Nazywa się Lisek, bo jego rude futerko i bystre oczy od razu przypominały małego liska. Został znaleziony jesienią na poboczu drogi, wyziębiony, przemoczony, z trudem oddychający. Ktoś go porzucił jak śmiecia.

Lisek nie miał siły uciekać, a jego łagodny wzrok jakby prosił: „Nie zostawiaj mnie.”

Zabraliśmy go do weterynarza, gdzie przeszedł pierwsze badania. Myśleliśmy, że to tylko infekcja i odwodnienie, ale prawda okazała się brutalna…

To rzadka i bardzo groźna wada, która powoduje, że część pokarmu trafia do dróg oddechowych. Każdy kęs, który Lisek próbuje połknąć, może go zabić. Już dziś oddycha z trudem i świszczącym oddechem, a przy karmieniu dusi się.

Jedynym ratunkiem jest złożona operacja przeprowadzana przez specjalistów w klinice w Warszawie. Jej koszt to 12000 zł , nie wliczając transportu, badań kontrolnych i opieki pooperacyjnej.

Dla Liska to być albo nie być.

Lisek to kot, który mimo cierpienia nie przestał ufać ludziom. Mruczy, kiedy go głaszczemy. Patrzy prosto w oczy, jakby rozumiał, że walczymy razem. On naprawdę chce żyć – i zasługuje na tę szansę.

Nie możemy pozwolić, by jego historia skończyła się teraz.

Wierzymy, że razem damy radę. Nawet symboliczna wpłata 5 zł może być tym brakującym ogniwem, które uratuje życie Liska. Jeśli nie możesz wpłacić – udostępnij. Opowiedz znajomym. Pomóż nam działać.

Dziękujemy, że jesteś.

Lisek też by Ci podziękował – gdyby tylko mógł mówić.