Najlepszym słowem wstępu byłoby: "to znowu się dzieje".

Inki - mały łobuz, około trzy-czterolatek, który błąkał się po dworze. Był bezdomniaczkiem jakich niestety wiele, co jednak odróżnia go od większości, to białaczka. Adoptowałam go, mając już wiedzę, doświadczenie oraz... drugiego białaczkowca w domu. Oba kociaki otrzymują ode mnie tyle, ile mogę im dać: najlepsze jedzonko, atencję, dużo czułości i stałą opiekę weterynaryjną.

Ten rok niestety wykończył nas finansowo, rezerwowe fundusze na zdrowie chłopaków szybko stopniały, zwłaszcza wtedy, kiedy brat Inkiego został poddany zabiegowi usunięcia wszystkich zębów.

To znowu się dzieje. U Inkiego, pomimo sumiennego mycia i dbania o ząbki, białaczka zdominowała i nie jest on w stanie poradzić sobie z zapaleniem w pyszczku, które niestety bardzo szybko postępuje. Najlepszy specjalista powiedział "to najlepszy ratunek". Bakterie te z jamy ustnej, podawane dalej, niestety najczęściej u kotów atakują nerki, więc zabieg jest konieczny i to szybko.

Jesteśmy umówieni na 29-tego grudnia. Komplet badań zrobiony, teraz tylko czekać i... odłożyć fundusze.

Zabieg wraz z prześwietleniem, badaniami i lekami "po" kosztuje 950 złotych i jest jedyną pozycją na liście "na święta chciałabym..".

Jednak pomimo zrzutki, przede wszystkim chciałabym sfinansować go z dochodu, jaki udałoby mi się uzyskać z toreb i worków, które szyję w ramach inicjatywy @pracownia.wszystkiego - każda z nich jest unikatową torebką, uszytą przeze mnie z materiałów z recyglingu w duchu zero-waste.

Każda pomoc, zarówno poprzez wsparcie, jak i zakup torby, będzie nieoceniona!