Podczas ostatniej wyprawy Jeep mojego brata doszczętnie się spalił...

Na to co z niego zostało przykro było patrzeć. Szczęśliwie nikomu nic się nie stało, ale serce Bartka rozsypało się na kawałki, bo jazda po bezdrożach jest jego życiową pasją, a auto bylo oczkiem w głowie. Dlatego finał ostatniej wycieczki był dla Bartka prawdziwym dramatem. Na kolejnym podjeździe, z niewiadomych przyczyn, zaczęło dymić się spod maski, po chwili na spodzie zawieszenia pojawiły się płomienie, mimo szybkiej reakcji i zużyciu kilku gaśnic ognia nie udało się opanować. Szybko cały samochód stanął w płomieniach i trzeba było uciekać na bezpieczną odległość, a Bartek mógł tylko patrzeć, jak dzieło jego ciężkiej pracy, w jednej chwili idzie z dymem. Chłopak wrzucił w auto naprawdę dużo serca, pieniędzy i czasu, zachęcił też sporo osób do swojego hobby. Naszym marzeniem jest, aby pomimo gigantycznego pecha nie musiał kończyć przygody z offroadem. Stąd prośba do Was… Gdyby każdy kto może rzucił jakiś grosz, może udałoby mu się wrócić do jazdy. Bartek wydał na ten samochód wszystkie oszczędności i w tym momencie kupno nowej terenówki jest kompletnie poza jego zasięgiem...