Nazywam się Marcin Bieńkowski i ci którzy mnie znają, wiedzą, że uwielbiam podróżować. Dość niekonwencjonalnie, bo samotnie, na własną rękę i często w miejsca rzadko odwiedzane przez turystów. Dzięki temu często mam okazję zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie w tych egzotycznych krajach które odwiedzam. Wtedy można się przekonać, że te turystyczne raje mają też swoją ciemniejszą stronę. Że to nie tylko piękne krajobrazy, plaże, ciepłe morze i stada zwierząt widziane podczas safari. Tak też było w Tanzanii, którą odwiedziłem w ubiegłym roku. Moim pierwszym przystankiem przed trekkingiem na Kilimandżaro było miasto Moshi. Zamieszkałem tam w bardzo fajnym hostelu, którego właścicielka Welima pomogła mi zobaczyć parę rzeczy w okolicy. Ale okazało się też, że pracuje ona jednocześnie dla jednej z fundacji opiekującej się miejscowymi biednymi dziećmi https://worthyofhopetanzania.com/ . Wspólnie z Welimą odwiedziłem dwie ze szkół prowadzonych przez fundację oraz ośrodek dla najmłodszych dzieci w wieku od trzech do 7 lat (coś w rodzaju naszego przedszkola). W pierwszej szkole zlokalizowanej w samym Moshi zobaczyłem dwie klasy w których łącznie uczy się około 25 dzieci, które choć warunki nie są najlepsze, to jednak mają ławki i tablicę. Ale już zeszytami muszą się dzielić. Szkoła zapewnia też dzieciom jedzenie i to okazało się podczas mojej wizyty najpilniejszą potrzebą (zakupiłem ryż, fasolę i parę innych artykułów - to te worki ze zdjęć). W ośrodku przedszkolnym było podobnie. Teren jest dosyć duży, ale poza dwoma budynkami w których dzieci śpią na materacach jest tam niewiele. Trzecia szkoła znajduje się w wiosce około pół godziny jazdy od Moshi. Okolica jest bardzo biedna, ludzie żyją tam za około dolara dziennie. Budynek szkoły powstał tylko dlatego, że w okolicy jest nielegalna cegielnia. Ale to dosłownie gołe ściany i dach. Nie ma tam nic więcej. Dzieci siedzą na matach na podłodze, nie ma ławek, stolików, tablicy, nic... Tu każde dziecko ma już tylko jedną kartkę do zapisania na cały dzień. Fundacja chciałaby obecnie wybudować dwie klasy w przedszkolu i wyposażyć szkołę w wiosce chociaż w ławki i tablicę. No i oczywiście cały czas są potrzebne środki na jedzenie. Całkowity koszt budowy tych dwóch klas i wyposażenia wioskowej szkoły, to około 1500$ na co fundacji brakuje środków, bo priorytetem jest jednak to, żeby dzieci miały co jeść. Postanowiłem więc, że spróbuję pomóc im uzbierać te pieniądze. Niestety mnie osobiście nie stać, żeby wysłać tam aż tyle pieniędzy, więc postanowiłem założyć tą zbiórkę. 1500$, to około 6000 zł, ale gdyby udało się zebrać więcej, to na pewno żadna złotówka się nie zmarnuje. Liczę na to, że pomożecie :). Postaram wam się odwdzięczyć opisami z kolejnych podróży :). Fundacja szuka też wolontariuszy, gdyby ktoś był chętny do takiej formy pomocy.