wyjazdy na leczenie sprawiły, że nasze dochody topniały z miesiąca na miesiąc. Przez to nie mogę dziś pozwolić sobie chociażby na badania sprawdzające czy dotychczasowe leczenie pomogło i czy rak nie wrócił.

Strach, który odczuwam każdego dnia spowodował, że w końcu odważyłam się prosić o pomoc w walce o powrót do zdrowia, do sprawności, do normalności.

Przecież muszę być silna, muszę walczyć, muszę zrobić wszystko, by żyć dla nich – dla mojej rodziny.

Nie jest łatwo prosić o pomoc. Choroba ta nauczyła mnie jednak, że bez pomocy nie dam rady, więc kieruję swoją prośbę do wszystkich znajomych i ludzi dobrego serca o wsparcie mojej akcji.

Wszystkie zebrane środki chciałabym przeznaczyć na badania (m.in. badanie płynnej biopsji wykonywane co 3 miesiące, koszt ok. 3000 zł), leczenie alternatywne/wspomagające (wlewy z kurkuminy, które dobijają wędrujące macierzyste komórki rakowe, bo to właśnie one podstępnie powodują przerzuty czy wznowy choroby - 1 wlew to kwota 1500 zł, całość kuracji 15000 zł), wizyty u specjalistów, profilaktykę i suplementy wspomagające odporność.

Nigdy nie byłam obojętna wobec krzywdy ludzkiej, zawsze pomagałam innym dlatego wierzę, że teraz, gdy sama jestem w potrzebie, to dobro do mnie wróci, tak jak i wróci do Was…

Tak bardzo kocham życie….

Z całego serca dziękuję za każdą, nawet najdrobniejszą wpłatę!

There is no description yet.

There is no description yet.

The world's first Payment Card. Accept payments wherever you are.
The world's first Payment Card. Accept payments wherever you are.
Find out more

Donations 999

preloader

Comments 108

preloader