Kilka miesięcy temu zabrałyśmy z koleżankami, z którymi razem pomagamy bezdomniakom, 2 kociaki z obory w gospodarstwie w Wiślince. Jedno maleństwo odeszło, drugiego kociaka udało się wyleczyć i niedawno wyadoptować. Wzięłyśmy też stamtąd nieco później kolejnego malucha (jest gotowy do adopcji) oraz jeszcze przed zimą udało się wykastrować jedną kotkę. Pozostały z tej gromadki jeszcze 3 koty do zabiegów.

Byłyśmy z panią karmicielką umówione, że jak tylko temperatury będą dodatnie, to złapiemy pozostałe koty...

Jednak jeden z kocurków pod koniec stycznia zniknął na kilka dni. Pojawił się w poniedziałek 5 lutego z paskudnym urazem oka. Przynajmniej tak sądziłyśmy. Dwa dni później został złapany i zaopatrzony antybiotykiem i lekiem przeciwzapalnym. Udało się umówić zabieg na kolejny dzień. Wiadomo już, że jego powieka jest chorobowo zmieniona. Dr pobrał wycinek i wysłał na badanie histopatologiczne. W oczekiwaniu na wynik kot został zabezpieczony antybiotykiem, jeśli pozwoli sobie zakraplać w tym czasie oko, to będzie cudnie. A że ma też grzybiczopodobne zmiany na skórze, to pobrano mu zeskrobinę i wysłano na pcr, żeby wynik był w miarę szybko.

Te wszystkie zabiegi, badania i leki już wyniosły tysiąc zł. Jakie będą kolejne koszty - jeszcze nie wiemy, ale mamy nadzieję, że wrażliwe dusze zechcą nas wesprzeć i spłacić obecną fakturę. Bardzo prosimy o pomoc.