Na dalsze leczenie i rehabilitację
Na dalsze leczenie i rehabilitację
Our users created 1 226 470 fundraisers and raised 1 348 882 215 zł
What will you fundraise for today?
Description
Zdrowie, to najważniejsze co mamy, więc warto o nie walczyć!
Mam na imię Karolina.Mam 31 lat. Ktoś powie: "Młoda dziewczyna, co ona przeżyła, całe życie dopiero przed nią". ...poznajcie naszą historię.
Ponad 4 lata temu uczestniczyłam w wypadku komunikacyjnym. Mój mąż, jako zawodowy kierowca wjechał w tył drugiej naczepy na niemieckiej autostradzie. Zmarł na miejscu. Ja zakleszczona w kupie pogniecionego żelastwa w 5 miesiącu ciąży. Szok, ból, strach, gniew to, to co wtedy czułam. Byłam przerażona co z Gają. Błagałam strażaków o pomoc, by ratowali Gaje. Po chwili zobaczyłam tunel i białe światło.Wszystkie te negatywne emocje odeszły gdzieś na bok, poczułam ulgę i radość, że za chwilę cala nasza trójka będzie razem...
jednak tak się nie stało...
Przewieźli nas do szpitala w Charité. Tam na SORze odrazu wykonali cesarskie cięcie ze względu na krwotok wewnętrzny i liczne obrażenia ciała m.in. obrzęk mózgu, odma płuc, uszkodzona wątroba, złamany kręgosłup,pęknięta miednica, złamaną kość krzyżową. Stan Gai też był krytyczny. Przyszła na świat w 25 tygodniu ciąży z wagą 900 gram. Krwawienie dokomorowe, niewydolność oddechowa, niewydolność wydalnicza trzustki i wiele innych...🙁
Ja przeszłam 3 operacje i zostałam wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Po wybudzeniu praktycznie mało co pamiętam. Tylko niestety powracające momenty z wypadku, które nie pozwalają spać. Przeleżałam kilkanaście dni na OIOMie zanim zabrali mnie do Gai. Pamiętam ogromny strach i przerażenie gdy ją zobaczyłam pierwszy raz. Jestem z wykształcenia nauczycielem, oligofrenopedagogiem i widziałam dzieci w różnym stanie ale to jednak moje dziecko! Mała, krucha, bezbronna Istota, która ma tylko mnie. Matkę, - która kilka minut wcześniej dowiedziała się, że nie będzie chodzić, siedzieć, biegać. Poznała ogrom bolu, którego nigdy wcześniej nie czuła. Zarówno tego fizycznego jak i psychicznego. Przecież niedawno została wdową. Przecież to nie brzmi realnie! A jednak... Wtedy pomyślałam, że Gaja jest CUDEM, walczyła dla mnie, więc teraz kolej na mnie. Muszę o nią zawalczyć!
Dzień w dzień płakałam z bólu wpatrując się w ścianę. Z tej perspektywy czas upływał koszmarnie powoli. Brakowało mi kontaktu z rodziną, wsparcia na miejscu. Czułam jak ktoś wyrywa moje serce. Nie wiedziałam co robić, co myśleć. Byłam w obcym kraju. Mój tata który akurat pracował sezonowo w Niemczech starał się przyjeżdżać do nas jak najczęściej mógł. To On mówił mi, że mam się nie poddawać. Był zachwycony walecznością Gai, która z dnia na dzień robiła niebywale postępy. Wiem, że to wszystko było dla mnie. Godzinami leżałam z Gają nucąc jej piosenki. Wiem, że wtedy czuła się bezpieczna... Przyjeżdzajac z powrotem wieczorami na salę myślam o tym,że muszę wstać. Jak najszybciej. Tylko jak skoro chyba nikt w to nie wierzy? Nikt prócz mojego taty. To on dawałam mi wiele sił i udało się. Po prawie dwóch miesiącach usiadłam na kilka sekund. Z dnia na dzień bylo coraz lepiej tylko niestety ból nie ustępował a czucie w nodze nie powrociło...
Myślam, że wychodzimy na prostą, jednak równo dwa miesiące po naszym wypadku serce mojego taty nie wytrzymalo. Dostał zawału.Dla mnie to ogromny cios. Myślę, że nigdy się z tym nie pogodzę....
Zaczęły się rozmowy na temat naszego powrotu do Polski.
Więc gdzie jest nasz dom? Do teściów nie mogłam wrócić bo oskarżyli mnie o śmierć męża. Zresztą do tej pory nie chcą znać Gai. Mieszkałyśmy u mojej koleżanki. Nie miałyśmy nic. Całą wyprawkę dla Gai dostałyśmy od znajomych. Po kilku dniach wynajęłam mieszkanie w tym samym bloku. Sama potrzebowałam jeszcze pomocy, ledwo poruszałam się o kulach. I wtedy zaczęła się walka o życie i zdrowie Gai. Był to dla mnie tak intensywny i stresujący czas, że mało co z niego pamiętam. Żyłam jak w letargu. Zaniedbałam własne zdrowie, psychoterapię a ciągle cierpię na stres pourazowy. Miałam jeden cel:"walczyć o normalne życie dla Gai". Liczne kontrolę, rehabilitacja, walka o sprowadzenie leków na import docelowy, walka o zorganizowanie pieniędzy na życie. Potem jeden atak padaczki,później drugi. Znów szpitale, lekarze, badania. Po ponad roku czasu nie dawałam już rady z bólem. Ciągła rwa kulszowa, zaniki mięśni, ból neuropatyczny. Zaczęłam szukać lekarzy. Przez rok czasu nie chodziłam na żadną rehabilitację. Nie miałam na to czasu. Trafiłam na lekarza w Bydgoszczy. I nowa nadzieja, dla mnie. Przesunięta śruba, trzeba ją usunąć, powinno wrócić czucie, ból ustąpi . Prawda, że piękne marzenie? Niestety, nie udało się. Po operacji jeszcze większe problemy z niedowładem lewej nogi, problemy z wypróżnianiem się. Pojawiał się dodatkowo ból z prawej strony kręgosłupa lędźwiowego, problemy z obracaniem się z boku na bok, problemy z pochylaniem się, ubieraniem się, wstawaniem. Ból niedoopisania. Już nie 200 a 300. A przy tym trzeba troszczyć się o Gaje.
W maju 2021 r. zaproponowano mi udział w eksperymencie medycznym. Miał on polegać na zaimplantowaniu nowoczesnego stymulatora rdzenia kręgowego, który miał znosić ból. Była to moja jedyna i ostatnia deska ratunku. Wszystko byle pozbyć się tego okropnego bólu. I zaczęły się kontrolę i ciągle trasa Łódź-Wrocław. Kolejne rozłąki z Gają. Jednak coś poszło nie tak. Stymulator nie działa tak jak powinien.
Przełomowy okazałi się lipiec 2021 r. Podczas zakupów z Gają poczułam, ze cos chrupło mi w kręgosłupie. Bałam sie wyprostować. Wróciłam do domu i po kilku godzinach nie mogłam już ruszyć nogą. Kolejne silne leki. Z dnia na dzień bylo ciut lepiej ale wiedziałam, że coś jest nie tak. Doczekałam do października i poprosiłam o konsultację we Wrocławiu. Okazało się, że pękł pręt od stabilizacji i wszystko jest do wymiany. W listopadzie odbyła się kolejna trudna dla lekarzy operacja. Po operacji doszło zaburzenie czucia z przodu nogi i znów ból. Jedyne co mogli zaproponować lekarze to blokada. Przy okazji wyszło, że pękła elektroda od stymulatora i dlatego on dzieła. Zaproponowano mi wymianę tej elektrody na elektrodę chirurgiczną, jednak poki co nie podjęłam dezycji.
W grudniu 2021 roku podczas kontroli pooperacyjnej okazało się, że zrobiła mi się przetoka na bliźnie z której wypływał płyn. Przez cały grudzień nie było poprawy, dlatego miałam czyszczoną ranę. Niestety znów w narkozie. I znów rozłąka z Gają...
Potem było jeszcze gorzej... Przetoka za przetoką, kolejne narkozy, kolejny ból. W chwili obecnej mam kolejną przetokę. Lekarze na chwilę obecną nie widzą jakiegoś sensownego rozwiązania. Po 4 latach wkoncu mam zrost kości krzyżowej. Można byłoby spróbować usunąć zespolenie z kręgosłupa (to w stawach biodrowych zostaje) tylko pojawią się kolejny problem. Na chwilę obecną nie ma lekarza, który chciałby się podjąć tak skomplikowanej operacji. Jest szansa, że po niej ból mógłby być mniejszy ale również komplikacje mogą być bardzo poważne. Mogłabym zaprzepaścić, to co udało mi się wypracować przez te kilka lat. Decyzja jest bardzo trudna... Dlatego muszę dalej próbować konsultować, to z innymi specjalistami. Niestety na to potrzebne są pieniądze. Ja sama nie jestem w stanie tego wszystkiego pokryć. Cały czas chodzę też na zabiegi fizjoterapeutyczne. Nie mogę ich przerywac. Do tego ciągle też walczymy ze zdrowiem Gai.
Dlatego proszę Was o wsparcie. Ja muszę walczyć dla Gai ale też dla siebie. Wiem jak trudną drogę przeszłam i nie mogę się teraz poddać!
Dziękuję wszystkim za pomoc ❤️
Edit. Dzisiaj tj. 29.11.2023 r. byłyśmy z Gają w poradni leczenia zeza. Okazało się, że na prawe oko widzi tylko w 20 %... Na chwilę obecną, nie może nic z tym zrobić dlatego, że u Gai zez jest konsekwencją blizny, którą ma w oczku.. Mamy kontrolować to co kilka miesięcy aby sprawdzac czy nie powróciła toksoplazmoza. Do tego jest jeszcze dość duży astygmatyzm i dalekowrocznosc. Nigdy nie będzie mieć widzenia przestrzennego. Dla mnie, to jest strasznie niesprawiedliwe, że male dziecko, które już tyle złego przeżyło musi dalej pokonywać trudności i cierpieć 🙁Będziemy musiały nauczyć się z tym żyć 🙁
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.