id: erean3

Druga szansa na rodzicielstwo

Druga szansa na rodzicielstwo

Description

Kiedy myślimy o marzeniach w czasie studiów, przed oczami zazwyczaj stają nam wielkie plany – dalekie podróże, zwiedzanie świata, liczne kursy, wyjścia ze znajomymi, czy przyszła kariera zawodowa. Mnie te wszystkie rzeczy zawsze cieszyły, ale najważniejszy cel był jeden – dzieci. Macierzyństwo było tym największym szaleństwem, marzeniem i wizją pełnej realizacji. Pierwsze dziecko na studiach, potem kolejne, najlepiej czwórka...życie szybko zweryfikowało plany.


Przeszkoda za przeszkodą – problemy z sercem, zmiany hormonalne, depresja, wieloletnie diagnozy i nieustanne leczenie już od gimnazjum. Mnóstwo wysiłku, ale zakończenie sukcesem. I w momencie, kiedy wydawało się, że wszystko jest już na dobrej drodze – życie bez żadnych leków, dobra kondycja, ślub w planach – zaczęły się schody bardziej strome niż kiedykolwiek wcześniej.


Problemy z gospodarką węglowodanową zaczęły się u mnie już w liceum, ale zrównoważona dieta i regularne posiłki co trzy godziny stabilizowały sprawę, aż w 2020 roku, w wieku 23 lat, nie zmieniając ilości ruchu i nawyków żywieniowych, zaczęłam tyć w ogromnym tempie. Do tego doszło coraz gorsze samopoczucie. Osłabienie po niemal każdym posiłku, zawroty głowy, drżenia. W najgorszym momencie zdarzało mi się tracić świadomość po dojściu na przystanek 10 minut od domu. Chodzenie na uczelnię i do pracy graniczyło z cudem, o jakiejkolwiek aktywności fizycznej mogłam zapomnieć. Diagnoza zajęła prawie rok – duża insulinooporność, hiperinsulinemia i przede wszystkim hipoglikemia reaktywna, która była przyczyną zasłabnięć.


Kolejne miesiące układania diety i wypróbowywania wszystkich dostępnych leków. Z początku próbowałam sama układać sobie dietę wg zasad polecanych przez lekarzy i szpitalnych dietetyków, ale w ciągu dwóch miesięcy wyniki pogorszyły się na tyle, że były na granicy cukrzycy. Podejrzenie guza trzustki, pobyt w szpitalu, rezonans, próba głodowa. I jedyne wciąż to samo zalecenie: dieta i ruch.


Od początku 2021 pozostawałam pod opieką jednej z najlepszych dietetyczek w Polsce, która wyprowadziła na prostą setki osób z podobnymi zaburzeniami. Tyłam i na 2000 kcal, i na 1800, na 1500, i na 1200...walczyłam o każdy ruch i aktywność. Ponad pół roku zajęło ułożenie diety, która pozwoliła mi powrócić do kondycji i zacząć normalnie żyć. Otrzymałam nawet darmowy miesiąc za bycie największym wyzwaniem w karierze…


W międzyczasie wizyty u wielu diabetologów i endokrynologów, najbardziej polecanych w Krakowie, a nawet w Gdańsku. Rozkładali ręce. Na leczenie i specjalistyczną dietę wydałam całe swoje oszczędności. W połowie 2021 roku podjęłam decyzję o przejściu na leki najnowszej generacji, jako ostatnią deskę ratunku. Początkowo 400 zł miesięcznie, później 800 zł. Wymagało to ode mnie przeprowadzki i zmiany pracy. Niestety mój organizm nie potrafił sobie z nimi poradzić. Zatrułam się tak bardzo, że wracałam do siebie kolejnych kilka tygodni.


W ciągu półtora roku przytyłam prawie 40 kg. Dawno niewidziani znajomi przestali mnie poznawać na ulicy. Moja walka dietą i ruchem spowodowała tyle, że przestałam tyć. Po wakacjach 2021 postanowiłam odpuścić leczenie. Wypróbowałam już tyle leków i lekarzy, że kolejne wizyty i rozkładanie rąk nie powodowały nic więcej oprócz kolejnego stresu. Uczyłam się żyć z nowym wyglądem i na nowych warunkach. Skupiłam się na ruchu i diecie, moje samopoczucie było bardzo dobre.


Przez cały ten czas, kiedy nic nie działało i kolejni lekarze się poddawali, mnie trzymała ostateczna myśl, że chcę się wyleczyć, żeby zajść w ciążę i bezpiecznie urodzić dziecko. Dzięki temu miałam siłę w najgorszych momentach, żeby się nie poddać, nie odpuścić, nie rzucić diety i wizyt lekarskich. Po dwóch latach walki dostałam od ginekologa zielone światło. Powiedziała, że moja waga nie jest według niej przeszkodą (na szczęście przed przytyciem byłam bardzo szczupła), a cukry i samopoczucie są unormowane. Już od jakiegoś czasu żyłam pełnią życia, początkiem małżeństwa, remontem mieszkania, wróciłam na studia, do pracy i przede wszystkim do ruchu.


Upragnione dwie kreski zobaczyliśmy już w tym samym cyklu. Trudno było mi uwierzyć w moje szczęście. Po tylu latach walki i przeciwności coś udało się tak po prostu. Celebrowałam każdy dzień ciąży, żyłam z dnia na dzień, starając się przeżyć ten czas jak najlepiej. Zaczynałam powoli wierzyć w to, że osiągnęłam swój limit nieszczęść i teraz już wszystko zacznie się układać. Niestety nasze szczęście nie trwało długo. W styczniu okazało się, że serduszko naszego syna nie bije. Świat zawalił się ponownie.


W wieku 24 lat pochowałam własne dziecko. Takie rzeczy nigdy nie powinny mieć miejsca. Kiedy wcześniej wyobrażałam sobie taki scenariusz, myślałam, że byłaby to ta jedna rzecz za dużo, której bym nie zniosła. Dzięki miłości i wsparciu męża udało mi się podnieść i teraz walczymy dalej.


Powrót do zdrowia po poronieniu okazał się szczególnie trudny. Straciłam mnóstwo krwi, nie mogłam wyzbierać się z anemii i licznych komplikacji. Kiedy powoli i z nową siłą pokonywałam dobrze mi już znaną drogę – powrót na uczelnię, do pracy, do kondycji… – zaczęły się krwotoki uniemożliwiające mi funkcjonowanie. Po trzech miesiącach od poronienia okazało się, że coś jest nie tak i czeka mnie pobyt w szpitalu oraz zabieg. Po trzech miesiącach walki o powrót do siebie jestem z powrotem w punkcie zero.


Jednocześnie ginekolodzy twierdzą, że moja choroba, już ustabilizowana, nie była przyczyną śmierci synka i dają zielone światło do dalszych prób po zabiegu. Ja jednak wiem, że nie dam rady drugi raz przejść przez coś takiego. Istnieje cała pula badań, które można zrobić po poronieniach. Nic nie da gwarancji, ale pozwalają one wykluczyć najczęstsze przyczyny poronień oraz ew. inaczej poprowadzić następną ciążę. Chodzi m.in. o badania genetyczne i immunologiczne. Niestety są one refundowane dopiero po trzecim poronieniu. Dwa to jeszcze norma… Cena badań (których do tej pory jeszcze nie wykonaliśmy) to (w najtańszych punktach w Krakowie) ponad 4500 zł.


Wiem również, że powinnam działać w miarę szybko. Zaburzenia płodności czy szereg innych chorób są częstym powikłaniem hiperinsulinemii, której mimo ogromnych starań raczej nie będę w stanie wyleczyć.


Mimo ogromnej chęci posiadania dziecka wiem, że nie zdecyduję się na nie, jeżeli nie sprawdzę możliwych czynników ryzyka, jeżeli nie dojdę do siebie i nie będę miała świadomości, że zrobiłam wszystko, co mogłam. Dotychczasowe leczenie pochłonęło wszystkie pieniądze, a w czasie ostatnich wydarzeń oboje straciliśmy pracę i dopiero zaczynamy wychodzić na prostą. Tymczasem moje leczenie, wizyty u prywatnych specjalistów i specjalistyczna dieta cały czas generują koszty.


Nigdy o nic nie prosiłam i czuję się bardzo głupio z moją prośbą, kiedy wokół ludzie zbierają na ciężko chore dzieci, ofiary wypadków czy wojny… razem z mężem długo nosiliśmy się z pomysłem zbiórki, mając wiele wątpliwości i wyrzutów sumienia. Teraz jednak doszliśmy do ściany.



Będziemy wdzięczni za każdą wpłaconą złotówkę. Jeżeli ktoś chciałby zweryfikować naszą sytuację, udostępnię wyniki badań oraz cennik badań.



Edit 7.11.2022


Nasi drodzy! Trudno znaleźć słowa, żeby podziękować za tak duże wsparcie - szczerze mówiąc, mieliśmy nadzieję, że uda się nam zebrać choć część kwoty, tymczasem już przed końcem zbiórki mieliśmy całość. Pozwoliło nam to na wykonanie badań oraz rozpoczęcie leczenia, na co nie byłoby nas stać przez wiele miesięcy. Wybaczcie, że dziękujemy dopiero teraz. Kolejne badania, diagnozy i wizyty lekarskie były bardzo obciążające i pochłaniające siły. Teraz już sami powoli stajemy na nogi i jeszcze długa droga przez nami, ale mamy nadzieję, że prowadzi ona do zdrowia i poprawy jakości życia, a dzięki Wam jesteśmy już jakieś pół roku do przodu. Wasza pomoc przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Dziękujemy!



There is no description yet.

There is no description yet.

Download apps
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!

Comments

 
2500 characters
Zrzutka - Brak zdjęć

No comments yet, be first to comment!