Pomoc dla Maćka, polskiego żołnierza walczącego na Ukrainie
Pomoc dla Maćka, polskiego żołnierza walczącego na Ukrainie
Our users created 1 233 701 fundraisers and raised 1 371 285 201 zł
What will you fundraise for today?
Description
"Dyżur na pozycji bojowej, to często nawet dwadzieścia cztery godziny i więcej. Czołgasz się i obserwujesz linię wroga, z wysuniętych pozycji mamy do niej nie cały kilometr. Podczas jednego z dyżurów udało mi się wykryć rosyjski czołg i dwa stanowiska moździerzowe, które wymierzone były w naszą bazę..."
Maciek jest polskim żołnierzem walczącym w Ukrainie. Za swoją służbę nie pobiera wynagrodzenia. Na początku wojny przeżył atak na Międzynarodowy Legion w Jaworowie, potem szkolił z taktyki ukraińskich żołnierzy w Batalionie Bractwo, aktualnie służy w Batalionie Karpacka Sicz, działa w piechocie bezpośrednio na froncie. Aby walczyć na Ukrainie musiał zainwestować własne pieniądze, ponad 1500 funtów. - Nie przyjechałem tu, żeby się wzbogacić, i nie żałuję wydanych pieniędzy. Czuję też ogromną wdzięczność ze strony Ukraińców i to jest najlepsza zapłata - mówi Maciek.
Zadania, których się podejmuje zagrażają jego życiu, dlatego potrzebny jest sprzęt, który da mu większe szanse na przeżycie. Zbieramy pieniądze na hełm taktyczny i kamizelkę kuloodporną.
"Nie ma dnia, aby coś nie walnęło. Gramy z nimi w ping-ponga. Gdy miałem pierwszą noc na pozycji, latał nade mną kacapski dron, nagle zawisł, pięć minut ciszy, a potem seria pocisków. Dwa spadły niedaleko mnie, przykryło mnie błotem, nie słyszałem przez dwa dni".
Fragment wywiadu z Maćkiem dla Dużego Formatu, 16.05.2022
Dlaczego w ogóle trafiłeś do wojska?
– Zawsze mnie interesowało. Od 10. roku życia byłem w harcerstwie, potem jako nastolatek należałem do drużyny paramilitarnej. Jednostka wojskowa, do której trafiłem po technikum, była przygotowywana do misji w Afganistanie. Miałem prawie podpisany kontrakt, ale uległem wypadkowi na poligonie, który na kilka lat wykluczył mnie z wojskowej działalności.
Ukraina to nie pierwsza twoja misja.
– Byłem w Ugandzie. Pojechałem tam jako podstawowy medyk. To również był wolontariat. Ale lot miałem opłacony.
Po co tam pojechałeś?
– Pomagać. Po tym, co zobaczyłem w Afryce, zdałem sobie sprawę, że nie mam prawa narzekać na życie. Polowania na albinoskie dzieci, odcinanie im rąk, nosów, nóg, uszu są codziennością. My takie dzieci staraliśmy się ratować.
Dzień, który utkwił ci w pamięci?
– Pojechaliśmy do wioski robić szczepienia. Było to świeżo po ataku rebeliantów. Ewakuowaliśmy siedmioletnią dziewczynkę. Miała odciętą rękę gdzieś na wysokości barku. Nie zapomnę jej spojrzenia. Wiedziała, że umiera, nic nie mówiła, płakała. W końcu zaczęła mdleć, rozpoczęła się defibrylacja, pół godziny walczyliśmy o jej życie. Umarła na naszych rękach. Jej płacz czasem mi się śni.
Reszta rozmowy dostępna pod linkiem https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,28447050,polak-na-wojnie-w-ukrainie-jutro-jade-na-front-ludzie-do-mnie.html
autor zdjęcia Tomasz Jagodziński
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.