Ostatnio zaopiekowany przez nas zwierzak to Jimmy przepędzany przez mieszkańców wioski, w której go wyrzucono. Goniono go z widłami, rzucano kamieniami, a biedaczyna stawał się coraz słabszy i słabszy. Jak się okazało po badaniach w klinice, był to ostatni dzwonek na ratunek, bo wyciągnięto z niego ponad 30 kleszczy, a biedaczyna zmagał się już z babeszjozą. A więc była to akcja na miarę życia.

Telefony dzwonią niemal bez przerwy. Tylko w zeszłym roku mieliśmy pod opieką ponad 120 zwierząt - psów i kotów. A wyrzucanych zwierząt wciąż przybywa. Dostajemy kolejne zawiadomienia, o pseudo hodowlach, o podejrzeniu o znęcanie, o zwierzętach pozostawionych na poboczu i tych osieroconych, którymi nie ma się kto zająć.

Niestety, nasze dobre serce nieodmawiające niemal żadnej potrzebującej istocie zaowocowało potężnymi fakturami w gabinetach weterynaryjnych i hotelach, w których przebywają nasi podopieczni. Dlatego właśnie tak bardzo potrzebujemy Waszej pomocy.

Chcemy pomagać dalej, ale bez środków niewiele zdołamy zdziałać. Bardzo liczymy na Wasze wsparcie! Każdy grosik wpłaty to jak uderzenie serca wrażliwego na los tych zwierzaków, które inni skazali na cierpienie, tułaczkę i zero szans na lepsze jutro. My im to "lepsze jutro" chcemy dać, ale potrzebujemy całej Armii Ludzi o złotych sercach. Pomożecie? Pomożesz?