pomóż nam uhonorować życie naszego kota - zrzutka na Diament Pamięci
pomóż nam uhonorować życie naszego kota - zrzutka na Diament Pamięci
Our users created 1 231 664 fundraisers and raised 1 364 534 774 zł
What will you fundraise for today?
Description
z prochu powstałeś, lecz w diament się obrócisz
Przychodzę dziś do Was z nieśmiałą prośbą - intymną i osobistą - prosząc o wsparcie.
Wspólnie z mężem szukaliśmy sposobu, aby upamiętnić naszego Przyjaciela. Wśród ofert różnych firm szczególnie spodobała się nam innowacyjna usługa od ONE Diamonds®. Mowa o Diamencie Zawsze Razem. Do powstania takiego diamentu używa się kodu genetycznego DNA ukochanego zwierzęcia (sierść bądź prochy). Taki diament jest niepowtarzalny i wyjątkowy, dokładnie tak, jak każdy zwierzęcy towarzysz. Uważamy, że to piękna forma upamiętnienia, pamiątka niezwykle osobista i zrodzona z miłości, będąca uhonorowaniem czyjegoś istnienia.
Postanowiliśmy, że chcielibyśmy wykorzystać skremowane prochy naszego kota do powstania takiego diamentu - w kolorze Jego oczu - który będzie Go uosabiał i który oboje będziemy mogli mieć zawsze przy sobie (ponieważ wariant mini jest produkowany w ilości 2 sztuk). Część Jego duszy zaklęta w kamień...
Niestety zorientowaliśmy się jaka jest cena takiej usługi i na ten moment jest to dla nas kwota nieosiągalna. Dlatego z potrzeby serca przychodzę tutaj prosząc Was o wsparcie.
Nie jest to próba wyłudzenia gotówki, nikogo nie chcę oszukać, dlatego dołączam dokumentację dowodzącą moich intencji oraz doznanych szkód, których próbę przybliżenia podejmę poniżej
Chciałabym przybliżyć Wam pokrótce naszą historię.
Kot nas dopełniał, ponieważ - z różnych przyczyn - nie posiadamy dzieci, traktowaliśmy Go jak syna. Wiedliśmy spokojne życie (wynajmowane mieszkanie, wczasy raz do roku), które zapewniała nam stabilizacja finansowa. Niewiele nam było potrzeba do szczęścia.
Niestety nasz spokój został zaburzony jesienią 2022 roku, gdy podczas naszej dwudniowej nieobecności podyktowanej rocznicą ślubu, ktoś włamał się do mieszkania i pozbawił nas oszczędności w wysokości przeszło 18 tys. złotych.
Wraz z poczuciem stabilności finansowej zostaliśmy pozbawieni poczucia bezpieczeństwa. Efektem włamania były dla mnie szkody nadszarpnięcia zdrowia psychicznego (depresja lękowa, ataki paniki). Musiałam zrezygnować z pracy, ponieważ nie byłam w stanie opuścić mieszkania pomimo zastosowanych różnych zabezpieczeń. Stałam się osobą wycofaną, choć wcześniej nawiązywanie relacji nie przychodziło mi z trudem. Przestałam ufać ludziom.
Okoliczności włamania były tajemnicze, jednak liczyliśmy na sprawiedliwość. Niestety opieszałość służb doprowadziła do umorzenia śledztwa po zaledwie 2 miesiącach. Czuliśmy się pokrzywdzeni, bo nie wykonano praktycznie żadnych czynności w postępowaniu. Odwołaliśmy się w tej sprawie do sądu, który - na naszą niekorzyść - decyzję podtrzymał i nie przywrócił śledztwa. Również ubezpieczyciel odrzucił nasz wniosek o wypłatę odszkodowania. Dodatkowo rozpoczęta przeze mnie terapia i walka o zdrowie psychiczne to koszt kilkuset złotych miesięcznie.
Owa zrzutka nigdy by nie powstała, gdyby nie kumulacja przykrych okoliczności, bo mielibyśmy wystarczające środki na realizację naszego „marzenia”.
Doświadczenie włamania nie było łatwe, jednak nie spodziewałam się, że - zaledwie 12 miesięcy później - rok 2023 zaskoczy nas czymś gorszym. Niespodziewanie i nagle 7.11 odebrał mi najlepszego Przyjaciela...
Pamiętam, jak po włamaniu powiedziałam do męża, że najważniejsze, że nikt nie pokusił się o zabranie nam kota (był rasowy), że jakoś się odkujemy i odbudujemy oszczędności, ale utraty kota bym nie przeżyła. Teraz zdałam sobie sprawę, że nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko jest po coś. Okradziono nas i był to trudny, wymagający czas, jednak w konsekwencji włamania zyskałam cały rok przebywania z naszym kocim Przyjacielem.
7.11.23 odszedł mój Przyjaciel i bezpowrotnie odeszła cząstka mnie. Kiedy to piszę mijają trzy tygodnie bez Niego, ale mam wrażenie, jakby minęła cała wieczność. To było najsmutniejsze 20 dni w moim życiu.
Firework, Fire, Firek, Firuś, Firulek, Firunia, Firosław. Mój tygrysek…
Gdy przyjechał do nas z hodowli postanowiliśmy nie zmieniać mu imienia, ponieważ uosabiało jego charakter - wichurant. Wybuchowy jak fajerwerki. Zresztą wkrótce potem okazało się, że uwielbia je obserwować. Miał w sobie iskrę, niezliczone pokłady energii, wszędzie Go było pełno. Urządzał nocne harce i zwiedzanie, był bardzo ciekawski i we wszystkim musiał uczestniczyć. Był kontrolerem jakości, bo musiał sprawdzić każde zakupy. I zawsze doskonale wiedział, kiedy coś było dla Niego. To był istny żywioł, wulkan energii. Żył, tak samo jak jadł - łapczywie. Żył na 100%.
Firka nie ma już z nami fizycznie. Teraz z 4,7 kg silnego kocura, zostało mi całe 134,19 gram. Zniknęły charakterystyczne prążki zdobiące Jego skórę i to mądre spojrzenie, które potrafiło rozpoznać wszystkie moje emocje, wyczuwał je instynktownie; zniknął szorstki język, który zlizywał moje łzy, mokry nosek, który odbijał się na szkłach okularów, uszy wyczulone na każdy dźwięk - reagowały nawet, kiedy spał.
Teraz obok urny stoi symboliczna świeca, która jest synonimem Jego imienia: Fire - ogień. Był ogniem mojego życia. Potrafił rozpalić mnie do czerwoności, gdy był niegrzeczny i traciłam cierpliwość, ale również rozpalić we mnie płomień niegasnącej miłości. Dzięki Niemu ani razu przez te 8 lat nie czułam się samotna. Był moim opiekunem, towarzyszem życia. Lojalnym, oddanym, najwierniejszym przyjacielem. Był najczulszy na świecie. Stworzyliśmy niesamowitą więź. Obdarzył mnie bezinteresowną miłością i bezgranicznym zaufaniem, które zawiodłam, bo nie potrafiłam Go ochronić... Właściwie dostałam od Niego więcej, niż Mu dałam. Żywe zostały jedynie wspomnienia i moja nieskończona miłość.
Cechy szczególne? Cały był szczególny. Był wyjątkowy. Był niezwykle odważny, choć bał się wiatru. Był bezpośredni - z każdym musiał się przywitać, nawet z listonoszem, gdy wychodził z legowiska na dźwięk domofonu. Przeszkadzał Mu zapach mandarynek, lubił lody, lubił podkradać chipsy i frytki z Mc Donald's, obcierać się o zmiotkę i szczotkę tangle teezer. Był bystry, był dostojny, był atencjuszem i lubił się popisywać, zwracać na siebie uwagę, której nieustannie się domagał.
Mieliśmy swoje rytuały. np. ten, gdy dostawał jeść o 16:00, ale czekał aż mój mąż wróci z pracy i siądziemy do stołu. To była dla niego oznaka, że można zacząć jeść. I jedliśmy wszyscy razem. Albo, gdy wstawałam z sofy odnieść kubek do kuchni, a On zajmował w tym czasie wygrzane miejsce. Nieraz nie miałam siły wstać z łóżka, ale był moją motywacją.
Właściwie ten rok po włamaniu przetrwałam dzięki Jego obecności. Uratował mnie, gdy nie mogłam uratować samej siebie. Kochał mnie w najbardziej nieskomplikowany sposób, rozśmieszał mnie. Pomagał mi nauczyć się, jak być silną i wytrwałą. Otoczył mnie opieką, nadawał mój rytm dnia, obniżał stres. Zawsze stawał pomiędzy mną i mężem, kiedy podnosiliśmy głos - uspokajał nas.
Teraz wszystko jest inaczej. Nie muszę pamiętać, żeby zamykać drzwi od łazienki, kiedy opuszczam mieszkanie, ani pamiętać o porach jedzenia. Świat się nie zatrzymał, tak jak Jego serduszko, gdy przestało bić... Sikorki nadal przylatują, tylko na parapecie nie ma już Jego - bacznego obserwatora, strażnika, obrońcy parapetu.
Noc jest przejmująco cicha, nie słychać odgłosu pazurków na panelach. Mruczenie zastępuje dźwięk buczącej lodówki. Dom jest pełen Ciebie i pusty Ciebie, a ja muszę nauczyć się żyć bez Ciebie. Nauczyć oddychać, spać, wracać do domu - bez Ciebie.
Zostawił po sobie:
- bliznę na lewej ręce
- ślad na narzucie
- niedokończony kartonik mleka
- dziurę w prześcieradle
- nieopisaną tęsknotę
- niesłabnącą miłość
- piękne wspomnienia
- 2 złamane serca
Zostawił ogromną i obezwładniającą pustkę - puste powroty do domu, puste łóżko, pusty poranek.
Odchodził w ogromnym bólu, którego byłam świadkiem. Jego oczy - nie jestem pewna czy mnie jeszcze rozpoznawały, ale trwałam przy Nim do samego końca. Odszedł w swoim ulubionym miejscu w domu, w którym przespał setki godzin.
Przeprowadzał się z nami 3 razy, a teraz zmienił adres na taki, którego nie znam.
Wierzę, że czeka tam na mnie cierpliwie - jak zwykle - pod drzwiami, na granatowej wycieraczce, do dnia w którym znów się spotkamy...
Bardzo przeżywam stratę, Nie chciałabym wchodzić w szczegóły w jaki sposób Fire odchodził, bo nie jestem gotowa o tym mówić w sposób bezpośredni i sprawia mi to wiele bólu. Zostawiam za to Jego ostatnie zdjęcie, choć wolałabym zapamiętać Go, jako żywiołowego ciekawskiego kocura, pełnego energii.
Serdecznie dziękuję wszystkim osobom dobrej woli za wysłuchanie mnie.
Wszystkim empatycznym, rozumiejącym poczucie straty, którym rodzaj bólu, jaki przeżywam nie jest obcy.
Nic nie jest w stanie zastąpić obecności Firka. Moje serce jest roztrzaskane i nie wiem czy da się je poskładać, jednak pokładam nadzieję, że odczuję ulgę, kiedy cząstka mojego Przyjaciela będzie zawsze przy mnie w namacalnej formie, błyszcząca jak Jego oczy, czuwająca - wiernie jak On. Zasłużył na to, aby zostać diamentem... choć dla mnie zawsze nim był.
Wielokrotnie wspólnie z mężem chętnie angażowaliśmy się w różne akcje charytatywne, teraz sami wyszliśmy ze swojej strefy komfortu i postanowiliśmy spróbować poprosić o tzw. pomocną dłoń.
Jeśli nasz wpis trafił w Wasze serca i pośród wielu zbiórek postanowiliście dobrowolnie okazać wsparcie właśnie nam - po stokroć DZIĘKUJEMY, to dla nas bardzo ważne. W zaistniałej sytuacji Twoje wsparcie wiele dla nas znaczy.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.