Hej, mam na imię Natalia. Mam 38 lat oraz dwójkę cudownych dzieci - Lilkę (9,5 lat) i Brunka (1,5 roczku).

Mam również ponad 50000 długów, nie mogę wrócić do pracy i nie potrafię się dźwignąć, stanąć na nogi i pójść do przodu...

Codziennie daję radę aby związać koniec z końcem, jednak rachunki i kredyty (ponad 2000 miesięcznie) trochę to utrudniają. Nigdy nie byłam kimś kto się poddaje a ostatnio wydaje mi się że za chwilę nie będę miała innego wyjścia, po prostu zaczyna mi brakować sił. Gdzieś się pogubiłam, aby ratować siebie i dzieci zaciągnęłam kredyty które teraz bardzo utrudniają mi codzienność. Nie mogę wrócić na etat do pracy z racji silnych alergii młodszego syna, który dostaje wstrząsów anafilaktycznych i musi już zawsze mieć przy sobie adrenalinę... Mogę jedynie trochę dorobić, niestety nie zawsze to 'trochę' starcza na życie...

Od pół roku sporo się zmieniło u mnie, wywróciło się... Parę lat temu, z głową pełną marzeń i planów, wyprowadziłam się na południe Polski aby rozpocząć życie od nowa i dać sobie jeszcze jedną szansę. Pół roku temu musiałam opuścić Podhale i moje marzenia z powodów finansowych, a dziś ledwo stoję na nogach.

Długo myślałam o tym, czy zostawić tu swoją zrzutkę... Jest przecież tyle ludzi, tyle chorych dzieci, które bardziej potrzebują pomocy... Myślałam że po prostu na to nie zasługuję... Ale jednak jestem i proszę chociaż o złotówkę... Abym mogła chociaż częściowo spłacić długi i się podnieść, stanąć w końcu znowu na nogi i ruszyć znowu do przodu... Chcę wierzyć, że mi się uda.

Nauczyłam się, że życie potraci wszystko zweryfikować... I dotarło to do mnie, kiedy stanęłam przed wyborem - zapłacić rachunek, spłacić ratę kredytu czy kupić jedzenie... Nie ściemniam, nie wymyślam. Po prostu proszę o jakąkolwiek sumę, choćby 5 złotych, i to już pozwoli mi wrócić na odpowiednie tory i pchnie do przodu... Z góry dziękuję <3