Osiedle w Gdańsku naprzeciw kościoła i ON..ciężko oddychający, podbiegający niekastrowany rudy kot... pół roku tak się kręcił...spadek po panu który mieszkał w starej szopce na działce obok ...tuż przy ulicy... pan zniknął, działka zamknięta na kłódkę i został ten kot ...bez żadnego schronienia...bez opieki...niczyj.. ile osób go widziało ? ale dla nich to przecież tylko kot...tylko jedna kobieta nie przeszła obojętnie i zaczęła przynosić mu jedzenie - wołała rudy kocie a on podbiegał.. pól roku minęło , okres zimowy i kot zaczął chorować, wtedy pani zaczęła szukać pomocy..wezwała schronisko lecz nie miała jak zabezpieczyć kota bo niby w co? jak? ale udało zwabić się go do auta. Przyjechał kierowca wręczył transporter i kazał kota włożyć do transportera bo on boi się pogryzienia....Pani Ania miała dobre chęci lecz nie miała doświadczenia...kot uciekł...kiedy się dowiedziałam o tym kocie o tej cudnej bezradnej kobiecie chcącej pomóc temu kotu to nie zastawiając się pojechałyśmy razem złapać tego kota. Mamy go ale co dalej..dać go do TEGO schroniska ? jaki los by go czekał ? po wyleczeniu powrót na ulicę? bo działka była tuż przy ruchliwej ulicy , nawet łapiąc go musiałam klatkę postawić prawie na drodze... postanowiłam go wyleczyć i szukać domu ...trafił do lecznicy , krople, testy, krew, kastracja, rtg, zabiegi w paszczy ( gnijące, sprawiające ogromny ból zęby, połamane kły, leczenie..niestety były małe komplikacje po narkozie koty wymagał całodobowej obserwacji przez kilka dni ...teraz kot jest gotowy do adopcji ale rachunek w lecznicy trzeba zapłacić.. zatem znów muszę Was błagać i wierzę że skoro jest nas na grupie ponad 67 tys osób to nie powinien mieć Rudolf problemu z uzbieraniem środków na swoje leczenie- w imieniu tego fajnego rudego kota bardzo dziękuję za każdą wpłatę!!!