Mamy rok 2008, Moja mama wieloletnia wolontariuszka postanawia zacząć działać na własną rękę- zakłada fundację dla zwierząt. 

Wieloletnie trudy jej życia przyczyniają się do stopniowego pogarszania jej stanu zdrowia. 

uszkodzenie stawów kolanowych- które z czasem uniemożliwiły jej chodzenie. cukrzyca, nadciśnienie, tarczyca. Nigdy się nie skarżyła. Wręcz ukrywała stan swojego zdrowia przed innymi wiedząc że będzie zmuszana przez nad do leczenia. 

Sierpień 2025 roku, mama trafia do szpitala z diagnozą ostrego bakteryjnego zapalenia nerek. 

wrzesień 2025 roku, ponownie trafia do szpitala z uogólnionym bólem brzucha i kręgosłupa. 

październik 2025 roku, mama umiera. Osieracając przy tym swoich podopiecznych. 

część ze zwierząt udało się rozlokować pomiędzy zaprzyjaźnione fundację. 

Dzisiaj na pokładzie mamy 14 psów i 3 koty- które muszą jeść, muszą mieć opiekę weterynaryjną. 

Niestety nie mamy dostępu do kont, wszystkie wydatki jesteśmy zmuszeni pokrywać z władnej kieszeni. 

Średnio dziennie musimy rozdać 10kg karym dla psów, gdzie koszt jednego worka to ok 120zł. Co w skali miesiąca rodzi dla nas nie małe koszt. 

dochodzą do tego obowiązkowe szczepienia, zaopatrzenie medyczne, odrobaczanie odpchlenie. 

Dlatego zwracam się o pomoc, nie dla mnie dla "dzieci" które osierociła moja mama. 

Dla ich pełnych brzuszków. Dla ich bezpieczeństwa. 

Dziękuję.