Drodzy Pomagacze,

mój kot Felicjan, zwany na co dzień swojsko Felkiem, potrzebuje pilnej interwencji chirurgicznej. Nie dysponuję kwotą, która umożliwiłaby zabieg. Moja sytuacja materialna jest kiepska, choć robię co mogę, by to zmienić - jak trudno o stałą pracę kobiecie po 50-tce, być może niektórzy z Was wiedzą. Pracuję jako freelancerka, a to oznacza bardzo nieregularne i niewystarczające dochody. Ośmielam się prosić o pomoc, choćby dlatego, że zwierzak już bardzo dużo przeszedł i dzielnie wywinął się śmierci, nim trafił do mnie. Został znaleziony przez dobre dusze w opłakanym stanie i ledwo odratowany. Mimo, że od ludzi wcześniej nie spotkało go nic dobrego (o czym świadczy choćby fakt obecności śrutu w tylnej łapie), Felek jest niezwykle ufnym, przemiłym i łagodnym kotem. Lgnie do ludzi i jest niemożliwym pieszczochem. Sprawia mi mnóstwo radości, a ma teraz szczęśliwy dom i jeśli go uratuję, pożyje jeszcze długo (ma ok. 7 lat).

Z góry dziękuję wszystkim, którym los zwierzaków nie jest obojętny, a lubią historie z happy endem.

Drodzy Dobroczyńcy.

Po pierwsze, z całego serca dziękuję Wam za hojne wsparcie! Tym bardziej, że sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana niż się z początku zdawało i sporo być może jeszcze przed nami...

Pierwotnie był problem z diagnozą, kiedy wreszcie się okazało, co Felkowi jest, było to zaskakujące odkrycie. Okazało się, że przyczyną niemijającego kataru, kichania i łzawienia jest ... fragment ułamanego zęba, który utkwił w jamie nosowej! Poza tym powstała przetoka i jest konieczność usunięcia pozostałych zębów, by zakończyć bezustanny stan zapalny i bakteryjny. Zabieg wcale nie będzie prosty. Kiedy jednak była już wyznaczona data zabiegu, okazało się, że wyniki badania krwi są tak fatalne, że nie ma mowy o znieczuleniu - m.in. b. wysoki poziom kreatyniny nie pozwala na to. Kot przez pięć dni był poddawany płukaniu poprzez całodzienne kroplówki, zrobiono inne badania. Powtórzono badanie krwi i ... okazało się, że jest jeszcze gorzej. Kot ma też kamienie w nerkach, co nie ułatwia sprawy, ale obraz krwi nie wynika z tego faktu. Od 3 dni konsoltujemy Felka u specjalistki od kocich przypadłości nerkowych i nadal usiłujemy dojść przyczyny tego fatalnego stanu krwi. W międzyczasie kot zaliczył wielokrotnie usg, rentgen, badanie ciśnienia i moczu... jutro kolejne wyniki i być może znowu kroplówki. Próbujemy go doporwowadzić do stanu, który pozwoli na zabieg, bo inaczej... Dziś podliczyłam kwotę, którą wydałam do tej pory na wszelkie konsultacje, badania, preparaty i kroplówki to 1250 zł (czyli prawie wszystko to co miało pójść na sam zabieg). Jeśli jutro lekarz zadecyduje o kolejnych kroplówkach, to każda jest w cenie 80 zł, a dodatkowo przyjdą jeszcze jakieś badania, żeby wreszcie ustalić, dlaczego ta krew jest tak fatalna, bo to wygląda jakby kot się otruł... Przy tym wszystkim Felek nie traci rezonu i jak zgodnie orzekło 3 lekarzy - jego wygląd i zachowanie jest zupełnie niewspółmierne do fatalnych wyników (najpierw myśałam, że może pomylono wyniki, ale to już 3 razy zbadano, więc to niemożliwe). Ja wierzę, że Felek ma po prostu wielką wolę życia i przetrwa... Jeśli tak się stanie, wielka w tym będzie również Wasza zasługa, a moją dozgonną wdzięczność macie wszyscy.