Simba - niewinna istotka błaga o pomoc!
Simba - niewinna istotka błaga o pomoc!
Our users created 1 226 078 fundraisers and raised 1 347 898 233 zł
What will you fundraise for today?
Description
Simba błaga o pomoc!
Historia Simby jest już dosyć długa.. ma zaledwie 4 lata, a przeżył już tak wiele. Zaczęło się od wyrzucenia go do lasu w worku na śmieci z całym jego rodzeństwem. Tylko dlatego, że ktoś być może podejrzewał koci katar.. nic bardziej mylnego. Wszystkie kociaki były zdrowe, oprócz Simby. Jak się później okazało Simba ma wadę wrodzoną - silne zwężenie nosogardzieli. Co objawia się problemami z oddychaniem. Może z tym żyć, ale jest mu znacznie trudniej w życiu.. na wolności nie przeżyłby jednego dnia.
Mimo tego Simba cieszył się życiem. Zaprzyjaźnił z drugim kotem, z którym bawił się i spał w jednym miejscu. Do czasu aż 1,5 roku temu pojawiły się u Simby pierwsze wymioty. Nie wiadomo skąd. Nagle... braliśmy z weterynarzem już pod uwagę wszystkie opcje. Nawet te najgorsze. Codziennie przez dwa tygodnie chodziłam z Simbą do weterynarza na pieszo. Nie było mnie stać na autobus.. życie w Poznaniu na wynajmie z marną pensją to walka o przetrwanie, a gdzie tu jeszcze pokrywać koszty weterynarzy. Odmawiałam sobie wszystkiego byleby ratować Simbę i mieć na to środki.. daliśmy radę. Simba wrócił do zdrowia.
Jednak ta sielanka nie trwała zbyt długo.. po mojej przeprowadzce sytuacja z wymiotami wróciła. Wymioty pojawiały się w różnych odstępach czasu. Czasami raz na tydzień, czasami dwa razy w tygodniu, czasami raz na dwa tygodnie. Szukałam dla niego odpowiedniej karmy, gdyż wydawało mi się że tutaj leży problem.Przetestowaliśmy różnego rodzaju karmy gastro, hypoallergenic oraz inne sugerowane przez różne osoby mające do czynienia z kocimi problemami, jak również z john dog. Żadne nie dawały efektów.. W marcu tego roku Simby stan się znacznie pogorszył. Przez 2 miesiące Simba był leczony na różnego rodzaju choroby. Począwszy od chorej tarczycy chorych nerkach, wątrobie skończywszy na chorej trzustce. Simba dostawał dużo leków. Dużo pieniędzy poszło na to leczenie, jednak Simby stan się tylko pogarszał.. wtedy na cito zmieniłam weterynarza.
Drugi weterynarz okazał się dużo lepszym wyborem. Kazano odstawić wszystkie leki zapisane przez poprzedniego w tym lek Apelka na tarczyce, który tylko potęgował wymioty.. jak się później okazało z badań krwi robionych po pół roku od odstawienia apelki Simba ma zdrową tarczyce i nie potrzebował tych leków w ogóle.
Udało się Simbę wyratować z tragicznego stanu. Codzienne kroplówki, zastrzyki, seria badań usg i rtg kontrolujących stan jelit i żołądka. Unormowało się. Jednak wymioty nadal się pojawiały co jakiś czas.
Kolejnym etapem była wizyta w Poznaniu na cito na szczegółowe usg do specjalisty w tej dziedzinie. Z opisu wynikała potrzeba dalszej diagnostyki w tym wykonania zabiegu endoskopii. Długo próbowałam sobie to poukładać w głowie bo bałam się o usypianie Simby. Czy po tym zabiegu się wybudzi i czy będzie wszystko dobrze. Byłam już mocno zadłużona, ale wzięłam kolejną pożyczkę bo zabieg nie należał do tanich. 2 tysiące złotych za sam zabieg plus obowiązkowe badanie echo serca przed zabiegiem to spora suma. Zwłaszcza dla mnie, gdy żyje sama z dwoma kociakami.
Udało się. Simba przeżył zabieg. Jednak nie znaleziono nic niepokojącego. Pobrano wycinki do badań i wysłano do Niemiec. Opcje były dwie, albo bakteria albo coś innego przez co Simba musiałby brać sterydy do końca życia. 14 dni wyjęte z życia w oczekiwaniu na diagnozę. W końcu dostałam wiadomość - licznie występująca bakteria helicobater pyroli. Weterynarz wykonująca zabieg endoskopii podjęła się próby leczenia Simby pod tym kątem. Zaczęło się od antybiotyku po którym Simba wymiotował krwią i dostał silnego rozwolnienia. Na co usłyszałam od tej weterynarz, że to normalne.. później Simbie kazano podawać omeprazol, na który zareagował bardzo dobrze. Bez wymiotów, bez bulgotania i jeżdżenia w brzuszku, bez slinienia się, bez nieprzespanych nocy. Simba stał się żywym i cieszącym się życiem kociakiem - takiego jakiego go znałam z tych najlepszych dla niego chwil. Jednak z racji tego, że Simba nie mógł być na tym leku podtrzymującym zbyt długo, a po odstawieniu go wszystkie objawy wróciły kazano mi ściągnąć jeden lek z Niemiec - sucrabest. Po tym leku Simba znowu zaczął wymiotować i mieć rozwolnienie tak jak po antybiotyku, z tym że obeszło się bez krwi w wymiocinach. Po tej sytuacji kazano ponownie wrócić do omeprazolu. W międzyczasie kolejne badania krwi kontrolne z których wyszedł mocno obniżony kwas foliowy i pogorszone parametry wątrobowe. Przed podawaniem omeprazolu te wyniki były w porządku. Kazano mi kontynuować podawanie omeprazolu i zapisano dodatkowo hepatiale na wątrobę i ludzki kwas foliowy - folik 0,4 mg. Po tym Simba poczuł się tragicznie. Pierwszy raz zobaczyłam Simbę w takim stanie. Jeden dzień cały przespał bez reakcji na cokolwiek czy kogokolwiek. Z wiecznie głodnego kociaka nagle zmienił się w kota, który w ogóle nie reagował na jedzenie. Nie chciał jeść ani pić. Nawet do kuwety nie wstał. Codziennie byłam z nim u miejscowego weterynarza, który znowu ratował go tak jak poprzednio po innym weterynarzu, który testował na Simbie różne leki.
Aktualnie stan Simby nadal jest zły. Jeden dzień daliśmy mu spokój by zobaczyć jak będzie funkcjonował, ale od następnego dnia dalej będzie walka o jego zdrowie.. znowu kłucie i wenflon plus kroplówka. Prawdopodobnie kolejne usg i rtg by sprawdzić stan brzuszka. Simbie doszedł dodatkowy objaw - silnie zagazowanych jelit. Do tego wraca mu slinienie się, jeżdżenie po brzuszku. Czeka mnie konsultacja z dietetykiem i prawdopodobnie wizyta we Wrocławiu, gdzie Simba miał robioną rinoskopię po której stwierdzono wadę wrodzoną w tym nosku. Być może to wszystko się ze sobą łączy. Simba próbując jeść łapie dużo powietrza, które razem z jedzeniem trafia do żołądka. Tam tworzą się przez to gazy plus dolegliwości powodujące jeżdżenie i ślinienie się mogą świadczyć o alergii pokarmowej.
Nie wiem też czy ten proces leczenia Simby na tą bakterie był konieczny, ponieważ z tego co konsultowałam z wieloma innymi weterynarzami ta bakteria naturalnie bytuje w zwierzęcym jak i ludzkim organizmie. Mimo wszystko, mimo tego czasu poświęconego, tych nieprzespanych nocy, tych wyrzeczeń i nerwów nie chcę się poddać. Chcę walczyć o Simbę bo nie jest to wyrok śmierci, nie jest to rak czy nieuleczalna choroba, która mogłaby przekreślić jego szanse na normalne życie. Jest to dolegliwość żołądkowo-jelitowa, która jest ukryta, a jednak wiele szkód może wyrządzić. Zwłaszcza tak małej istotce. Tak jak i my ludzie zaczynamy chorować na różnego rodzaju problemy z jelitami przez tą żywność, którą jesteśmy karmieni tak samo nasze zwierzęta również zaczynają chorować.. ale nie możemy z tym nie walczyć. Trzeba sobie pomóc.. wspólnie, wzajemnie by godnie móc żyć na tym świecie.
Dlatego błagam Was w imieniu Simby o chociaż złotówkę. Jakikolwiek grosz, który pozwoli mi dalej działać, dalej drążyć temat by dojść w końcu do tego co tak naprawdę dolega Simbie. By móc go wyciągnąć z tego ciężkiego stanu, w który zapędzili go różni weterynarze testujący na nim różne leki.. nie mogę odpuścić. Nie mogę pozwolić mu przeżywać męki w samotności tylko dlatego, że nie mam na to pieniędzy.. nie chcę tego. Chcę walczyć o jego normalne życie bo na to zasługuje i ma wolę walki do tego by żyć. Tyle już przeżył, a on mimo to się nie poddaje.. mimo to chcę i próbuje walczyć resztką sił, która mu pozostała. Błagam pomóżcie mu w tej walce wygrać! Pomóżcie mi go uratować!
Simba niestety zaczyna różnie reagować na dietę, którą ma dobraną indywidualnie. Każda zmiana diety mnie kosztuje, a Simbie przestaje ona służyć już w ogóle. Proszę o pomoc. Jestem jeszcze w trakcie ustalania planu leczenia z innym weterynarzem, który może będzie w stanie mu pomóc, ale to wszystko kosztuje. Simba by żyć musi jeść, ale by mógł jeść jego jelitka muszą normalnie funkcjonować. By normalnie funkcjonowały potrzebna jest dodatkowa diagnostyka. A to wszystko kosztuje.. ja już nie mam na nic dla siebie, ani dla drugiego kota, który też musi coś jeść. Jedna Fundacja wsparła mnie karmą dla tego kota, ja wyprzedaję wszystko co mam, ubrania, sprzęt, byleby mieć pieniądze na dalsze leczenie, ale to się nie uda bez Was bo to są marnę grosze, a ja jestem sama. Tutaj liczy się ilość, nie jakość, nie kto ile wpłaci, ale to ile nas wpłaci chociaż złotówkę. Proszę Was pomóżcie.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.