Skarga Kasacyjna - sprawa przeciwko ZUS - macierzyński
Skarga Kasacyjna - sprawa przeciwko ZUS - macierzyński
Our users created 1 226 269 fundraisers and raised 1 348 324 348 zł
What will you fundraise for today?
Description
21:14. Kładę dzieci spać. Telefon wibruje. Przyszła wiadomość z Portalu Sądów Powszechnych. Powiadomienie o zmianach w sprawie. Zerkam na sygnaturę, nie rozpoznaję jej. Nerwowo loguję się do portalu. Uff. skarga kasacyjna wpłynęła. Może jeszcze będzie dobrze.
Jakaś część mnie wciąż liczy na sprawiedliwość. Dlatego zdecydowałam się na składanie skargi kasacyjnej i zdecydowałam się poprosić o Wasze wsparcie.
Dwanaście lat temu założyłam z koleżankami spółkę. Osiem lat temu skończyłam studia i zaczęłam w tej spółce pracę na UOP jako reżyser i producent kreatywny. Od tamtej pory urodziłam dwoje dzieci, Wojtka i Tomka, cudownych chłopców. Uwielbiam być mamą, uwielbiam swoją pracę. W czym w takim razie problem?
ZUS nie wypłacił do dziś macierzyńskiego. Dostałam zero, null. Gdybym nie pracowała, dostałabym świadczenie dla bezrobotnych matek. Ale pracowałam i nie dostałam nic. Gdy tylko urodziłam Wojtka, zaczęły się kontrole ZUS. Na początku wydawało mi się, że to rutynowa kontrola. Z kilkumiesięcznym dzieckiem przy piersi odpisywałam na pytania ZUS. Zatrudniona zostałam zgodnie z prawem, pracowałam prawie do ostatniego dnia przed porodem, pracowałam z ludźmi… Wtedy przyszła decyzja i dotarło do mnie, jak byłam naiwna. Ale o tym później.
Po roku urlopu wróciłam do pracy. Na pełen etat, bo nie wyobrażałam sobie tego, że można inaczej. Byłam pełna energii. Wojtek do żłobka, potem odbierała go niania, a ja miałam w pracy swój kawałek świata. Wróciłam na nowej umowie, żeby mieć pewność, że tym razem jestem ubezpieczona. W drugiej ciąży pracowałam do dnia porodu. Zgadnijcie, co napisał ZUS, jak już wszczął kolejne postępowanie i wydał kolejną decyzję odmawiającą mi prawa do ubezpieczenia.
Tomek też chodził do żłobka, a ja do pracy. Realizowałam projekty, podpisując umowy o współpracy ze Szkołą Filmową, starając się o dofinansowania PISF. Dla tych instytucji byłam etatowym pracownikiem spółki. Korespondowałam z instytucjami, kontrahentami i podwykonawcami mając w CC moją szefową. Zgadnijcie, co ZUS powiedział, odmawiając mi prawa do ubezpieczenia.
Jest dwoje dzieci, więc są dwie sprawy, prawda? Nie. ZUS i sądy zrobiły w tej sprawie taki bałagan, że sami nie rozumieli czego dotyczy która sprawa. Jak to podsumować? Otwieram moją tabelkę, zaraz Wam powiem. W latach 2021-2024 ponad siedemdziesiąt zdarzeń. Kontroli, wymienionych pism o wszczęciu postępowania, o przedłużeniu postępowania, decyzji, odwołań, rozpraw. Pięć sygnatur w sądach pierwszej instancji. Trzy wyroki sądu pierwszej instancji. Dwa przegrane, jeden wygrany. Trzy apelacje. Dwie przegrane, jedna czeka na wyznaczenie terminu. Sprawy przekazywane na nasz wniosek do Warszawy, które do niej nie docierały. Wyznaczenie terminu ogłoszenia wyroku apelacji, a potem zamiast wyroku wyznaczenie nowego terminu rozprawy, z osobistym stawiennictwem.
Rozumiecie coś z tego? Prawnicy też łapią się za głowę.
Wygląda na to, że ZUS może zdecydować o tym, że już nigdy w tej spółce nie mogę podlegać ubezpieczeniom, a spółka nie może mnie zatrudnić w wygodny dla siebie sposób, z poszanowaniem praw pracowniczych. BEZTERMINOWO. Nie będę mieć emerytury z przepracowanych lat. Co z ubezpieczeniem zdrowotnym, wizytami u lekarza. Czy mam oddać pieniądze, skoro nie byłam ubezpieczona?
Długo nie potrafię przed sobą przyznać, jak bardzo jest źle. Jeżdżę dwudziestoletnią laguną i antycznym rowerem. Meble biorę ze śmieciarki, dorabiając ekologiczną ideologię do finansowych braków. Pomaga mi rodzina. Ale czy na tym polega praca, że człowiek pracuje, ale wydaje prawie całą pensję na prawników, a na życie pożycza od rodziny?
Daję za wygraną. Szukam pracy gdzie indziej. Rozliczam projekty, wyprowadzam się z biura. W spółce będę pełnić obowiązki członka zarządu. Jeśli spółka będzie mieć dla mnie konkretne zadanie, pewnie podpisze ze mną śmieciówkę. Osiem lat kontroli, spraw sądowych. Udowadnianie, że pracuję, wykończyło mnie tak, że ledwo stoję. Zrobiliśmy w tym czasie w LeLe wiele świetnych projektów. Filmy są, wędrują po świecie, ale nie są dowodem mojej pracy.
Chciałabym kiedyś móc zadać paniom z ZUS szczere pytanie — co byłoby dowodem, że pracowałam. Wygląda na to, że według tej instytucji razem z prezeską spółki w pełnym wymiarze godzin zajmowałyśmy się fabrykowaniem dowodów mojej pracy.
Co zrobić, jeśli państwo zawiedzie? Zdecydowałam się walczyć do końca i składać skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.
Po siedmiu latach sądowych batalii, wymianie kilkudziesięciu pism z ZUS, dotarłam do ściany. Na prawników wydałam już naprawdę olbrzymie kwoty. W sądach lata czekania i chaos. Każdy polecony to dreszcz strachu. Czego oni znów ode mnie chcą? Odkładam robienie filmu, bo kontrola, odkładam kończenie doktoratu, bo kontrola. Rozprawa. Apelacja. Całe mnóstwo nerwów. Trzęsę się, jak tylko muszę wrócić do pism i dowodów. Wykańczam się w pracy, żeby zapłacić prawnikom za ich trudną pracę.
Coraz więcej osób mówi: jesteście filmowcami. Zróbcie o tym film. A ja nie mam siły być już filmowczynią. Chciałam odpuścić, nie ciągnąć sprawy, ale to jak zostałam potraktowana na ostatniej rozprawie apelacyjnej sprawiło, że nie odpuszczę. O tym jeszcze kiedyś napiszę, ale to jest naprawdę bardzo długa opowieść. Na obsługę prawną procesów wydałam już ponad 50 000 PLN.
Zbieram na opłacenie skargi kasacyjnej i obsługę prawną apelacji. Skarga już złożona, ale faktura od kancelarii wciąż czeka na opłacenie.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.