Gdy martwimy się o każdy kolejny dzień, o kolejne napływające faktury dostajemy zgłoszenie o nim. Bezimienny, bezdomny, dokarmiany jedynie przez starszą panią na wsi. Podobno miał jakieś guzy, ale gdy przyjechaliśmy na miejsce nie było po nich śladu. Dla pewności zabraliśmy go do weterynarza, który zgodził się potrzymać go u siebie w szpitaliku i diagnozować.

Kiedy dostaliśmy telefon z lecznicy i usłyszeliśmy, że potrzeba jest kosztowna operacja chciało nam się krzyczeć z rozpaczy, ale co innego mogliśmy zrobić niż tylko podjąć walkę o życie bez bólu dla tego cudownego kociaka. Czarik, bo tak dostał na imię w lecznicy, chodził od dawna ze złamaniem kości udowej, które źle się zrosło. Ile wycierpiał ten kociak trudno nam sobie nawet wyobrazić…

Podczas operacji konieczne było rozcięcie kości, wyczyszczenie blizny, która się na niej utworzyła i wszczepienie płytki, która ma za zadanie zespolić całość. Niestety po operacji Czarik okazał się bardzo niesfornym pacjentem. W klatce bardzo się buntował, nie chciał siedzieć w kołnierzu, szalał i niestety doszło do przesunięcia płytki w kości, a to wiąże się z kolejną operacją. Po operacji czeka go jeszcze długi czas rekonwalescencji w klatce kennelowej i rehabilitacja.

Wierzmy, że wspomożecie nas w walce o Czarika. On zasługuje na to, by poznać tą lepszą stronę życia.