W piątek dostajemy zgłoszenie o podrzuconym kociaku. Kociak jest zimny i nie ma sił. Od razu trafia do weterynarza. Temperatura ciała tylko 35 stopni. Test na panleukopenie ujemny. Kociak dostaje leki i musi być dogrzewany. W sobotę czuje się już lepiej. Niestety w niedzielę ok 9 dostajemy informację, że kotek znów jest zimny i leży bez ruchu. Od razu jedzie na ostry dyżur. Dzwoni do nas weterynarz i mówi, że maluch jest w stanie agonalnym i jedyne co może zrobić to pomóc mu odejść bez bólu. Z żalem pozwalamy na to. Zasypia spokojnie...

Choć wiedzieliśmy, że wizyta w niedzielę na ostrym dyżurze to spory koszt nie mogliśmy odmówić maluszkowi pomocy. On miał na tyle szczęścia, że trafił na podwórko Dobrych Ludzi, którzy nie przeszli obojętnie i zajęli się maluchem. Niestety nie wiemy czy miał rodzeństwo i czy ono gdzieś samotnie nie umierało...

To faktura tylko za 1 kota. Za 1 wizytę. Czy można przeliczać pomoc na pieniądze? Czy widząc cierpienie odwracać głowę? Mimo, że dostał tam tylko ostatnią posługę to przynajmniej nie umierał w bólu.

Pomożecie i tym razem?