Weekendowa joga dla Hebe
Weekendowa joga dla Hebe
Our users created 1 231 859 fundraisers and raised 1 365 311 782 zł
What will you fundraise for today?
Description
Pokrótce.
Hebe to 9 miesięczny kocurek, który w pierwszych tygodniach swojego życia z bardzo ciężkim kocim kraterem został znaleziony, wraz z rodziną, na poznańskich działkach. Hebe od początku bardzo się starał i wyzdrowiał z kociego kataru, w wyniku, którego niestety nie widzi na jedno oczko. W środę wieczorem, 5 maja 2021, została stwierdzona u niego śmiertelna choroba FIP (bardzo agresywna mutacja kociego koronawirusa). Szczęśliwie w tym nieszczęśliwym wydarzeniu od dwóch lat dostępny jest lek na tę chorobę (niestety niezatwierdzony i niedostępny w Polsce) o bardzo wysokiej bo 90% skuteczności. Terapia FIP polega na codziennej, przez 84 dni, iniekcji piekącego leku o stałej godzinie, u Hebe to 20:30. Koszt terapii to około 15 tysięcy złotych.
Wszystkie osoby, które chcą wspomóc leczenie małego Hebe zapraszam do wpłat oraz do praktyki jogi online ze mną na facebooku w grupie „Weekendowa joga dla Hebe”. Tak chciałabym Wam podziękować za pomoc w jego leczeniu.
Zajęcia będą odbywały się w każdą:
· SOBOTĘ o godzinie 8:30 – Dynamiczna Vinyasa Yoga
· NIEDZIELĘ o godzinie 16:00 – Wyciszająca i rozciągająca Vinyasa Yoga.
Zajęcia będą trwały się przez całą terapię Hebe czyli przez prawie 3 miesiące.
Do zajęć można dołączyć w bezpośredniej transmisji lub dowolnym czasie bo wszystkie zajęcia będą zachowane.
A teraz dłużej, pełna historia.
W sierpniu 2020 roku przeczyłam apel Fundacji „Kłębek”, że na poznańskich działkach w krzakach umiera 5 bardzo chorych kociąt. Fundacja była w tym czasie potwornie przeciążona, mając pod opieką kilkakrotnie więcej kotów niż miała możliwości. Nie mogła pomóc już tym kociętom. Nie wiem co zadziałało? Słowo? Zdjęcia? Przecież nie raz czytałam i udostępniałam apele z prośbą o pomoc dla zwierząt, ale w tym apelu coś mnie poruszyło i nie zastanawiając się postanowiłam przygarnąć je do siebie, a potem pomyśleć jak to wszystko ogarnąć i podłączać z moim zajętym życiem. W tym czasie miałam już 5 kotów wspaniały dorosłych kotów w domu. Fundacji udało się zabrać kocięta z działek wieczorem, okazało się, że żyły już wtedy tylko 4. Dodatkowo wyszło, że są niesamodzielne i rano trzeba było złapać jeszcze ich karmiącą matkę. I tak trafiły do mnie, tylko na wyleczenie i wzmocnienie, a zostały na zawsze:
Inez – czarno ubarwiona matka całej rodzinki. Szybko okazało się, że Inez jest bardzo chora i cierpi na ostre zapalenie jelit. Kilka tygodni mocnych, gorzkich i kilka razy zmienianych antybiotyków pomogło ją wyleczyć. Dodatkowo okazało się, że człowiek potraktował ją już okrutnie strzelając do niej. W późniejszym czasie przeszła operację usunięcia śruciny z ciała. Inez zachowuje dystans i cały czas trochę się boi, ale nawet nie zbliża się do drzwi wyjściowych … bardzo chce mieszkać z nami.
Krzyś – największy, najzdrowszy i najbardziej samodzielny, o ubarwieniu krówki. Szybko wydobrzał i wyszedł ze wszystkiego najlepiej. Ma tylko jedno niedowidzące oczko. Ale jest jednym z ładniejszych kotów jakie znam. To bardzo przystojny kawaler, delikatny i łagodny. Był ogromny wsparciem dla swojego rodzeństwa bo wszystkiego uczył się szybciej, a potem uczył wszystkiego resztę Maluchów.
Nutka – jedyna dziewczynka. O ubarwieniu krówki. Również dosyć szybko zaczęła podnosić się na zdrowiu. Niestety Nutka jest całkowicie niewidoma w wyniku kociego kataru, który przeszła. Jest niezwykła. Doskonale sobie radzi, biega i bawi się jak całkowicie sprawny kociak. Jest wesoła i ciekawska, ale i uważna. W wieku około 4 miesięcy wypadła z balkonu na drugim piętrze, osiatkowanego balkonu! Nikt nie wie jak to zrobiła. Spędziła dzień w inkubatorze, ale okazało się nic jej się nie stało tylko bardzo się wystraszyła. Ja za to przeżyłam stres wielkości Everestu i jeszcze większe wyrzuty sumienia!
Mimi – najmniejszy i najsłabszy. Było osiem takich wieczorów kiedy wkładałam do na noc do klatki spodziewając się, że nie dożyje rana. Musieliśmy do „kangorować” nosząc pod ubraniem bezpośrednio na klatce piersiowej z małym smutnym łepkiem wystającym na zewnątrz, bo cały czas był zmarznięty. Długo nie potrafił samodzielnie gryźć. Próbował ssać mięsne karmy więc musiałam karmić go wkładając kawałeczki jedzenia do pyszczka. Inez nisko wyceniła jego szanse na przeżycie i go odrzuciła. Niestety w wyniku kociego kararu stracił jedno oczko, które musiało być operacyjnie usunięte. W wieku 5 miesięcy Mimi złamał nóżkę szalejąc na suszarce do prania i spędził 3 tygodnie w gipsie. Dzisiaj Mimi to największy zbój w rodzinie, bardzo radosny i aktywny. Żywe złoto o ubarwieniu krówki.
Hebe - bohater tego wydarzenia, to jedyny czarny potomek swojej czarnej matki. Początek miał kiepski. Był w lepszym stanie niż Mimi. Miał czasami bardzo dobre momenty zdrowego kociaka i bawił się z Krzysiem i Nutką, a potem znowu podupadał na zdrowiu i wracał do leżenia z Mimi. Hebe miał ogromnie powiększone jedno oko w wyniku kociego kataru, które przysparzało mu bardzo dużo bólu. We wstępnej diagnozie również zaklasyfikowane do usunięcia. Na szczęście oczko wydobrzało na tyle, że nie trzeba było go usuwać, ale jest całkowicie pokryte bielmem i praktycznie niewidzące. W pewnym momencie zauważyłam, że Hebe niechętnie chodzi, kuleje i ma reaktywne łapki. Zdiagnozowano u niego kaliciwirozę co oznacza, że wirus zaatakował mu stawy. Schorzenie nieleczalne, podaje się jedynie leki osłonowe. Obecnie nóżki mu już nie dokuczają.
Na początku maja zauważyłam, że zrobił się markotny i źle się czuje. Zaczął mu też nienaturalnie rozsunąć brzuszek. I nie było to przejedzenie, a w niemowlęctwie Hebe był często super śmiesznym opitym bąkiem po jedzeniu i leżał z wielkim brzuszkiem balonem. Szczęśliwie najedzony.
W środowy późnym wieczór u Hebe na 90% został stwierdzony FIP. Śmiertelna mutacja kociego koronawirusa. Jeszcze dwa lata temu było to wyrok śmierci dla kota. Na szczęście jest już dostępny bardzo skuteczny lek na FIP, w Polsce jeszcze niedopuszczony. Lek trzeba sprowadzać z zagranicy. Terapia polega na codziennym podawaniu piekącego zastrzyku o stałej godzinie (Hebe dostaje go o 20:30) przez 84 dni. Koszt terapii to około 15 tysięcy złotych.
Hebe jest pod opieką wspaniałej pani weterynarz Patrycji Sawińskiej z Kliniki weterynaryjnej GARFILD, która specjalizuje się m.in. w leczeniu FIPa. Hebe jest jeszcze w trakcie diagnostyki. Pobrany został płyn z brzuszka i krew (czekamy jeszcze na badania genetyczne). Przez dziurkę, po pobraniu płynu z brzuszka Hebe wypływał płyn mocno jeszcze przez całą pierwszą noc. Kolejnego dnia był już 100 gram lżejszy.
Hebe cały czas chudnie bo lek powoduje, że płyn się resorbuje. Dodatkowo oprócz leku na FIP Hebe otrzymuje antybiotyk i lek przeciw gorączkowy. Każda dawka widocznie poprawia stan jego zdrowia.
Hebe jest bardzo milutkim kotkiem, który nie znosi samotności. Potrzebuje człowieka obok siebie. Jeśli obudzi się i zauważy że jest sam to głośno miauczy wzywając swojego człowieka, aby go pogłaskał, uspokoił i zapewnił, że nie jest sam, i że jest bardzo kochany. Jest bardzo komunikatywnym kotkiem. Jak bolały go nóżki to również wołał, aby go przenieść np. na jedzenie. Cały czas trzyma się mnie blisko. Kiedy pracuję na komputerze leży mi na kolanach, a jak z rozpędu pójdę do łazienki bez niego to bardzo głośno płacze pod drzwiami, aby go wpuścić.
Cała kocia rodzinka była szykowana do adopcji, podleczona i wysterylizowana. Ale ponieważ są w mało chodliwym umaszczeniu i każdy trochę „uszkodzony” to nikt chętny się po nie nie zgłosił. Na pewnym etapie naszego wspólnego życia postanowiliśmy je zatrzymać. Zachować całą kocią rodzinę razem z dogadanymi już rezydentami … i tak sobie mieszkamy dwójka ludzi i 10 kotów. Jest wesoło jak we włoskiej rodzince i wiadomo kto w domu rządzi :-p
Walczymy o Hebe … bo warto zawsze i do końca!
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Dla Hebe ♥️
Dużo zdrówka! Jesteś Wielka za opiekę nad tymi maluchami... i nie tylko to
No i super. Rodzina jogowa ❤