id: jtdf4g

Ratunek dla Forresta (White'a)

Ratunek dla Forresta (White'a)

Our users created 1 226 451 fundraisers and raised 1 348 815 597 zł

What will you fundraise for today?

Updates5

  • Ponownie witam serdecznie.


    Jak wiecie,gdy Forreścik był trochę silniejszy podjęłam się kota generalnie wyczyścić - okazało się,że kot ma pancerz z krwi i odchodów na tylnich nogach czego wcześniej nie zauważyłam,gdyż było pokryte to przyklejonym futrem. Kot po prostu zaczął jakby obłazić ze skóry. Prawdopodobnie były to odleżyny na powierzchni całych stóp. Gdy warstwa sierści podczas kąpieli się oderwała ukazały się otwarte rany. W tej sytuacji następnego dnia udałam się do lecznicy Tower Vets w Perth, West Huntingtower - PH1 3NR ,ponieważ nóżki nadal nie wyglądały dobrze i spuchły. Doktor Kirsty,która przyjmowała nas na wcześniejszych wizytach nie było tego dnia,ale nie chciałam by kot dostał zakażenia, więc udałam się do innej doktor - doktor Holly Ibbotson na wizytę.


    Przyjęła go doktor Holly. Kot został zważony. Okazało się,że przytył 0.3 kg w ciągu 10 dni. Doktor Holly stwierdziła,że dała mu antybiotyk podskórnie a także leki przeciwbólowe i miała zabandażować mu nóżki,by nie wdało się zakażenie. Na zmianę opatrunku mieliśmy wrócić po kilku dniach a także miałam dostać dla niego antybiotyk do domu w płynie. Wszystko wydawało się być w porządku,kiedy nagle wzięła go na rękę pod brzuch - Forrest się wystraszył i ugryzł panią Holly. Pani Holly narobiła paniki,zaczęła płakać i stwierdziła,że wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie,bo kot ma wściekliznę. Kazała nam wyjść z kotem i czekać w samochodzie a ona w tym czasie powiadamiała służby Inspektorat Weterynaryjny w Szkocji o wściekliznie. Po około 15 minutach czekania w aucie wyszła po nas Pani Nikki wraz z koleżanką i poprosiła nas o wejście do gabinetu,który w tym czasie był dezyfekowany przez inną kobietę. Z Panią doktor Holly nie miałam już "przyjemności" rozmawiać,bo po prostu zniknęła. Zostałam potraktowana jak trędowata. Kazali mi kota zostawić w placówce i powiedzieli,że będą czekać na specjalistę od wścieklizny. Przed godziną 19:00 wykonałam do nich jeszcze telefon - odebrała Pani Nikki i poinformowała mnie,że specjalista od wścieklizny będzie dnia następnego. Dnia następnego chciałam skonsultować sprawę z panią doktor Kirsty,zadzwoniłam do lecznicy odebrała Pani recepcjonistka z którą już wcześniej miałam przyjemność rozmawiać i poprosiłam Panią Kirsty do telefonu. Za pierwszym razem moje połącznie zostało odrzucone. Gdy zadzwoniłam po raz drugi po kilku minutach Pani recepcjonistka przedstawiła się jako Pani doktor Kirsty i powiedziała,że sprawa Forresta jest w rękach specjalisty od wścieklizny i to on zadecyduje o jego dalszym losie. Byłam bezsilna - nie mogłam go zabrać i nie mogłam zrobić tak naprawdę nic,gdyż według Pani doktor Holly Forrest stanowił śmiertelne zagrożenie.


    Forrest był mocno zaburzony neurologicznie wykazywał symptomy,które mogły wskazywać na zakażenie wścieklizną,jednakże był szczepiony przeciwko wściekliznie w Dubaju w listopadzie 2022 roku,ale ten fakt nie przekonał personelu placówki. Gdy 25.01 przyjechał specjalista od wścieklizny z APHA Scotland wykonał do mnie telefon i powiedział mi,że są dwie opcje. Jedną z opcji jest eutanazja kota,która da 100% pewności co do jego zakażenia,ponieważ badanie na wściekliznę można zrobić z próbki mózgu pobranej pośmiertnie lub drugą opcją jest 14-dniowa kwarantanna w specjalnym ośrodku izolacyjnym. Ja wybrałam tą drugą opcję -licząc na to,że będę mogła mieć wpływ na to,że Forrest będzie miał kontynuowane leczenie i zapewnioną opiekę,gdyż bez tego jego życie jest zagrożone i po 14 dniach wróci do domu. Specjalista z APHA Scotland powiedział mi,że musi wykonać telefon a także porozmawiać z personelem placówki na temat jego historii choroby i da mi znać. Odezwał się do mnie po około 20 minutach mówiąc,że zapoznał się z jego historią choroby a także weterynarze z Tower Vets nie wyrażają zgody na umieszczenie Forresta w placówce izolacyjnej,bo jego stan jest zbyt zły i kot nie przeżyje 14 dni. Dodał również,że gdyby kot trafił do miejsca izolacyjnego jego leczenie zostałoby całkowicie przerwane, Forrest nie dostawałby niezbędnych leków na padaczkę i po prostu wykończyłby się śmiercią męczeńską po kilku dniach. Błagałam lekarza i prosiłam,by dał mu szansę i powiedziałam,że kotek ma już plany na dalsze leczenie,przewiezienie do Polski a jego rokowania są dobre a kociak każdego dnia robi postępy jednak nikt nie chciał mnie słuchać. Stwierdzili,że takie jest obowiązujące prawo - oni postępują zgodnie z prawem a Forrest zostanie uśpiony tylko dlatego,że jest zbyt niepełnosprawny by oddać go do ośrodka izolacyjnego. 


    Forrest został uśpiony 25.01 o godzinie 13:00. Jego zwłoki trafiły do laboratorium. Na mnie został nasłany NHS (odpowiednik polskiego NFZ),który wydzwaniał do mnie,że jestem osobą potencjalnie zagrożoną wścieklizną. Zostałam skierowana na serię 5 szczepień przeciwko wściekliznie + immunoglobiny i antybiotyk w tabletkach. Pierwsze szczepienie otrzymałam 26.01 w Ninewells Hospital w Dundee. Po około godzinie od pierwszego szczepienia otrzymałam telefon od Pana Alberta z APHA Scotland,że przyszły wyniki z laboratorium i kot nie miał żadnej wścieklizny i został zabity tylko dlatego,że doktor Holly stwierdziła,że kot pomimo szczepień ma takie symptomy.


    Sprawy tak nie zostawię. Dnia dzisiejszego sprawa zostanie skierowana do odpowiednich służb zarówno w sprawie uśpienia Forresta jak i kobiety,która przyczyniła się do jego złego stanu zdrowia i pośrednio doprowadziła do jego śmierci. Gdyby Forrest był w lepszym stanie nie musielibyśmy iść na wizytę weterynaryjną i nawet jeśli byłby podejrzewany o wściekliznę to w lepszym stanie spokojnie mógłby trafić do ośrodka izolacyjnego i po 14 dniach wrócić do domu. Przez jego tragiczny stan do którego doprowadziła go poprzednia osoba nie miał takiej szansy,bo bez pomocy człowieka i w izolacji nie wytrzymałby nawet kilku dni. Minęło 2 dni a my nadal nie możemy się otrząsnąć po tej tragedii - pokochaliśmy Forresta,każdego dnia widzieliśmy postępy i mocno wierzyliśmy,że uda nam się doprowadzić go do stanu w którym jego komfort życia będzie na odpowiednim poziomie. 


    Dziękujemy wszystkim,którzy nas wsparli w dążeniu do odzyskania zdrowia przez Forresta. W tym momencie nie jestem w stanie zająć się rachunkowością,jeśli zostały pieniądze które nie zostały wykorzystane na pokrycie kosztów związanych z leczeniem Forresta przekażemy je dla innego potrzebującego zwierzaka o czym poinformujemy. Na ten moment nie mamy jeszcze wyników sekcji zwłok jak również historii choroby - chodzi o opis ostatniej wizyty. 


    Poniżej przesyłam dokument pod tytułem : "Ubój przymusowy - zawiadomienie o zamiarze" wystawiony przez APHA Scotland.

    v8iekH0t4laAJWCq.jpg

    0Comments
     
    2500 characters

    No comments yet, be first to comment!

    Read more
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.

Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.

Description

Dzień dobry, mam na imię Forrest. Gdy miałem 4 tygodnie i byłem bardzo malutki, miałem wypadek samochodowy. Dobrzy ludzie walczyli o mnie wiele tygodni bym przeżył. Przeżyłem, choć jestem kotkiem specjalnej troski, gdyż moje nóżki nie są do końca sprawne jak również mam problemy ze wzrokiem. Obecnie mam około 8 miesięcy.


Kochani ludzie wysłali mnie z Dubaju do UK po lepsze życie, miałem mieć domek i kochającą mamcie, zapłacili dużo za mój transport, nie mogli dla mnie, chłopca po przejściach, słabo widzącego i mającego kłopoty z nóżkami, znaleźć domku w kraju, w którym się urodziłem. Kiedy byłem wysoko nad ziemią, nadzieja na domek pękła jak bańka mydlana wraz z dzwonkiem telefonu do dobrych ludzi, że nowi opiekunowie z przyczyn zdrowotnych rezygnują z adopcji, jak również nie zostanę odebrany z lotniska.


FB i post błagalny pt. "Kto odbierze kota z lotniska w UK". Zgłosiła się chętna osoba i moja obecna mamcia jako wyjście awaryjne, gdyż odległość jaka dzieliła ją od lotniska, to blisko 10 godzin podróży samochodem. Zostałem odebrany przez panią, która mieszkała bliżej lotniska, obiecała dobrym ludziom mnie przetrzymać tylko na chwilę, ponieważ posiada już dużo czterech łapek pod swoją opieką, przetrzyma do czasu przyjazdu nowej mamci.


Zostałem zawieziony do domu, gdzie były owieczki, kozy, krowy i inne zwierzaki. Nie wiem co było dalej....wiem, że "miłość", która mnie odebrała z lotniska, nagle zmieniła zdanie i nie chciała mnie oddać już nigdzie. Po ośmiu dniach wykonała telefon do moich dobrych ludzi do Dubaju skąd przyleciałem, że już jej się nie podobam, że jestem za bardzo upośledzony, że sikam za kuwetę, że popsuty....


Los chciał, że Dobrzy Ludzie zadzwonili do mojej obenej mamci i prosili, aby mnie odebrać z tamtego domu, gdyż jestem już tam niekochany.


Mamcia przemierzyła mnóstwo km i mnóstwo godzin jadąc po mnie z ciepłym milutkim kocykiem i przepysznym jedzonkiem, jechała mimo ulewy, mimo przenikliwego zimna, nocy i zmęczenia. Zostałem wyniesiony daleko daleko od domu z kozami i baranami, w którym przeżyłem coś, czego nie pamiętam i zostałem podany mamci na środku drogi, jak paczka z DHL, bez pożegnania, bez cienia niepokoju o mój dalszy los, bez słowa...


Powrotna wielogodzinna droga przed mamcią, noc, a my jedziemy, jadę do mojego stałego prawdziwego kochanego domku, w którym czeka na mnie kotka Molly. Droga była bardzo ciężka, dwa razy dostałem atak padaczkowy, płakałem bardzo, bałem się, byłem słaby, tak słaby, że tylko drgawki były w stanie poruszyć moim drętwym ciałkiem, zimny i wyschnięty jak jesienny liść. A przecież przed wyjazdem po lepsze życie widziałem , przecież bawiłem się kuleczkami i skakałem radośnie, miałem piękne suche futerko... Co mi się stało w domu z kozami, jak jeszcze po odebraniu mnie z lotniska na jedynym zdjęciu wyslanym do Dubaju wyglądałem zadowalająco?? Co się stało, że przestałem się podnosić, że dostałem ogromnej temperatury, że nie widzę nic i moje mokre od moczu ciałko przelewa się przez ręce mamci... Tego nie wie nikt.... Dlaczego osoba, która zadeklarowała opiekę nad moją osóbką, nie udzieliła mi pomocy kiedy coś złego zaczęło się dziać z moim zdrowiem, kiedy mój stan się pogarszał i pogarszał? Rano, mamcia zawiozła mnie leżącego do lekarza weterynarii, który określił mój stan jako dramatycznie zły, miałem bardzo wysoką gorączkę, byłem skrajnie odwodniony. Podano mi kroplówki i antybiotyk, wtedy rokowania były bardzo złe, gdyż mogło się okazać, że na działanie leków jest już za późno.


Chcę żyć!! Bardzo chcę żyć, mam dopiero około ośmiu miesięcy, dałem wszystko z siebie żeby dać nadzieję i przekonać mamcie i panią doktor przy kolejnej wizycie, że warto o mnie walczyć! Mój stan zaczął się poprawiać, jem i piję, dostaje lekarstwa, nie wybrzydzam. Wczoraj pierwszy raz od przyjazdu udało mi się stanąć na moich nogach....chyba xaczynam coś widzieć.


Kolejna wizyta, kolejne leki, widoczna wyraźna poprawa. Dostałem katar i moje oczka mocno zaczęły łzawić, pani doktor podejrzewa u mnie Koci Katar. Teraz najważniejsze bym pokonał te infekcję, bo moja niepełnosprawność po wypadku samochodowym nie jest tak znaczna, abym nie mógł się cieszyć z życia, być kochany i podziwiany. Jeśli uda mi się pokonać zagrożenie i mój stan się poprawi znacznie, mamcia rozmyśla pojechać ze mną na diagnostykę neuroligiczną do Polski, gdyż nie ma wystarczająco dużo pieniążków, by sfinansować moje dalsze leczenie w UK. Ubezpieczenie, które już dla mnie wykupiła , pokryje tylko choroby, które powstaną u mnie po terminie dziesięciu dni od momentu ubezpieczenia. Mamcia moja studiuje, dorabia sobie troszeczkę popołudniami, jej status materialny nie pozwala jej obecnie na kontynuację mojego bardzo kosztownego w tym kraju mojego leczenia i nie stać jej na pokrycie kosztów w całości. Dlatego zwraca się z prośbą o pomoc dla mnie do Was dobrzy ludzie, pomóżcie Forreścikowi odzyskać radość z życia jaką cieszył się przed wyprawą po lepsze życie, którego los w tak krótkim życiu doświadczył boleśnie, każdy pieniążek się liczy, by uzbierać na kolejną wizytę i leki dla mnie. Dziękuję za przeczytanie mojej historii.

There is no description yet.

There is no description yet.

The world's first Payment Card. Accept payments wherever you are.
The world's first Payment Card. Accept payments wherever you are.
Find out more

Donations 61

 
Hidden data
12 zł
 
Hidden data
hidden
 
Wioletta Brzęcka
20 zł
 
Hidden data
hidden
 
Hidden data
50 zł
 
Hidden data
100 zł
 
Gosya
20 zł
 
Hidden data
15 zł
 
Hidden data
10 zł
 
Konstancja
100 zł
See more

Comments

 
2500 characters
Zrzutka - Brak zdjęć

No comments yet, be first to comment!