Sobotni leniwy poranek przerywa dramatyczny telefon. Pani przekazuje informację szlochając,prosząc o pomoc. Przybłąkała się kotka która urodziła kocięta w jej kotłowni dostając sie przez uchylone okno porzuciła kocieta. Od dwóch dni kotka nie przychodzi maluszki przestały juz nawoływać mamę opadły z sił, nie ruszają się. Biegiem wsiedliśmy do auta,w głowie uķladając plan działania i bojąc się że zanim dojedziemy będzie za późno. Dojechaliśmy,Pani stoi zapłakana prowadzi nas do kotłowni. Widzimy kocieta, szybka ocena ich stanu zmusza nas do większego pośpiechu. Woda,butelki,rozrabiamy mieszankę dla kociąt jednocześnie karmiąc i pakując je do pojemnika z kocami i termoforami. Jedziemy do weterynarza...

Lekarz przebadał dokladnie każdego malucha,ocenia wiek na 3 tygodnie, podał leki,króplowki,witaminy.

Przekazując nam że dwa maluchy nie wiadomo czy przeżyją,są bardzo słabe.

Na szczęście mamy inkubator,kociaki osłabione nie trzymają ciepła.

Inkubator to luksus który udalo nam się zakupić wygrywając konkurs FIO na dotację.

Czeka nas cieżka noc.

Oby nam się udalo.

Potrzebujemy wsparcia finansowego aby zabezpieczyć te maluszki w opiekę weterynaryjną,mleko,preparaty wzmacniające,środki higieniczne.

Sami nie dajemy rady. Jesteśmy wolontariuszami oddajemy nasz czas,dom,ręce,serca ale żeby pomagać potrzebujemy mieć za co.

Gdyby nasze kochane miasto nie zapomniało że koty wolnożyjące potrzebują sterylizacji i środki które przeznacza na to są niewystarczające to my miałybyśmy mniej umierających kociąt do ratowania.

Z całego serca prosimy o pomoc.