NA PRZETRWANIE ZIMY
NA PRZETRWANIE ZIMY
Our users created 1 226 426 fundraisers and raised 1 348 747 792 zł
What will you fundraise for today?
Updates6
-
Rano jedziemy do Warszawy, bo stan Kiry jest już bardzo, bardzo zły. Ani leki kardiologiczne ani zalecone inhalacje nie pomagają. Znalazłam klinikę , w której podobno mogą nam pomóc. Oby to była prawda, bo tak bardzo się boję trafić źle 😢 Dano mi nadzieję na wdrożenie leczenia jeszcze przed wynikami badań. Zobaczymy. Jeśli dostaniemy wreszcie jakąś konkretną diagnozę i zostanie ustalony plan leczenia, to założę chyba nową zrzutkę specjalnie dla Kiry, żeby tu nie mieszać, bo wreszcie zaczyna mi się tworzyć w głowie jakaś koncepcja na to żebranie. Nie wiem, czy słuszna (ani czy jej nie zapomnę zanim zdążę wdrożyć), czas pokaże. Wiem, że nie mam już innego wyjścia niż błagać o pomoc. Jeśli nie zdarzy się cud, to pieniądze skończą się bardzo szybko, a co by było wówczas, wolę sobie nawet nie wyobrażać, bo słowo "katastrofa" to by było dużo za mało powiedziane.
No comments yet, be first to comment!
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.
Description
UPDATE: Na okładkę dałam to uśmiechnięte zdjęcie Kiry, którego używałam w ogłoszeniach, kiedy uciekł. Sporo ludzi wtedy nam pomagało albo chciało pomóc. Dziś jego życie wygląda strasznie, a minęło tak niewiele czasu. Chciałabym, by jeszcze mógł kiedyś cieszyć się życiem tak, jak na tym zdjęciu, ale bez pieniędzy nic się nie może udać w tym świecie. Świecie, którego toksyczność doprowadziła go do takiego stanu. Jeszcze miesiąc temu przeszedł wiele kilometrów po bardzo trudnym terenie, po czym przespał w mięciutkich liściach i poszedł dalej, a potem uciekał ok. 2 km z Suryt do Blanek przed dużymi psami, które go chciały zjeść i nie wiadomo, jak to zrobił, że uciekł. Utknął jednemu panu w częściowo wyschnietym stawie, do którego te psy się bały wejść, narobił wraz z nimi rabanu i tak został znaleziony, po czym tydzień mieszkał na wsi. Po powrocie do miasta przez 3 dni był zdrowy... A potem chyba do niego dotarło, gdzie wrócił i mu się pogorszyło, i od tamtego czasu pogarsza się sukcesywnie. Dlatego dawniej błagałam o pomoc w przeniesieniu się na wieś... Dziś od kilku dni życie bohatera, o którego wyczynach możnaby było napisać sagę, gdyby umiał mówić po ludzku, wygląda tak:
https://youtu.be/La8V8DU23O0?si=evBfI0TdTPSwDw3M
...i tak: https://youtu.be/2_7aDWq67cI?feature=shared
Na przemian spanie i duszenie się, na podwórko trzeba go wyciągać i popychać do chodzenia zanim zacznie chodzić sam, wszystkie jego mięśnie są coraz słabsze, z trudem łapie każdy oddech, zapadają mu się boki i skronie, ale wtedy na "gigancie" wzmocnił sobie psychę... I walczy... A ja walczę dla niego i nie poddam się, ale sama mogę tak niewiele w obecnych uwarunkowaniach 😢 Proszę, pomóżcie mi go ocalić... Jestem wykluczona przez system, nie mam dochodów ani perspektyw na nie tylko straty, nie wiem nawet czy będę mieć przedłużoną rentę, bo wciąż nie dostałam odpowiedzi z ZUSu, a czekam na nią już prawie miesiąc, całe moje życie jest podporządkowane temu aby ocalić Kirę, a potem resztę... A jeśli jakimś cudem starczy sił i pieniędzy to może i siebie dla nich... Nie potrafię prosić o pomoc, skoro proszę i to w ten sposób tzn, że naprawdę jestem w sytuacji bez wyjścia, albo przynajmniej ja takiego nie widzę. Na pewno ta zbiórka będzie ewoluować, bo co jakiś czas mam jakiś nowy pomysł, więc będę ją zmieniać - nie wiem, czy to właściwe, dlatego o tym piszę na wszelki wypadek, by nie robić tego z nienacka.
---------------
Zmieniam zdjęcie (nie wiedziałam, co wstawić, więc to, co tam jest, to te z ostatnich paragonów, których jeszcze nie zgubiłam 😭, parę naszych zdjęć i papierów od wetów, ale nie da się dużo wstawić), tytuł, kwotę i treść, bo to nie miało najmniejszego sensu, nigdy w życiu to się nie uzbiera NA DOM, nigdy w życiu się stąd nie wydostaniemy, nie chcę też żebrać, chciałabym móc po prostu na wszystko zapracować i zarobić, ale nikt mi nie chce dać takiej możliwości. Rozpaczliwie błagam o pomoc - a jeśli już ja proszę o pomoc (i jeszcze opisuję publicznie w necie jakieś szczegóły ze swojego życia 😭) to znaczy, że jest już naprawdę tak źle, że nie widzę żadnych szans na poradzenie sobie z sytuacją - w przetrwaniu najbliższego czasu, nie dla siebie! a DLA PSÓW, bo jest naprawdę źle i będzie coraz gorzej i to bardzo szybko. Długo byłam silna i zaradna na tyle, by mimo wszystkich przeciwności nie "utonąć" i całkiem długo udawało mi się przesuwać w czasie ostateczną katastrofę, ale przez to, że w październiku jeden z moich psów zachorował, a potem po pobraniu krwi, za które kazano mi zapłacić prawie 1000 zł, a na którym to potraktowano go tak strasznie, że potem postanowił przy najbliższej okazji tydzień później pójść sobie w cholerę i około tygodnia go szukałam, co pociągnęło za sobą koszty tak straszliwe, że naprawdę przestałam ogarniać cokokwiek - teraz już idziemy, a raczej spadamy po równi pochyłej, psy nie są tego oczywiście świadome i nie wytłumaczę im tego, kiedy na przykład zabraknie jedzenia. Kira musi brać póki co leki, które są też straszliwie drogie i boję się sytuacji, kiedy ich zabraknie, bo obecnie bez nich może się udusić. Potrzebuje też dalszej diagnostyki (a na to już nie ma szans w Olsztynie, tu wszystkie możliwości wyczerpane, a do Wawy przeprowadzić się nie możemy, bo skąd wziąć na to pieniądze? Nawet gdybym tam znalazła pracę, to najpierw trzeba móc wynająć mieszkanie - gdzie jeszcze przyjmą mnie z psami! - i wpłacić kaucję), bo wciąż nie wiadomo, co mu naprawdę jest, każdy wet skupia się na czym innym i diagnozuje co innego, i na co innego leczy, ja tylko tracę kolejne pieniądze, a z psem jest coraz gorzej (choć przynajmniej na szczęście poprawiła się funkcja skurczowa serca po tej jego ucieczce, chodzi też trochę lepiej i jest bardziej obecny i nieco mniej smutny dzięki diecie i suplementom, które ogólnie starsze muszą brać, by normalnie funkcjonować, a młodszy, żeby nie zachorować). Miałam mu zorganizować zabieg usunięcia guza jądra, ale obecnie nie ma już na to szans, a to ostatnie badanie krwi się zmarnuje, bo już miesiąc minął, a przed zabiegiem muszą być świeże wyniki 😭 Dziewczyna też potrzebuje diagnostyki i leczenia, ma zmianę na prawym nadnerczu i otyłość na tle hormonalnym, także ma wadę serca i obydwoje mają nieznanej etiologii zmiany na śledzionie, które na szczęście nie zmieniają się w czasie. Aczkolwiek wiem, że przeprowadzka na wieś by im obu pomogła, bo Kira po powrocie z "giganta", kiedy przez tydzień mieszkał na wsi, biegał przez 3 dni jak młodzian (a potem do niego dotarło, że wrócił do miasta :( ), a kiedy latem byliśmy przez tydzień w gościnie na wsi, to Katrina nagle schudła, co w mieście jest niemożliwe - a po powrocie znowu utyła :( Nie jestem żadnym domem tymczasowym ani fundacją, więc nie mogę liczyć na niczyje wsparcie. Tylu mam niby tzw znajomych na Facebooku, ja nieraz nie mogąc więcej wpłacam na różne zbiórki po 1 zł, bo jestem świadoma, że gdyby np 700 osób wpłaciło po 1 zł, to by było 700 zł... Tylko czy można mieć nadzieję, że ktokolwiek inny pomyśli w ten sposób? Nie wiem czy ta zrzutka ma jakiś sens, ale ja naprawdę nie wiem co robić. Z każdym dniem jestem coraz bardziej przerażona i to też negatywnie odbija się na zdrowiu psów. Tylko dla nich jeszcze żyję i walczę. I nie mogę wziąć kolejnego kredytu, a nawet nie mogę już jeździć na rynek, bo ja jeśli już idę jakimś schematem, coś robię regularnie, to kosztuje to bardzo dużo wysiłku, ale jestem w stanie to (ogromnym kosztem) robić, dopóki nie zdarzy się coś, co mnie z tego schematu, "rytmu" wytrąci. Wówczas aby móc do tego powrócić musiałabym stworzyć cały schemat od początku, ale do tej pory mi się to nie udało, zwłaszcza że już jest zimno i deszczowo, i dla mnie najprawdopodobniej już nie będzie rynku do wiosny, bo kiedy jest zimno i wilgotno, to szybko marzną mi ręce (a, pomijając to, że wówczas mimowolnie wpadam w panikę), wypakowywanie biżuterii z woreczków i potem pakowanie jej spowotem wymaga tychże rąk sprawności, a kiedy pada deszcz, to nie handluję w ogóle, bo się boję zniszczenia rzeczy i, że nie będę miała możliwości ich wysuszyć. Poza tym wtedy i tak mało kto tam chodzi... Niestety przez pewien czas byłam na tyle głupia, że wykupywałam leki dla siebie, ale wtedy jeszcze jeździłam na rynek i zupełnie zapomniałam o tym, że idzie jesień i zima 😭
Obecnie od ponad miesiąca nawet się nie wykąpałam, bo nie miałam kiedy. Każdą wolną chwilę muszę przeznaczać na to, by "złapać" choć odrobinę odpoczynku. Od około początku października niewiele spałam, a ostatnio znowu prawie w ogóle już nie sypiam w nocy, od kiedy Kirę budzą napady duszności. Wtedy rozmasowuję mu okolice gardła, potem on zasypia, a ja dalej czuwam, obserwując jego oddech. M.in. dlatego tym bardziej już nie mogę iść na etat - muszę móc zarabiać na czymś, co mogę pogodzić z opieką i szukaniem ratunku. Problem w tym, że muszę sobie z wszystkim radzić sama, a ja sama siebie nie wypromuję, bo po prostu "organicznie" nie umiem i raczej się nie nauczę. Nie nadaję się do życia w tym świecie, stworzonym przez osoby neurotypowe dla osób neurotypowych. Nie nadaję się do życia w mieście i w całym tym systemie. Problem w tym, że przez brak możliwości "posiadania" wsparcia coraz mniej mogę i coraz bardziej się wszystko przeciąga. Kiedy Kira się odnalazł, dostaliśmy drugą szansę i bardzo się boję, że ją zmarnuję i że kolejny raz zawiodłam przez to, że nie radzę sobie w tym świecie. Gdybym tylko mogła wiedzieć, że był bezpieczny, może nie powinnam go była szukać. Tam było mu lepiej i był zdrowszy :(
Podobno robię ładne rzeczy, i co z tego? 😭 😭 Umiem nastawić kręgosłup masażem i ćwiczeniami, umiem usunąć rwę kulszową, przepuklinę i inne rzeczy, komuś podobno przywróciłam słuch w jednym uchu, komuś uratowałam rękę, umiem postawić kogoś na nogi nawet z bardzo trudnej sytuacji, i co z tego? Dużo rzeczy umiem i co z tego wszystkiego?? Co z tego skoro nie umiem dotrzeć z informacją do potrzebujących jej ludzi, którzy jeszcze będą w stanie za moją pracę zapłacić pieniędzmi ani nie mam nikogo, kto by mi pomógł z dotarciem z tą informacją do właściwych osób? Tak, to pytanie to jest prośba o pomoc...
I te wszystkie kłopoty są przez moją hiperempatię i nieuleczalną naiwność, przez moje zbyt wielkie serce, po prostu przez to jaka jestem i jaki jest ten świat.
Przez to, że z tych powodów kiedyś dałam się komuś oszukać, bo pokochałam i zaufałam, chociaż tego nie chciałam i nie powinnam była, ale nie miałam na to żadnego wpływu. To było dawno temu, ale konsekwencje są wciąż coraz mocniejsze. Nie miałabym tego kredytu, gdybym kiedyś nie uwierzyła i zaufała komuś, komu nie powinnam była. Nie musiałoby być tej całej walki, gdybym nie miała kredytu i nie widzę już najmniejszych szans na uwolnienie się od niego. Kiedyś miałam na to plan, ale oczywiście musiał runąć z hukiem tak jak wszystko, cokolwiek kiedykolwiek uda mi się zaplanować. Z każdym dniem coraz bardziej się boję. Chciałabym tylko móc uczciwie zarabiać te cholerne pieniądze, skoro bez nich się nie da w tym świecie nic zrobić. Koralikami ani innymi rzeczami, ani nawet przetworami w słoikach kredytu nie spłacę ani nie opłacę nic innego, jeśli rzeczy ani umiejętności się nie da zamienić na pieniądze 😭 A w crowdfunding nie umiem 😭 😭
Poprzedni tekst, zostawiam go tu, bo niechcący się wkleił...
Aktualizacja: Już nie ma tego ogłoszenia 😭
Dnia 26.12.2023 po otwarciu Facebooka zobaczyłam tzw przypadkiem to ogłoszenie: https://www.olx.pl/d/oferta/dom-posrodku-lasu-CID3-IDXXHga.html i coś we mnie pękło. Nie potrafię sobie poradzić z bezgranicznym, rozdzierającym bólem, który to striggerowało. Dlatego, że zaraz ktoś to kupi i to przepadnie na zawsze, dlatego, że ja nie mogę i nie będę najprawdopodobniej nigdy mieć możliwości zarobić tyle pieniędzy, by móc w takie miejsce się przenieść z moimi psami, póki jeszcze mamy czas, a nie wiadomo, ile nam tego czasu jeszcze razem zostało. 3 lata temu, 3 lata po swojej matce, odszedł w tragicznych okolicznościach Misiek, dla którego zbierałam pieniądze tu na Zrzutce, więc można podejrzeć ułamek tej historii. Ja wtedy próbowałam się zabić, ale nic mi z tego nie wyszło poza długotrwałymi i pogłębiającymi się problemami zdrowotnymi. Od 2013 r mam, obecnie przewlekłą, boreliozę i o ile w 2020 r, kiedy sprawa się działa, wcześniej już miałam z nią spokój, o tyle po śmierci Miśka zawaliło się wszystko i ja już nigdy nie będę raczej osobą, którą byłam. Został jednak z tej osoby brak umiejętności zarabiania pieniędzy i nie wiem, czy chodzi tu o umiejętność, ale może można to tak w skrócie i przybliżeniu napisać. Pieniędzy mam zwykle na tyle, by móc przetrwać, ale nic ponadto. Nie mogę mieć stałej pracy, bo gdziekolwiek fartem uda mi się dostać, to zwykle to się prędzej czy nieco później kończy, bo jestem "inna". A teraz jest to znacznie trudniejsze. Borelioza bardzo wzmacnia we mnie cechy zarówno autyzmu jak i ADHD (których, dla jasności, nie uważam za nic złego - to dzięki temu, że mam nieco odmienne "okablowanie" mózgu, mogłam dokonywać dawniej rzeczy, które inni mogliby uznać za niemożliwe, ale też dzięki temu nie radzę sobie w tym świecie z wieloma rzeczami, które dla innych są normalne i proste, a jedną z takich rzeczy są pieniądze i wiele lat naprawdę ciężkiej pracy nad sobą nie zmieniło w tej kwestii nic, mimo że dawniej miałam sporą wiedzę i dużo pomysłów), które co prawda miałam w sobie od zawsze, ale dziś już chyba po prostu nie mam siły ani się maskować (i nie wiem, czy nie zatraciłam całkiem tej umiejętności), ani się hamować czy zmuszać do czegokolwiek. Fizycznie mam też coraz mniej sił i coraz częściej łapię różne infekcje, niektórych prac już nie mogę wykonywać ze względów zdrowotnych. Mam jednak do spłacania kredyt, który pierwotnie wzięłam kiedyś z powodu swojej karygodnej naiwności i głupiej nadziei - nadziei na DOM 😭 - wolałabym jednak publicznie nie wchodzić w szczegóły. Żeby z nim przetrwać, musiałam potem brać następne (jeden z nich wzięłam na ratowanie Miśka, kiedy był chory). Na początku obecnego kończącego się roku fartem udało mi się wziąć ostatni, tuż przed utratą ostatniej pracy, po której nie udało mi się znaleźć nic innego na czas, a obecnie nie wierzę już w to, że do czegokolwiek jeszcze się w tym systemie nadaję. Próbuję uczyć się różnych rzeczy z marnym skutkiem. Obecnie mam rentę przyznaną do października nadchodzącego roku (co dalej - nie wiadomo) - to dało mi niby trochę spokoju jeśli chodzi o codzienną walkę o przetrwanie, ale z drugiej strony dodatkowo zmniejszyło jakiekolwiek szanse na DOM. Z rentą socjalną nawet już nie dostanę kredytu (a nawet jeśli, to na pewno nie w takiej kwocie, jaka miałaby w tej materii sens).
Kiedyś pomagałam innym w nieraz beznadziejnych sytuacjach. Byłam na tyle głupia, by nieraz ryzykować życiem dla zupełnie obcych osób. Być może jednak jest coś w tym, że dobro dawane innym wraca, bo dziś ja i moje psy coraz częściej mamy co jeść bez konieczności wydawania pieniędzy w sklepach, ale jedzeniem nie kupię DOMU. Dlatego dziś, choć to zupełnie "nie w moim stylu", ponieważ ja nie zwykłam prosić nikogo o pomoc i mam duży problem z przyjmowaniem tejże, jeśli przyjdzie sama, to błagam o pomoc w uzbieraniu na ten lub inny - bo tego zaraz na pewno nie będzie, ale może jeszcze kiedyś jakiś się przytrafi, a ja jakimś cudem tym razem będę na to wtedy gotowa? Nie wiem, czy to możliwe, wątpię w to szczerze, ta zrzutka to akt desperacji. Zakładam ją z wielkim strachem, bo ostatnia skończyła się źle, gdyż wtedy okazało się, że mam też anonimowych wrogów. Choć z drugiej strony dobrze, że to obnażyła.
Jestem coraz słabsza i czasem myślę, że to bardzo możliwe, iż - mówiąc wielkim skrótem myślowym - może tak w istocie to jednak udało mi się zabić, tylko w sposób odroczony w czasie, tylko że wcześniej o to w ogóle nie dbałam i moje istnienie było mi zupełnie obojętne. Chciałam tylko nie zostawić po sobie bałaganu i przeżyć psy, żeby nie miały poważnego problemu po moim odejściu, ale teraz coś we mnie pękło. Nie chcę umierać w mieście. To nie jest i nigdy nie będzie "moje" miejsce. Do życia potrzebuję kontaktu z ziemią, z przyrodą, tak samo jak psy. Miasto mnie niszczy.
Gdyby stał się ten cud, że mogłabym nabyć taki dom z kawałkiem ziemi, to byłby on otwarty dla każdego, kto by tego potrzebował. Jeśli ktoś zdecyduje się dorzucić do tego celu i dojdzie on do skutku, to odwdzięczyć bym się mogła możliwością wypoczynku w tym miejscu lub / i czymś, co tam bym mogła wytwarzać. A jeśli w tym miejscu zdołam powrócić do zdrowia, to będę mogła również pomagać innym w wyzdrowieniu tak, jak czyniłam to dawniej.
Dziękuję❤️🔥
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Location
Buy, Support, Sell, Add.
Buy, Support, Sell, Add. Read more
Help the Organiser even more!
Add your offer/auction - you sell, and the funds go directly to the fundraiser. Read more.