W okolicy, w której mieszkam od wielu lat bezdomnymi kotami zajmują się dwie Panie.

Świątek, piątek czy niedziela. Lato czy zima. Deszcz, upał czy śnieżyca. Albo złamana noga ...

Nic nie powstrzymuje Pań od opieki nad bezdomniakami.

Usłyszałam całą opowieść, od początków - gdzie kotów było około 30. Panie wypożyczały klatkę/ pułapkę i łapały koty i zawoziły na sterylizację czy leczenie. Wielu kotom udało się znaleźć nowy dom.

W tej chwili kotów zostało już kilka. Koty, pomimo starań, nie chcą się udomowić. Widocznie pasuje im takie życie.

Panie więc przychodzą dwa razy dziennie i dokarmiają koty. Puszki, saszetki, suche jedzenie, gotowane ciepłe jedzenie zimą.

Wymiana wody w miseczkach i zawsze czyste miseczki.

Panie robią to wszystko bezinteresownie. Nie mają żadnego dofinansowania. Wszystko kupują za własne pieniądze. Czasem ktoś z sąsiadów przyniesie jedzenie dla kotów, ale Panie głównie kupują karmę za pieniądze z emerytur. Łatwo nie jest ale nigdy nie narzekają.

Panie nic nie wiedzą o mojej inicjatywie, chcę im zrobić niespodziankę przed Świętami i wręczyć pudło z karmą.

A więc do dzieła!