id: ptcmsz

Wygrać z rakiem - zbiórka na leczenie Kiry

Wygrać z rakiem - zbiórka na leczenie Kiry

Our users created 1 260 478 fundraisers and raised 1 445 930 333 zł

What will you fundraise for today?
Create fundraiser

Updates22

  • W nocy z 2 na 3 lutego Kira wyruszył w swoją ostatnią podróż. 4 lutego przestało bić Jego serce, ale nie samodzielnie, bo w klinice zmuszono mnie do podpisania zgody na eutanazję pod groźbą odebrania wszystkich psów i wyprowadzenia mnie siłą z kliniki... Wszystko to pamiętam tak, jakby działo się dużo dłużej...

    Niedługo po potwierdzającym poniedziałkową wizytę telefonie z przychodni, w której, jak się w ostatniej chwili okazało, jednak możliwe było wykonanie terapii komórkami dendrytycznymi w Polsce bez konieczności wyjazdu do Niemiec, Kira nagle z właściwym Jemu impetem skoczył z kanapy prosto na stół, uderzając się w okolice prawej skroni... Najprawdopodobniej miał w głowie jakiś przerzut, który w wyniku uderzenia pękł i się rozlał, bo miało to wpływ na nerwy po lewej stronie ciała łącznie z tymi nadzorującymi pracę serca, zrobił się zespół przedsionkowy, po przespaniu się pojawił się ropny wpływ z oczu, który później ustąpił, ale serce zaczęło odmawiać posłuszeństwa i całą noc Go reanimowałam (później w tej bandyckiej klinice zostałam wyśmiana przez jej kierownika, że to niemożliwe, bo "bez odpowiedniego przeszkolenia" nie mogłam reanimować psa, bo tylko oni z takimże przeszkoleniem mogą to robić, ale jakoś oni z "odpowiednim przeszkoleniem" nie potrafili Go nakłonić do przełykania, mimo że ja przy nich dawałam Mu pić, był przytomny, świadomy i pięknie przełykał!), już umierał, ale wrócił, został... Przy okazji z czystym sumieniem mogę tu polecić przychodnię weterynaryjną Tworkowscy, bo tam Go ładnie ustabilizowano, ale niestety nie ma tam całodobowej opieki, i tak nam pozwolono siedzieć tam jeszcze sporo po zamknięciu... Lekarz powiedział, że pies wymaga hospitalizacji. Bardzo bałam się oddać Go do szpitala do Kortowa, bo tam kiedyś w makabryczny sposób wykończono Jego matkę, a nie wiedziałam , jak tam jest obecnie - a zwłaszcza że pan stamtąd, z którym rozmawiałam przez telefon, nie wydawał się zbyt chętny do pomocy... Podjęłam więc najgorszą z możliwych decyzji - zadzwoniłam do całodobowej kliniki w Warszawie, w której wcześniej byliśmy na endoskopii i tam tak fajnie się Nim wtedy opiekowano... Zwłaszcza, że okazało się, że przychodnia, w której miało być pobranie krwi jest bardzo blisko tej kliniki, więc myślałam, że jest szansa na to, że mimo wszystko się to uda... Tylko że oni musieli już po tym telefonie zadecydować o Jego losie... Najwyraźniej podjęli tę decyzję w wyniku założeń poczynionych na podstawie Jego choroby i czasu, jaki upłynął od poprzedniej wizyty... Nawet sprowadzili potem lekarza, który Go wówczas przyjmował, tylko po to, by mi powiedział, że jest źle. Nie mam na razie siły opisywać dokładnie co się działo, a nie wiadomo, czy to kogoś będzie interesować, ale moja prośba o możliwość zabrania psa stamtąd skończyła się szantażem wykonanym przy użyciu policjantów (którzy się nie wylegitymowali! Więc kto wie, czy w ogóle byli prawdziwi - tym bardziej, że weszli do pokoju, w którym byłam, od strony szpitala, do którego rzekomo nikt nie może wchodzić poza personelem kliniki), że jeśli do 10 rano we wtorek Kirze się nie poprawi, to mam podpisać zgodę na eutanazję, bo inaczej ponownie przyjedzie policja i odbierze mi wszystkie psy, a mnie siłą wyprowadzi z kliniki i wtedy oni już nie będą potrzebowali mojej zgody na eutanazję, a z resztą nie wiadomo, co by się stało i na zawsze by nas rozdzielono... Zostałam oszukana, bo szantaż miał miejsce około 3 w nocy (w papierach widnieje informacja o tym, że około 3 w nocy Kira wstał i zaczął przemieszczać się po klatce i był niespokojny!), a później okazało się, że około północy Mu się poprawiło i wstał... Już po podpisaniu wyroku dowiedziałam się, że wstaje i chodzi na tyle często, że odpięli mu kable od kardiomonitora, żeby mógł swobodnie się przemieszczać... On tak nie lubił takich ciasnych zamkniętych pomieszczeń i klatek 😭 Kierownik placówki wygadał się o tym, że Kirze się w nocy poprawiło, jeszcze zanim podpisałam wyrok. Próbowałam wtedy rozmawiać i zapobiec temu co postanowili, ale spotkałam się ze ścianą i wyśmiewaniem, byłam totalnie bezsilna wobec nich [Może powinnam wtedy była poszukać jakiegoś prawnika, ale nie było przy mnie nikogo, kto by mi o tym powiedział, a byłam w takim stanie, że byłoby to potrzebne, żebym na to wpadła... ale i tak, czy znalazłbym kogoś, kto by pomógł, o 4 rano?... Na potencjalną możliwość podjęcia jakiegokolwiek działania miałam tylko około 5 godzin z samego rana... Aktualizuję ten tekst w nocy 22.02 i dopiero dzisiaj to do mnie dotarło...] Wtedy chciałam przenieść Kirę do innej kliniki, w której by mieli lek na serce, który musiał brać, w formie iniekcyjnej, skoro nie potrafili skłonić Go do przełykania [co zresztą, znając Kirę doskonale rozumiem, bo On był bardzo uparty, a oni Go do zabrali w okropny sposób + było to obce, przebodźcowujące miejsce, obcy ludzie i ciasna klatka. Przełykałby, gdybym mogła przy Nim być lub przynajmniej do Niego wchodzić żeby dać Mu jeść, ale procedura nie pozwala, a najwyraźniej procedura ważniejsza niż pacjent], ale oni już postanowili za mnie i nic nie mogłam zrobić, mimo że nie mieli do tego prawa. Po wszystkim okazało się, że w dokumencie z przyjęcia - które też było straszne, bo ten lekarz tak się strasznie spieszył, że nie pozwolił mi się z nim dobrze pożegnać i Go wesprzeć w tamtym momencie, kiedy był jeszcze świadomy - napisali "pogorszenie samopoczucia w sobotę"... Mimo że dokładnie opisałam co się stało i co się działo... Zanim Go zabrali, przy nich dałam Mu sporo pić, pięknie przełykał i był świadomy, chciałam dać Mu jeść, ale lekarz mi nie pozwolił, twierdząc, że "on ma teraz większe problemy niż jedzenie", a później przez cały dzień nie podawali mu nawet żadnego preparatu odżywczego, tylko konsekwentnie robili z Niego naćpany szkielet-warzywo, nie podali leku na serce, bo nie przełykał, następną dawkę po tej którą ja mu dałam jeszcze przed przyjazdem dostał [o ile naprawdę dostał, bo przecież nie miałam tam wstępu, więc nie mogę tego wiedzieć na pewno] prawie 24h po poprzedniej mimo, że powinien był dostawać co 12h, bo inaczej Go to destabilizowało - podali dzięki temu, że załatwiłam Mu to w iniekcji kupując od innej kliniki, ale w czasie kiedy ja pojechałam po lek, psy zostały na szpitalu, jak się później okazało, jako zakładnicy... Wypuszczono ich dopiero, kiedy zgodziłam się podpisać wyrok... Przynajmniej przez ten czas mogli być przy Nim, skoro ja nie mogłam... Przynajmniej ci bandyci łaskawie zgodzili się, żeby poczekać z wykonaniem wyroku na to, aż przyjedzie moja mama, z którą Kira był bardzo emocjonalnie związany [chociaż nie zapomnę słów tej kobiety udającej taką niby miłą i ciepłą osobę, że "możemy zrobić eutanazję o dziesiątej i jak pani mama przyjedzie to sobie zabierzecie ciało", ale jednak zgodzili się poczekać...] i pozwolili mi rozłożyć kocyki na podłodze, a nie na tym strasznym stole... Przynajmniej leżeliśmy wszyscy przytuleni na tych kocykach i moja mama Go głaskała... Nawet muzykę pozwolili puścić... Podobno nawet Bogowie nie potrafią zmienić przeznaczenia... Jeśli Jego przeznaczeniem było nie wyjść z tej choroby, to choć wszystko odbyło się na sposób bandycki, koniec końców ostatecznie dobrze, że w tych ostatnich chwilach przynajmniej byliśmy wszyscy razem... Niemniej nie polecam kliniki Veterio przy ul. Taśmowej w Warszawie...


    Odnośnie pieniędzy, bo w końcu to zrzutka... Dodatkowo, jakby wszystkiego było mało, przychodnia, w której miało być pobranie krwi do autoszczepionki, nie raczyła poinformować laboratorium w Niemczech, że pobrania nie będzie, mimo że wiedzieli, że nie miałam jak się z nimi skontaktować, bo wyjeżdżając do Warszawy zapomniałam telefonu (co, jak się okazało, związało mi ręce w wielu kwestiach), a z Veterio mogłam tylko zadzwonić do tej Koniczyny, więc Niemcy wysłali potem kuriera po próbki, których nie zastali, przez co musiałam zapłacić 341 (przewalutowane na 1437,96 zł) za "pusty" transport...

    Te niecałe 2 dni mordowania w Veterio kosztowały łącznie 2737 zł (koszt hospitalizacji) + 213 zł za 2 dawki leku, którego w klinice nie mieli (więcej nie pozwolili mi zdobyć, choć próbowałam...) + 1590 zł za przejazd z Olsztyna do tej feralnej kliniki... Plus prawnie obowiązkowa kremacja 820 zł... Samo to o wiele przewyższa kwotę, jaką łącznie udało się uzbierać na zrzutce, dlatego chciałam zapytać, czy w tej sytuacji powinnam te pieniądze z niej oddać... Zwłaszcza że ich już dawno nie ma, bo wszystko było zużywane na częściowe pokrycie bieżących kosztów walki o Kiry życie i opieki nad Nim... Bardzo bym chciała, by ktokolwiek z Darczyńców dał znać w komentarzu... Jednocześnie chcę wszystkim jeszcze raz bardzo mocno podziękować za to, że pomogliście nam przetrwać ten ciężki czas. Oby wszelkie dobro wróciło do Was wielokrotnie pomnożone!

    0Comments
     
    2500 characters

    No comments yet, be first to comment!

    Read more
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.

Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.

Description

- Opis z początku grudnia 2024, kiedyś go edytuję, kiedy będę miała chwilę oddechu -


Pomijając wszystkie poprzednie historie - 22.11.2024r u Kiry wykryto guza na podniebieniu. Był wtedy już niemal skrajnie wycieńczony, bo każdy oddech kosztował go bardzo dużo wysiłku, jednak dopiero po 10 dniach duszności udało się wreszcie, praktycznie w ostatniej chwili, trafić do takiego weta, który sprawdził, czy pies ma drożne górne drogi oddechowe. 3 dni później udało się pobrać wycinek do badania histopatologicznego. Wynik badania wskazuje na czerniaka.


dNNXImktIa6TCao0.jpg


[W tym miejscu pisałam wcześniej o radioterapii. Po konsultacji tamże już wiem, że w tym przypadku byłaby ona pozbawiona sensu, więc stawiam wszystko na immunoterapię]

Plan zakłada użycie szczepionki Oncept, której koszt to 16 tys.zł (+ dojazd do Warszawy, chyba że jakimś cudem uda mi się do tego czasu przenieść do tego miasta). To musi być wykonane najszybciej, ale największą nadzieję pokładam w terapii komórkami dendrytycznymi w Niemczech, co jednak bez żadnej bezpośredniej konkretnej pomocy będzie jeszcze trudniejsze do zorganizowania, a koszt 3 zabiegów to na polskie około 15 tys zł + dojazdy (sam dojazd w jedną stronę wyniesie ponad 1000 zł, bo jest możliwy bezpośredni dojazd busem, ale w nim trzeba wykupić dodatkowy bilet dla psa. Będę też musiała dodatkowo zapłacić za miejsce w hoteliku dla reszty stada na ten czas). Składa się to jednak w sensowny plan.


Dtychczasowe leczenie pochłonęło już co najmniej 7000 zł i jest coraz trudniej i coraz bardziej przerażająco pod tym względem. Nie mam dochodu tylko 2 kredyty, bo bez kredytu nie miałabym najmniejszych szans na cokolwiek. Rentę mam przedłużoną na 3 lata, ale z powodu jakiegoś opóźnienia w ZUS ma być wypłacana dopiero od początku stycznia. Dzięki praktycznie całodobowej opiece, dożywianiu specjalistycznymi preparatami i suplementom jest obecnie znacznie lepiej niż było, Kiruś coraz częściej śpi i oddycha spokojnie. Tuż przed diagnozą było tak:


https://youtu.be/La8V8DU23O0?si=evBfI0TdTPSwDw3M


Obecnie jest tak: https://youtu.be/npi8KJZMEpk?si=6QH5V1l0uC6DbwnN


Już samodzielnie pije i coraz częściej sam je, wskakuje na pufy, chce żyć i dzielnie walczy, ale aby ta walka mogła trwać i zostać wygrana, potrzebne są pieniądze. Nie mamy obecnie możliwości przenieść się do Warszawy, gdzie są nasi wszyscy najważniejsi lekarze, a dojazdy to dodatkowe ogromne koszty. Poza pieniędzmi szukam więc kogoś, kto by nam umożliwił przeniesienie się do Warszawy na jakiś czas. Na wynajęcie czegokolwiek nie mam szans, liczę na możliwość barteru. Poza Kirą są jeszcze 2 tej samej wielkości pieski.


Założyłam bazarek na Facebooku, zapraszam na niego - link w sekcji "Przydatne linki" lub można skopiować stąd:


https://www.facebook.com/groups/1893239374535697/?ref=share





P.S.: Zrzutka została założona dużo wcześniej dlatego, że próbowałam wcześniej zbierać na naszą ucieczkę z miasta na wieś, a później po prostu na przetrwanie. Nie znałam wtedy jeszcze źródła (poza tym oczywistym, jakim jest konieczność życia w niesprzyjającym otoczeniu) problemów Kiry, szukałam dla niego ratunku od bardzo dawna. Zrzutkę edytowalam, bo nie chciałam mnożyć bytów i bo jednak były mimo wszystko jakieś udostępnienia a nawet kilka wpłat, za które ponownie bardzo dziękuję. 💚


🌱 Ten opis jest z początku grudnia, Kira codziennie robi jakieś drobne postępy, a przede mną odsłaniają się nowe potencjalne możliwości leczenia, ale paraliż wykonawczy utrudnia mi aktualizowanie treści.




Poniżej link do dysku Google z fakturami i paragonamj, których jeszcze nie zgubiłam, w kolejności dalekiej od chronologicznej. Skoro już go zrobiłam, to postaram się wrzucać te rzeczy na bieżąco... Na fakturach są wymazane dane moje i firm, bo wolę wymazać za dużo niż za mało, bo komuś się raz nie spodobało, że umieściłam zdjęcie faktury na stronie facebookowej.


https://drive.google.com/drive/folders/12UZASK-ZfOBAwqyHzZNstIA-Og-i_coF

There is no description yet.

There is no description yet.

Location

Download apps
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!

Offers/auctions 2

Buy, Support, Sell, Add.

Buy, Support, Sell, Add. Read more

Help the Organiser even more!

Add your offer/auction - you sell, and the funds go directly to the fundraiser. Read more.

Created by Organiser:
Arts & Crafts • Hand made
Bransoletki
Tylko kilka przykładów co mogę zrobić,nie da się niestety wstawić więcej zdjęć.

88 zł

Arts & Crafts • Hand made
Bransoletka z naturalnych kamieni
Jeśli zechcesz, wykonam specjalnie dla Ciebie bransoletkę z naturalnych kamieni, które będziesz mógł/mogła wybrać. Załączam kilka przykładowych zdjęć ...

88 zł

Comments 1

 
2500 characters
  • AR
    Weronika Warych

    Bazarek: książka o przyrodzie, 4 bransoletki (różowa, zielona, zielona z czerwonym, malachitowa)

    100 zł