Mamy koniec listopada, w nocy bywa, że temperatura spada poniżej zera. W takich warunkach znajduje się kolejny koci maluch, który potrzebuje pomocy. Czyżby podrzucony?

Zjawił się nagle w miejscu bytowania dzikich kotów. Całe tamtejsze stado jest wykastrowane i doskonale znane lokalnym karmicielom, a ten jeden mały burasek pojawił się właściwie znikąd. Jest jeszcze kocim dzieckiem, prawdopodobnie urodził się na początku października. Nie poznał jeszcze prawdziwych mrozów... W tak młodym wieku kocięta są bardzo narażone na choroby zakaźne i pasożyty i często po prostu nie przeżywają niskich temperatur.

Albercik (bo takie nadano mu imię podczas licytacji) ma już pierwsze objawy kociego kataru. Na pewno będzie potrzebował leczenia, cyklu szczepień, odrobaczenia i kilku wizyt kontrolnych u weterynarza. A my już nie mamy środków na leczenie kolejnych kotów.

Z drugiej strony, nie możemy go zostawić. To będzie dla niego wyrok śmierci. Maluch nie przeżyje bez ciepłego domu i opieki weterynaryjnej. To pierwsze jeszcze możemy jakoś wytrzasnąć, chociaż w naszych domach tymczasowych już panuje przepełnienie. Zabezpieczymy go i będziemy szukać dla niego jak najszybciej domu tymczasowego, a najlepiej stałego. Ale na leczenie i utrzymanie kociaka po prostu nie mamy skąd wziąć. Błagamy, pomóżcie nam uratować kolejne kocie życie!

Pod każdym naszym postem o takich bezdomniakach jest bardzo dużo komentarzy. Ludzie nieraz krzyczą tam wielkimi literami, żeby kota uratować, zabezpieczyć, zrobić coś. Wiele z takich osób zostawia komentarz i idzie dalej, a sytuacja kota się nie zmienia. Prosimy, zróbcie dziś więcej. Nawet najdrobniejsza wpłata, kilka groszy wydane na kota zamiast na batona czy kawę, jest w stanie realnie uratować to małe życie. A warto! Mały jest przyjazny, daje się głaskać i zasługuje na swoją szansę.

Z serca dziękujemy za każdą wpłatę i pomoc!