Na leki oraz wyjazdy i związane z nimi koszty.
Na leki oraz wyjazdy i związane z nimi koszty.
Our users created 1 231 415 fundraisers and raised 1 363 808 050 zł
What will you fundraise for today?
Description
Hej nazywam się Małgorzata Marczak i jestem założycielką zbiórki dla Maćka, aby mógł zebrać pieniądze niezbędna na swoje leczenie.
Maciek to młody, na co dzień uśmiechnięty, pełen życia i pasji chłopak! W lecie skończył studia i czekał na obronę pracy magisterskiej. Podjął staż i planował późniejsze rozpoczęcie pracy, kiedy wszystko się zmieniło.
Do niedawna cieszył się każdą chwilą, wykonywał codzienne obowiązki, spotykał się z znajomymi. Po prostu korzystał z życia, jak każdy młody człowiek!
W tym miejscu dodam wpis Maćka, który można znaleźć na jego profilu na FB, bo nikt nie przedstawi jego historii lepiej niż On sam
Wszystko zaczęło się 23 sierpnia, kiedy to z samego rana obudziłem się bardzo słaby, wręcz nie mogłem utrzymać się na nogach. Jak to ja, stwierdziłem że nie ma co panikować, że to nic poważnego. Upalne lato, może za mało piłem, może spadł cukier przez noc i różne inne wymówki. Po kolejnej nocy i braku poprawy stwierdziliśmy, że pojedziemy na SOR w Szpitalu w Tarnobrzegu. Wstępna diagnoza: krwawienie do przewodu pokarmowego, które spowodowało ciężką anemię. Przetoczono mi krew i wdrożono leki przeciwkrwotoczne. W przeprowadzonej gastroskopii wyszła niewielka i niegroźna zmiana w żołądku, powstała z całkowitego przypadku. Nabrałem wtedy dużego optymizmu, kilka dni w szpitalu, szybkie leczenie, utrzymać nową lekką dietę po wyjściu do domu i można wracać do starego i lubianego życia. Dzień przed planowanym wypisem po porannym podaniu leków poczułem skurcze w prawej ręce, okazało się, że był to atak padaczki. Pierwszy raz w życiu, nigdy wcześniej u mnie nie wystąpiła. Było to bardzo niepokojące, wezwano neurologa, który nie zauważył nieprawidłowości co na pierwszy moment pozwalało stwierdzić, że mógł to być czysty przypadek lub reakcja na zbyt szybkie wstrzyknięcie leków o poranku. Na szczęście zaplanowano tomografię komputerową głowy z kontrastem. Jej wynik w tamtym momencie był przerażający - 6 zmian w mózgu. Natychmiastowe przeniesienie na oddział neurologii. Wstępna diagnoza - przerzuty nowotworowe. W tamtym momencie nastąpiło całkowite załamanie mojego stanu psychicznego i rozpoczęcie dalszej diagnostyki. W dalszej kolejności wykonano tomografię komputerową klatki piersiowej - występują zmiany w płucach. Oczywiście moją rodzina była cały czas informowana o moim stanie zdrowia i bardzo się cieszę, że usłyszałem pewną historię o chłopaku, który w ciężkim stanie trafił do szpitala z dusznościami z podejrzeniem nowotworu pochodzącego z jądra. Coś mnie tchnęło i podczas wieczornego prysznica w szpitalu przeprowadziłem badanie jąder i wyczułem guza. Następnego dnia rano od razu poinformowałem o tym lekarza, co bardzo szybko przyspieszyło cały proces mojej diagnostyki. Co ciekawe w moim przypadku jądro z guzem nie dawało żadnych objawów chorobowych, typowych dla tego nowotworu. Posiadało jedynie niewielkie i niebolesne zgrubienie. Dlatego też nie zauważyłem tej zmiany wcześniej, a badanie jąder było dla mnie obcą czynnością, bo przecież zwykle mówi się o raku prostaty u mężczyzn w starszym wieku, a niestety rak jądra występujący już od 15 roku życia jest pomijany w szerzeniu informacji wśród młodych osób. Po wstępnych badaniach, USG, konsultacji chirurgicznej i anestezjologicznej już na 4 września zaplanowano operację orchidektomii radykalnej, czyli po prostu usunięcia jądra. Operacja udała się w 100%, trwała krótko a wieczorem już mogłem wstać z łóżka, na następny dzień chodziłem o własnych siłach i wtedy wypisano mnie do domu. Aby nie tracić cennego czasu zdecydowaliśmy o jak najszybszym rozpoczęciu leczenia onkologicznego. Udało nam się zarejestrować do poradni onkologicznej Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie na 10 września. W dzień wizyty od razu zostałem przyjęty na oddział urologiczny. Jeszcze słaby po operacji, z założonymi szwami na ranie, osłabiony po pierwszej chorobie związanej z żołądkiem dostałem kolejne jednostki krwi, a na następny dzień zaplanowano rozpoczęcie pre-fazy chemioterapii, aby zobaczyć jak mój organizm będzie tolerował chemię. Pierwsza chemia trwała przez 3 dni i była dla mnie bardzo ciężka, na 4 dzień mój organizm był tak osłabiony, że nie mogłem się ruszyć z łóżka. Kolejny dzień pozornie przyniósł poprawę, wstałem z dobrą energią, ale tylko do czasu. Przed południem znowu poczułem skurcze w ręce - znowu padaczka. Tym razem na tyle silna, że po obudzeniu się nie wiedziałem jaki jest dzień, która jest godzina, a najgorsze, że moja prawa ręka odmawiała posłuszeństwa. Porażenie było na tyle silne, że ręka była wyłączona z użytku. Trafienie łyżką do buzi graniczyło z cudem, a obsłużenie telefonu kciukiem stało się niemożliwe. Kolejnego dnia zabrali mnie na tomografię głowy z kontrastem, całe szczęście nie znaleziono istotnych zmian, wdrożono leczenie sterydami i lekami przeciwpadaczkowymi. Wstrzymano chemię i rozpoczęto tygodniową obserwację. Mój stan stopniowo się poprawiał, nabierałem sił, wyniki krwi się podnosiły, ale mimo to stan psychiczny dalej był ciężki, ponieważ nie wiadomo było, kiedy rozpocznie się nowy cykl chemioterapii, jak mój organizm na nią zareaguje oraz wiele różnych innych nieznanych czynników. Po ostatecznych badaniach zdecydowano, że 30 września rozpocznę pierwszy z czterech cykli chemioterapii BEP stosowanej przy leczeniu nowotworu złośliwego jądra. Tak też się stało, poniedziałek - 30 września, pierwszy dzień chemii, czułem się dobrze, wreszcie nabrałem optymizmu, drugi i trzeci dzień były podobne. Czwartego i piątego dnia przyszło zmęczenie, uczucie mega kaca, na szczęście do przeżycia. Kolejne 2 dni - szósty i siódmy - miały być zaplanowane na odpoczynek i regenerację, niestety te plany pokrzyżowały ogromne bóle brzucha i wzdęcia. Do dzisiaj nie wiem czy to wynik działania chemioterapii czy mojego długotrwałego leżenia w łóżku, a może nawarstwienie jednego i drugiego. Ósmego dnia mała dolewka chemii i tak bardzo upragniony wypis ze szpitala po 20 dniach. Mimo, że ból brzucha cały czas mi doskwierał byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. 1 października udało się wrócić do domu, do Tarnobrzegu. Przez kilka dni dalej występowały problemy z moim brzuchem lecz z dnia na dzień zauważyć można było poprawę. W domu stopniowo nabierałem sił i 7 października zaplanowaną miałem jednodniową dolewkę chemii według mojego cyklu, odbyła się ona bez zarzutów. Po niej nastąpił bezproblemowy powrót do Tarnobrzegu, a w ciągu ostatniego tygodnia nabrałem bardzo dużo sił i naprawdę poczułem, że ta walka ma sens. 14 października rozpocząłem 2 z 4 cykli chemioterapii, na razie podczas pisania tej historii czuję się dobrze, ale chemioterapia lubi zaskakiwać i nigdy nie wiadomo jak będzie wyglądał kolejny dzień.
Zebrane pieniążki pomogą pokryć koszty leczenia, które odbywa się nie tylko w szpitalu, lecz także poza szpitalem, codziennie Maciek przyjmuje masę leków, które stanowią duży wydatek. Dodatkowo zebrane pieniądze pokryją koszty dojazdów do Warszawy oraz koszt zakwaterowania dla rodziców Maćka, którzy zawsze są z nim w Warszawie podczas przyjmowania chemioterapii.
Za każde wsparcie Maćka serdecznie dziękujemy !
link do profilu Maćka na którym znajdziemy opisaną historię:
https://www.facebook.com/share/p/14HaYt7nDU/?mibextid=WC7FNe
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Bądź silny Chłopaku!