Kiedy choruje jedna osoba... choruje cała rodzina.

To historia mojej mamy, która teraz zaczyna swoje kolejne starcie z chorobą.

Małgorzata - opowiem Wam moją historię:

Trzy lata temu diagnoza " rak piersi". Brzmi strasznie... ale wiemy, że da się to wyleczyć.

Operacje... w sumie 4.

Chemia... radioterapia... to był mega ciężki rok, który zostawił po sobie mnóstwo zdrowotnych skutków ubocznych leczenia.

Rok temu kolejny maraton lekarski... boli brzuch i nikt nie umie znaleźć powodu.

Po kilku tygodniach kolejna diagnoza... guz trzustki!

W trybie pilnym operacja. Bardzo ciężka i z powikłaniami. I diagnoza... Rak trzustki.

... 20 kg mniej... kolejne tygodnie bez sił. Udało się przetrwać dzięki wsparciu rodziny, przyjaciół, znajomych.

Potem 7 długich miesięcy potwornie ciężkiej chemioterapii. I wciąż niezłomna wiara, że się uda.

Po skończonej chemii badania kontrolne wykazały przerzut do pnia trzewnego.

Pień trzewny to takie miejsce, którego nikt nie zdecyduje się operować, bo to grozi śmiercią na stole operacyjnym.

I runęła wiara w powrót do zdrowia, do pracy, do normalnego życia.

Na szczęście rodzina i przyjaciele się nie poddali.

Teraz pojawiła się nadzieja. Bo ewidentnie jest przerzut... ewidentnie w paskudnym miejscu i na pewno będzie to wymagać leczenia do końca życia. Ale jest cień szansy, że to przerzut raka piersi a nie trzustki. Diagnozujemy od początku...

Kolejny maraton i zderzenie z bezdusznym systemem.

Na to wszystko niestety potrzebne są pieniądze. Liczy się czas, którego nie mamy.

Szybka diagnoza i dobrze dobrane leczenie dają szansę na życie. Tak po prostu. Nawet jeśli jako pacjent paliatywny.

Niestety... to wszystko są ogromne koszty i bez pomocy i Waszego wsparcia nie damy sobie rady.