Zuzia kotka niczyja...

Jednak może nie. Miała swoją Karmicielkę, która codziennie niezależnie od pogody czy świąt dawała jej jedzonko i dbała o profilaktykę. Kotka parę lat temu została wykastrowana. Jej stado powoli się zmniejszało. Te bardziej oswojone koty znajdowały domy. A Zuzia ciągle tam była. Pewnego dnia nie przyszła na karmienie, co zaniepokoiło Karmicielkę. Codziennie jej wypatrywała...

Nagle Zuzia pojawiła się - ledwo stojąc. Pozwoliła się włożyć do transportera i pojechała z Karmicielką do lecznicy. Zuzia wymagała jednak szpitala, gdzie od razu trafiła do klatki tlenowej. Kotka miał temperaturę tylko 33 stopnie Celsjusza. Lekarze walczyli... ale czasami śmierć nie chce odpuścić.

Zuzia ostatkiem sił powróciła w miejsce, gdzie ktoś ją kochał i o nią dbał. Musiała bardzo cierpieć, więc szukała pomocy. Dla Karmicielki i dla nas obecnie jedynym pocieszeniem jest to, że te ostatnie chwile koteczka spędziła w cieple i bez bólu.

Co nam po niej pozostało? Smutek, pamięć i faktura do zapłaty. Nie mogliśmy odmówić jej pomocy, nie mogliśmy także nie spróbować jej uratować...