Pomóż uzbierać na turnusy rehabilitacyjne
Pomóż uzbierać na turnusy rehabilitacyjne
Our users created 1 231 682 fundraisers and raised 1 364 609 194 zł
What will you fundraise for today?
Description
Cześć, jestem Zbyszek. Zaczęło się niewinnie. W sobotę źle się poczułem, jakiś katar, jakieś drapanie w gardle, pomyślałem "coś mnie bierze". W niedzielę leżałem już z bardzo wysoką gorączką, do tego zaczęło mnie mdlić, nie mogłem nic jeść. Pomyślałem, że to jakaś wirusówka, przecież czasem miewałem. Na poniedziałek nie udało mi się nigdzie umówić na wizytę lekarską, ale we wtorek już tak. Zostałem jak to się mówi - odprawiony z kwitkiem: pan sobie kupi tabletki X (jedne z szeroko reklamowanych), dużo pije i odpoczywa. Od razu wiedziałem, że to zła diagnoza i na środę umówiłem się do innego lekarza. Diagnoza podobna, ale dodatkowo dostałem skierowanie na badania oraz nowe leki, bo czułem się coraz gorzej. Badań nie zdążyłem zrobić a w piątek czułem się już tak fatalnie, że pojechałem do miejskiego szpitala na ostry dyżur. Musiało być naprawdę źle, bo kompletnie nie pamiętałem drogi do szpitala, nie pamiętałem, jak tam dojechalem. Po wstępnych badaniach, usłyszałem pierwszą diagnozę - SEPSA z niewydolnością wielonarządową. Szok! Przecież ludzie na to umierają! Zostałem w szpitalu na noc. Następnego dnia niestety już nie odzyskałem przytomności... W szpitalu panika, krzątanina, jedne badania za drugimi i z chwili na chwilę coraz gorsze wiadomości dla rodziny. Po wstępnych wynikach badań oraz oględzinach, kolejne miażdżące słowa - podejrzenie UDARU MÓZGU. Przykre jest to, że lekarze zorientowali się dopiero następnego dnia, kiedy już było za późno aby cokolwiek zrobić. Pierwsze, wyraźne objawy udaru miałem już w piątek wieczorem, będąc na ostrym dyżurze, ale wtedy lekarze standardowo podejrzewali, że "coś brałem". W sobotę po południu zostałem przewieziony do innego szpitala, specjalizującego się w leczeniu chorób zakaźnych i tam, dopiero w nocy, po zrobionej tomografii głowy potwierdziło się najgorsze - ROZLEGŁY NIEDOKRWIENNY UDAR MÓZGU Z PORAŻENIEM POŁOWICZYM LEWOSTRONNYM... Ponad dwa tygodnie leżałem w śpiączce, zaintubowany, z niewydolnością krążeniowo oddechową. Liczne badania, kolejne diagnozy i walka o życie. W tym szpitalu przeszedłem długotrwałą intensywną terapię bardzo silnymi antybiotykami, które to z jednej strony pomogły mi pokonać sepsę, ale z drugiej strony kompletnie wyjałowiły organizm z wszelkiej odporności. Będąc tam, dwukrotnie przeszedłem zapalenie płuc, a w międzyczasie czekałem na zakwalifikowanie się do kolejnego szpitala na rehabilitację neurologiczną. W końcu udało sie! Wszyscy byli szczęśliwi, że w końcu można było pożegnać jedną chorobę i w pełni skupić się na walce ze skutkami udaru. Zostałem przyjęty na wyczekiwaną rehabilitację i już widziałem pierwsze jej efekty. Niestety moja radość nie trwała długo. Znowu zacząłem dziwnie się czuć, byłem dziwnie zmęczony, miałem niskie ciśnienie, wysokie tętno. Wydawało nam się jednak, że po udarach tak jest, że to normalne. W końcu jestem w szpitalu i lekarze wiedzą, co robią. Po zgłoszeniu tego dziwnego samopoczucia lekarzom i po dodatkowych badaniach okazało się, że mam kolejne zapalenie płuc. Znowu szok i niedowierzanie, bo to niosło ze sobą ryzyko przerwania rehabilitacji na około tydzień. Zrobiono mi kolejne badania i kolejna diagnoza zwaliła z nóg. Równo po czterech tygodniach rehabilitacji, zostałem natychmiast, w trybie pilnym, przeniesiony na oddział intensywnej terapii kardiologicznej. Okazało się, że mam niemal CAŁKOWITĄ DESTRUKCJĘ ZASTAWKI AORTALNEJ, po przebytym INFEKCYJNYM ZAPALENIU WSIERDZIA. Jak to?! Dlaczego teraz dostaję taką wiadomość?! Przecież miałem wcześniej robione badania, które powinny to wykazać i na wczesnym etapie infekcji można byłoby uniknąć operacji! Na te pytania nie dostałem odpowiedzi... Najprawdopodobniej to ostatnie okazało się przyczyną sepsy oraz udaru. Tak więc do zestawu, doszła jeszcze operacja wstawienia zastawki serca. Nie miałem wyjścia, to była operacja ratująca życie. Bałem się strasznie. Przebyty udar stawia mnie w czołówce osób o podwyższonym ryzyku wystąpienia kolejnego udaru przy jakichkolwiek operacjach. Na szczęście, tym razem, los okazał się bardziej łaskawy i operacja przeszła bez komplikacji. Z dobrych informacji, to by było na tyle. Niestety operacja na otwartym sercu, z rozcięciem mostka, zablokowała mi rehabilitację ręki na pół roku, a samo przeniesienie mnie z "neurologii" na "kardiologię", zamknęło możliwość powrotu na rehabilitację. Koniec. Kropka. Dla systemu moja rehabilitacja została zakończona i nieważne, że wykorzystałem tylko niewielki skrawek tego, co mi pierwotnie przysługiwało. Nieważne, że nadal byłem niesprawny. Nieważne, że ręka nadal pozostawała kompletnie niewładna. Wg przepisów zakończyłem tę rehabilitację. Po kilku miesiącach pobytu w różnych szpitalach wróciłem w końcu do domu. Pierwsze tygodnie, to był koszmar, najgorszy okres w moim życiu, ale oszczędzę Wam szczegółów. W tzw międzyczasie udało mi się zakwalifikować na rehabilitację kardiologiczną, w celu poprawy pracy mojego serducha. Średnia wieku, to było 70 lat i dosyć niekomfortowo się czułem, widząc pełne politowania spojrzenia tych staruszków skierowane w moją stronę. Mimo, że byłem tam najmłodszy, to na ironię najbardziej chory. Nie poddawałem się jednak i walczyłem na tyle, na ile mogłem, zarówno tam, jak i w domu, dzięki prywatnej rehabilitacji. Nad ręką nie mogłem pracować, więc skupiłem się na nodze. Postępy były i są widoczne z każdym miesiącem, jednak prywatna rehabilitacja strasznie drenuje domowy budżet. W pewnym momencie dochodzisz do ściany i uświadamiasz sobie, że aby osiągnąć kolejne postępy, potrzeba czegoś więcej, że domowa rehabilitacja już nie wystarczy. Niestety koszt turnusów rehabilitacyjnych w ośrodkach, które mogą mi najlepiej pomóc, są mocno poza naszym domowym budżetem, a takich pobytów powinienem odbyć... aż do powrotu całkowitej sprawności. Co najmniej kilka, choć bardziej prawdopodobne jest kilkanaście. Tego nikt nie wie, ponieważ każdy przypadek to indywidualna sprawa. Koszt jednego dwutygodniowego turnusu, to ok. 6.000zł-6.500zł; trzytygodniowego - ponad 9.000zł; natomiast czterotygodniowe turnusy kosztują prawie 13.000 zł. W jakim obecnie jestem stanie? Co prawda chodzę, ale nadal stanowi to dla mnie problem, natomiast ręka wciąż pozostaje kompletnie niesprawna, a do niektórych czynności, nadal potrzebuję pomocy innych. Dodatkowo, w "bonusie" dostałem padaczki poudarowej. To jest częste, niestety. Dużo mi się, tego przez rok nazbierało. Wg lekarzy, to cud, że w ogóle żyję, bo szanse miałem praktycznie żadne. Choroba wszystko przewartościowała, moje życie wywróciło się do góry nogami. Mam świadomość, że już nigdy pewnych rzeczy nie będę mógł robić. Nie będę mógł robić tego, co do tej pory lubiłem. Teraz mam inne marzenia. Chciałbym znowu normalnie chodzić i odzyskać sprawność w ręku, przestać być zależnym od innych.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Zbychu trzymaj się, wierzę że pokochasz tę okropną chorobę.
Beatko, duzo zdrowia dla Twojego męża i szybkiego powrotu do formy! Trzymajcie sie!
Po raz drugi, bo wiem, że się uda ❤️
Szybkiego powrotu do zdrowia trzymamy kciuki.
Powodzenia!!