Przez błąd mechanika SPŁONĄŁ SAMOCHÓD RODZINIE WIELODZIETNEJ DO PRZEWOZU DZIECI I SŁUŻĄCY JAKO NARZĘDZIE PRACY - Zrzutka na zakup auta. WAŻNE : połowa z docelowo zbieranej kwoty (10 000 zł ) zostanie przekazana potrzebującym RODZINOM Z UKRAINY
Przez błąd mechanika SPŁONĄŁ SAMOCHÓD RODZINIE WIELODZIETNEJ DO PRZEWOZU DZIECI I SŁUŻĄCY JAKO NARZĘDZIE PRACY - Zrzutka na zakup auta. WAŻNE : połowa z docelowo zbieranej kwoty (10 000 zł ) zostanie przekazana potrzebującym RODZINOM Z UKRAINY
Our users created 1 226 050 fundraisers and raised 1 347 785 285 zł
What will you fundraise for today?
Description
Cześć,
Jeśli już trafiłeś/ trafiłaś na tę zbiórkę to bardzo Proszę przeczytaj od początku do końca to co tu napiszę – jest to dla mnie naprawdę bardzo ważne, tylko tak mogę Ci opowiedzieć cokolwiek o sobie oraz przekazać cząstkę historii i cel tej zbiórki.
Nazywam się Damian Maciejewski - na co dzień jestem opiekunem dziecięcym tzw. „nianią”, a prywatnie mężem oraz ojcem, choć bardziej wolę określenie Tatą, trójki małych brzdąców w wieku 5 lat, 3 lata i 10 miesięcy.
Zacznę od początku, czyli smutnej prawdy, ale w końcu ani nie potrafiłbym inaczej, ani nie wyobrażałbym sobie, że mogłoby być inaczej. Jest to naturalne. Kiedyś miałem wielkie marzenia, jednym z tych marzeń było być kimś jak Pan Jurek Owsiak z WOŚP lub przynajmniej kimś na jego miarę - po prostu móc pomagać innym, biedniejszym, słabszym, tym na których miejscu, nikt by się z nas nie chciał znaleźć.
Chciałem mieć ogromne możliwości, zasięgi, stabilną sytuację życiową, móc pomagać, a przynajmniej mieć taką możliwość, być częścią czegoś wielkiego, organizować wydarzenia charytatywne, zbiórki. Nie brać, a DAWAĆ. Jednak życie bywa bardzo przewrotne…jeszcze „wczoraj” robiłem zakupy dla rodziny z Ukrainy, a dziś sam potrzebuje pomocy…
Tak naprawdę nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę musiał założyć jakąkolwiek zbiórkę, nie odnoszącą się do pomocy „komuś”, tylko sobie…jest to dla mnie ogromna życiowa porażka, „ cios” którego nie życzę nikomu, wstydliwa sprawa. Zarazem mam nadzieję, że robiąc ten krok, jest to jeden z pierwszych kroków zwrotnych w moim życiu , by wyjść z depresji, spojrzeć samemu sobie prosto w oczy, podnieść głowę i wejść znów na właściwie tory, czyli tzw. „Życiową prostą”. Cytując słowa piosenki zespołu Oddział Zamknięty „Samotny wśród ludzi” - tak się właśnie czuję. Na co dzień nie chce się żalić i tego nie robię. Co więcej – z racji wykonywanego zawodu po prostu nie mogę ;). Jednak uwierzcie mi, że czasami ciężka praca to nie wszystko – trzeba mieć jeszcze choć odrobinę szczęścia. Nie będę wam opowiadał 100 historii, bo to nie w tym rzecz, opowiem wam tą która dotyczy tej zbiórki.
Po ponad dwóch latach „ dobijania” mnie przez życie w sferze fizycznej, mentalnej, emocjonalnej i ekonomicznej chciałem rozpocząć znów „walczyć” na nowo. Nie ukrywając nie miałem do tego perspektyw, ani większych możliwości, ale w końcu ludzie nie z takiego bagna potrafili i potrafią wychodzić. Mijało właśnie kilka dni od tego jak powiedziałem sobie – „Damian! Idź na przekór wszystkim złym zdarzeniom , sytuacjom jakie Cię spotykają, cały czas nad tym wszystkim pracując - w końcu przecież musi odwrócić się ta zła karta”
minęło kilka dni…kilka dni…ledwo kilka dni… ; ( .
Przyszedł w końcu Mój upragniony dzień odbioru auta od mechanika. Ktoś z Was pewnie być może teraz sobie pomyśli „ Gościu, auta ? serio ?”
Tyle, że ten dzień nie był upragniony dlatego, że chciałem sobie pojeździć…musiałbym mieć niezły tupet…
Posiadałem auto typu VAN - Renault Espace.
To auto było „narzędziem” Mojej pracy, jak i jedynym autem na które mnie jeszcze swego czasu było stać, a zarazem mieściło trójkę Moich dzieci.
Dzięki niemu jako opiekun dziecięcy mogłem zawozić/odbierać dzieci ze żłobka, przedszkola, szkoły. Wozić/odbierać na zajęcia dodatkowe. Dzięki wspomnianej mobilności mogłem obsługiwać po 2-3 domy dziennie, przez co mimo dużych problemów, byliśmy wstanie utrzymać się jakkolwiek finansowo. Prywatnie mogłem z powodu różnych dolegliwości zdrowotnych wozić swoje dzieci na bardzo ważne zajęcia rehabilitacyjne poza Wrocław, do lekarzy czy przedszkola. Z sentymentem wspominam również, jak moi „mówiący” podopieczni ( zaznaczyłem „mówiący” ponieważ, opiekuje się dziećmi w bardzo szerokim przedziale wiekowym - od 1 dnia życia do nawet wieku nastoletniego ), czule nazywali go „Dzieciobus” i zawsze uwielbiali w nim te nasze krótsze i dłuższe podróże. Był to Mój jedyny samochód, w którym była możliwość zapięcia trzech fotelików .
Od Listopada zeszłego roku rozpoczęły się problemy natury technicznej i zostałem zmuszony oddać auto do mechanika. Normalne – auta się psują, szczególnie stare ( Rocznik 2004 ) i nikt tego nie neguje. Jednak przez opieszałość i kłamstwa mechanika, sprawy potoczyły się zupełnie inaczej, z najbardziej przykrymi konsekwencjami dla mnie, Mojej rodziny i rodzin z którymi współpracuje. W związku z tym, że tak jak powyżej wspomniałem użytkowałem go w godzinach pracy opieki nad dziećmi, wspomagając często tym samym rodziców z całego Wrocławia i okolic, w sytuacjach gdy oni sami nie mogli z różnych przyczyn odebrać dziecka/dzieci ( czasami woziłem po 3-4 dzieci na raz ), zostałem z niczym…
Zaczęło się od pierwszego zabrania samochodu przez mechanika spod Mojego domu ze stwierdzoną już awarią koło pasowego. Auto w takim stanie nie powinno być inaczej przetransportowane, aniżeli lawetą. Ja o tym nie wiedziałem, w końcu przyjechał przecież mechanik i się na tym zna…powiedział „Wsią
dź wczesnym rankiem sam i na zimnym silniku do mnie dojedziesz”, posłuchałem i rano wsiadłem, zdążyłem przejechać dosłownie kilka metrów, okazało się, że tego typu awaria wyładowała akumulator. Zostawiłem samochód, po czym ponownie zadzwoniłem do mechanika, opowiadając mu tą sytuacje, zadałem mu ponownie pytanie czy na pewno, można tym samochodem teraz jechać – nie potrafił odpowiedzieć, powiedział, że do mnie przyjedzie i zobaczy. Przyjechał, zobaczył, wymienił akumulator na jakiś swój wyciągnięty z bagażnika i powiedział, żebym pojechał jego, a on będzie jechał moim. Był to jego kolejny błąd…po drodze nie zdążył dojechać do punktu docelowego, okazało się, że tą jazdą z awarią ( o której przecież doskonale wiedział ) przekręcił rozrząd. Oczywiście za nic nie chciał przyznać się do winy, po czym okazało się, że z naprawy za 600 zł, wyszło łącznie około 2800 zł, ponieważ w tym przypadku potrzebny był remont silnika. Zbywał mnie przez miesiąc ( listopad 2021 ), że robi auto, dzwoniłem non-stop, mówiłem jak bardzo jest mi on potrzebny oraz, że każdy dzień oprócz naprawy kosztuje mnie również koszt wypożyczenia innego auto, bym mógł funkcjonować wykonując wszystkie wyżej wymienione czynności. Oszukiwał mnie, dowiedziałem się o tym dopiero przy odbiorze auta. Okazało się, że tak naprawdę cokolwiek zaczął robić w grudniu. Auto było u niego przez następne dwa miesiące. W między czasie oczywiście było ode mnie do niego mnóstwo telefonów, podjeżdżałem zobaczyć auto nie raz, ciągle było w rozsypce…ciągle wychodziło coś. Na jaw wyszło również, że auto nie raz, nie było tylko u niego, a u kolegi na zakładzie, ponieważ mówił, że z czymś sobie tam nie radził, ogólnie dziwna i podejrzana sytuacja, ale pomyślałem „nie ma co osądzać, jak z czymś sobie nie radził to chyba nawet dobrze, że poprosił kolegę po fachu o pomoc”. Na dzień dzisiejszy mam mieszane myśli, co do tych pomocy. Rozumiem ogólnie, że ktoś coś może nie potrafić, nie radzić sobie z czymś szybko, ale żeby auto stało u mechanika 3 miesiące, przy pracy ( tak chyba nawet zawyżając ) na maksymalnie miesiąc ?! Jest to coś nie tak. W końcu dostałem telefon, że mogę odebrać auto, był bodajże 4 lutego 2022 roku, choć nie jestem do końca pewny. Ucieszyłem się…mimo ogromnej złości i żalu z powodu tego wszystkiego co się wydarzyło wcześniej, utraty jak dla mnie ogromnej ilości pieniędzy, bo licząc łącznie z wypożyczeniem auta na czas naprawy ( 4000 zł ), co i tak jest mniejszą kwotą, niż mogłaby być, ponieważ przez miesiąc dzięki pomocy teściów, mogliśmy korzystać z jednego z ich aut - co było dla nas dużym odciążeniem. Ucieszyłem się dlatego, ponieważ dosłownie dwa dni wcześniej otrzymałem telefon od jednej z stacji telewizyjnych z zaproszeniem do programu śniadaniowego jako jeden z gości-ekspertów odnośnie tematów opieki nad dziećmi . Miejsce studia telewizji – Warszawa. Mogliśmy pojechać wszyscy razem całą rodziną, a ja miałem kolejną szansę, by się rozwijać, by ktoś mógł mnie zauważyć czy po prostu zyskać kolejnych klientów. Nie wiedzieliśmy wtedy, że ta podróż będzie ostatnią tym autem ;( Wróciliśmy do Wrocławia. Nie mogłem w to uwierzyć, ale zaczęły się kolejne problemy ;( . Pierwsze co podejrzewałem, to z wiadomych przyczyn, źle lub nie do końca dobrze wykonany remont silnika, dlatego zadzwoniłem od razu do owego mechanika. Jednak nie, poszedł ogromny dym z rury wydechowej i dwukrotnie wyrzuciło cały olej. Diagnoza - turbina. Ta turbina to jak jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, będzie „gwóźdźiem do trumny”. Sytuacja jak przy pierwszej naprawie, czyli zbyt długie diagnozowanie oraz za dużo jazdy sprawdzającej, gdzie jest awaria. Zabrał samochód. Koszt, kolejne chyba około 600 zł oraz kolejne dni bez tego, tak ważnego samochodu. Załamałem się ponownie, ale myślę „ Nie, to już musi być koniec, proszę żeby to był w końcu koniec, ileż można ? już musi normalnie jeździć”. Dla jasności , normalnie taka naprawa dowiedziałem się, że trwa kilka dni…Uwaga…u tego mechanika trwała kolejny miesiąc…łapałem się za głowę, że ta sytuacja się powtarza, ale zostawiłem te auto u niego tylko z tej racji, że dopiero co kilka dni wcześniej robił remont silnika, no więc kto mógłby w tej chwili bardziej wiedzieć co, gdzie i jak ? Pomiędzy tymi wszystkimi sytuacjami, warto zaznaczyć była także sytuacja, gdy zachowywał się zupełnie jakby był naćpany, albo jakiś chory psychicznie. Chciał mnie nagrywać na dyktafon z datami moich rat zapłaty za naprawę, co było dla mnie również dziwne, ponieważ chciałem normalnie paragon, bądź fakturę, ale w porządku potwierdziłem mu te raty nagraniem, a on potwierdził, że wykonywał tą naprawę. Dla jasności otrzymywał oczywiście wszystkie pieniądze w terminie. Ta sytuacja zapaliła jednak w Mojej głowie pewną „lampeczkę „ i od tamtej pory zacząłem idąc jego sposobem nagrywać każdą naszą rozmowę, niezależnie czy była ona telefoniczna czy „ na żywo”. Na Moje szczęście, bo dziś to są jedyne dowody potwierdzające jego końcową winę. Kończąc powoli tę historie – odebrałem auto około ostatniego dnia lutego, lecz z racji, że nie miałem jak nim od razu odjechać zostawiłem auto zaparkowane około 300 metrów, od mechanika, by odebrać je wtedy kiedy będzie mógł ktoś po mnie przyjechać, zawieźć mnie tam, bym mógł nim wrócić. Dwa dni później 2 marca 2022 roku, Tata zaoferował się chcąc mi pomóc i odebrałem auto. Bardzo się cieszyłem, rozwiązywało to ogromnie dużo naszych problemów. Wsiadłem-odpaliłem…było jakoś dziwnie, śmierdziało, nie jechał jak auto świeżo po tylu naprawach...nie miał mocy, że tak powiem jechał bo jechał, działo się coś dziwnego, do domu nie miałem jednak daleko bo jakieś około 5-6 kilometrów. W połowie drogi jednak postanowiłem zadzwonić do mechanika i na gorąco opowiedzieć mu o co chodzi. Jak dojeżdżałem praktycznie pod dom to powiedział, że zaraz się zbierze i przyjedzie zobaczyć. Otwieram bramę, wjeżdżam - jestem jakiś niespokojny, przestraszony, wkurzony, samemu mi ciężko określić jakie emocje mi wtedy towarzyszyły, ale czułem, że coś jest nie tak. Nagle cofając na swoje miejsce parkingowe samochód mi gaśnie…zapalam jeszcze raz, ale coś nie mogę ruszyć, słyszę jakiś dziwny szelest, nie wiem czemu, ale czuje, że dzieje się coś bardzo złego, zostawiam samochód tak jak jest – niezaparkowany i mimo, że blokuje przejazd, natychmiast z niego wysiadam! Nie uwierzycie, ale to był krok, być może ratujący Moje życie. Samochód zaczyna się palić, przepalając momentalnie elektrykę, tym samym blokując automatycznie wszystkie drzwi, bez możliwości ich odblokowania. Nie chce nawet myśleć, co by było gdybyśmy byli z trójką dzieci, w pełni zapakowanym samochodzie…byłem naprawdę roztrzęsiony. Samochód zaczyna się coraz mocniej palić, biorę gaśnice – próbuje gasić. Jedna-nic. Druga-nic. Kręcę tylko głową z niedowierzaniem, widząc że zamiast zmniejszać ogień, mam wrażenie, że jest on jeszcze większy. Biorę trzecią…nic. Zaczynam biegać po sąsiadach informując, by natychmiast odjechali lub poprzestawiali auta w jak najbezpieczniejsze miejsce. W międzyczasie wzywamy straż pożarną, zaraz dodatkowo przyjeżdża mechanik i ma okazję widzieć co nawyprawiał. Jest maksymalnie spanikowany, właściwie nie wie co robi. Wyciąga narzędzia z bagażnika, pytam go „po co to wyciągasz ?”, a on „no żeby odkręcić akumulator”, mówię „ że co ?!!!” …cały przód był już w ogniu na parę metrów w górę, a on chciał wyciągać akumulator…jak sami widzicie, nie zachowywał się zupełnie racjonalnie, tym bardziej jak na osobę rzekomo jego zdaniem niewinną. Przyjechała straż, zaczęli gasić, lecz w naszych oczach były już tylko łzy bezradności i strach przed tym co dalej ;( CO BYŁO PRZYCZYNĄ POŻARU : Nie doczyszczenie oleju, do czego mechanik przyznaje się na nagraniu nagranym podczas rozmowy z nim podczas oddawania mi auta po naprawie, wtedy jako laik w tematach samochodowych nie wiedziałem, że mogą być tego typu konsekwencje, ponieważ po tych słowach mówił również, że ten olej cyt. „ sam się wypali”, wszystko będzie dobrze, przestanie śmierdzieć. Prawda jest taka, że podczas jazdy silnik się rozgrzał, co w zetknięciu z niedoczyszczonym olejem spowodowało pożar auta Po wszystkim oczywiście skonsultowaliśmy się z naszym prawnikiem, który przedstawił nam wszystkie możliwości oraz koszty sprawy. Przykry okazał się fakt, że mimo iż sprawa tak naprawdę jest z góry wygrana, to prawdopodobnie może toczyć się około 2-3 lata, a pieniądze, które trzeba włożyć w sprawę, są równowartością tego samochodu. Oczywiście – jasne, że potem te pieniądze po wygranej sprawie byśmy otrzymali podwójnie, jako zwrot kosztów procesu + kwota sporu, ale z drugiej strony, gdybyśmy posiadali takie pieniądze to po pierwsze co kupilibyśmy właśnie taki samochód, po drugie jest jeszcze jedno ryzyko, że mimo, iż mechanik dostałby sądowny nakaz zapłaty, miałby komornika to po sprawdzeniu wielu źródeł jego funkcjonowania, istnieje duże ryzyko jego niewypłacalności, przez co jest to sytuacja jeszcze bardziej patowa i naprawdę ciężko podjąć mądrą decyzję „co dalej ?”. Pożar wydarzył się 2 marca 2022 roku, lecz utworzyłem tę zbiórkę dopiero dzisiaj tj. 8 Maja 2022 roku. Dlaczego tak późno ? Sprawa na początku toczyła się w bardzo szybkim tempie-straż pożarna, policja, adwokaci, rzeczoznawcy, próby polubownego dogadania się z mechanikiem, a w tym wszystkim Ja, który szczerze, po cichu liczył, że poradzi sobie z tym wszystkim sam bez niczyjej pomocy, udźwignie to, weźmie na Swoje barki…naprawdę robiłem wszystko, by tak się stało ;( Prosimy Was o jakąkolwiek wpłatę, choćby to miała być tylko symboliczna złotówka, dla nas jest to krok bliżej do wyjścia z ciężkiej sytuacji Uwaga ! : POMOC DWÓM RODZINOM Z UKRAINY Korzystając z założenia zrzutki i wciąż pamiętając o tych, którzy uciekli z „piekła” nie zabierając ze sobą zupełnie nic, często tracąc przy tym najbliższe również osoby, chciałbym połowę tej kwoty przeznaczyć na pomoc dwóm rodzinom z Ukrainy ( prawdopodobnie byłyby to rodziny, które otrzymują częściową pomoc od moich klientów ). Oczywiście, dla wiarygodności i w podziękowaniu za Waszą pomoc – tutaj czy na swoich social mediach, udokumentuję przekazanie środków w jakiejkolwiek formie, by ona nie była, gdyż to w jaki sposób środki zostałyby przeznaczone, zdecydowalibyśmy po zagłębieniu się w aktualny stan potrzeb JESZCZE RAZ, JEŻELI KTOŚ CHCIAŁBY NAS WESPRZEĆ, A PRZY TYM RÓWNIEŻ I CZĘŚCIOWO WESPRZEĆ RODZINY KTÓRE UCIEKŁY Z UKRAINY, TO Z GÓRY DZIĘKUJEMY WAM Z CAŁEGO SERCA
PODPISANO :
DAMIAN MACIEJEWSKI ( PAN_NIANIA )
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.