id: rhdn8n

Na zabezpieczenie dachu nad głową,

Na zabezpieczenie dachu nad głową,

Our users created 1 269 423 fundraisers and raised 1 469 168 573 zł

What will you fundraise for today?

Create fundraiser

Description

Cześć,

Nazywam się Daria.

W związku z sytuacją, w której się znalazłam, pragnę się podzielić z Wami fragmentem mojej historii wraz z prośbą o pomoc.


Przez kilka ostatnich lat moje zdrowie psychiczne (jak również fizyczne) się coraz bardziej pogarszało. Kulminacja miała miejsce w wakacje 2022 roku, kiedy resztką sił „doczołgałam się” do lekarza POZ, który po wysłuchaniu mojej historii wstępnie zdiagnozował u mnie depresję (bardzo niskie samopoczucie psychiczne, bezsenność, ataki lęku — wszystko to efekty przeżytych i nieprzepracowanych traum z dzieciństwa i okresu nastoletniego). Oczywiście na tej wstępnej diagnozie nie poprzestałam i trafiłam do psychiatry, który tę diagnozę potwierdził, wdrożył mi farmakoterapię oraz dał skierowanie na psychoterapię. Wszystko to miało miejsce na NFZ, więc na psychoterapię czekałam do połowy marca tego roku (niemniej, grunt, że się doczekałam) i cały czas na nią oczywiście uczęszczam. Leki zaczęłam brać już po pierwszej wizycie u psychiatry, a więc przyjmuję je już od 10 miesięcy. Przez te 10 miesięcy miałam 3 razy zmieniane antydepresanty, ponieważ pomimo brania ich zgodnie z zaleceniami lekarza przez na przykład 3 miesiące, w ogóle nie dawało się zauważyć ich działania. Ewentualnie działały bardzo minimalnie i to też przez krótki okres.


Jeśli chodzi o moje samopoczucie psychiczne, to wciąż miałam problemy z niesamowicie obniżonym nastrojem, bezsennością i brakiem chęci oraz siły do życia (na szczęście nie dotarłam do etapu intensywnych myśli samobójczych). Moja depresja sprawiła, że coraz bardziej wycofywałam się z życia jako takiego. Nie byłam w stanie pracować (a od lat pracowałam w obsłudze klienta), więc przebywałam na zwolnieniu lekarskim od psychiatry. Nie byłam w stanie funkcjonować, więc prawie przestałam jeść, myć się i dbać o cokolwiek w domu. Codzienność była udręką. Jedyne, o co jeszcze starałam się dbać, były moje 2 najukochańsze koty.


Do tego doszło również sukcesywne pogorszenie się mojego samopoczucia fizycznego. Ze względu na ciągłą udrękę psychiczną, której doświadczałam, zignorowałam coraz dłuższe krwawienia (do momentu, w którym krwawiłam od 4 miesięcy), które mi się zaczęły. Coraz bardziej traciłam siły, coraz szybciej się męczyłam. Organizm niespecjalnie dawał radę goić wszelakie rany. Miałam przeciągły kaszel, zawroty głowy, duszności, upośledzenie koncentracji, permanentny stan zmęczenia i tachykardię. Codziennie, od długiego czasu.


Całokształt sprawił, że zaczęłam się bardzo martwić o to, czy mój nieszczęsny mózg nie jest przypadkiem lekooporny i czy w ogóle jest jakikolwiek sposób, który choć trochę zmniejszyłby moją udrękę. Po analizie i konsultacji tej sytuacji z dwiema bliskimi osobami, które leczą się/leczyły się na depresję od lat, doszłam do niepokojących wniosków: moja dotychczasowa psychiatrka (przyjmująca mnie na NFZ) podczas żadnej z moich wizyt nawet słowem nie zająknęła się na temat zlecenia mi badań krwi, żeby sprawdzić, chociażby poziom witaminy D3 lub działanie mojej tarczycy, ani nawet raz nie zapytała o same wyniki, żeby wykluczyć jednak stan pseudodepresyjny (który jest równie ciężką sytuacją, jak depresja, ale jednak należy wtedy wdrożyć inne leczenie, bo same antydepresanty niestety skuteczne nie będą).


Po tej swego rodzaju epifanii umówiłam się na wizytę u mojego lekarza rodzinnego, któremu opisałam całą, złożoną sytuację i od którego otrzymałam skierowanie na badania krwi (morfologia, poziom żelaza, tarczyca, glukoza oraz odpłatnie poziom witaminy D3). Krew miałam pobraną 4 sierpnia i jeszcze tego samego dnia, późnym popołudniem, zadzwoniono do mnie z przychodni, ponieważ laboratorium skontaktowało się z nimi, ze względu na mój krytycznie niski poziom hemoglobiny (w wynikach tego badania poziom hemoglobiny w mojej krwi wynosił 6,9 g/dl, a normą dla kobiety jest poziom 12-16 g/dl) i żelaza (miałam 15,1 µg/dl, a prawidłowy zakres to 60-180 µg/dl). Dostałam skierowanie do izby przyjęć, natomiast, jako że był już praktycznie wieczór i standardowa izba przyjęć w najbliższym szpitalu była nieczynna, to zgłosiłam się po prostu na SOR. Tam, gdy usłyszano o moim poziomie hemoglobiny (nie miałam jeszcze wtedy nawet pełnych wyników porannego badania krwi, ponieważ laboratorium skontaktowało się tylko w sprawie dwóch wyżej wspomnianych parametrów z moją przychodnią), oczywiście na start dostałam informację, że będzie trzeba pobrać mi ponownie krew i jeśli wyniki się potwierdzą, to zostanę przyjęta na oddział szpitalny z koniecznością przetoczenia mi krwi. Na badaniu szpitalnym, które miało miejsce wieczorem, mój poziom hemoglobiny wynosił już 6,1 g/dl. Rozpoznanie: niedokrwistość z niedoboru żelaza spowodowane przewlekłą utratą krwi.


Podsumowując: przez objawy ciężkiej depresji, zignorowałam to, że sukcesywnie się wykrwawiałam. Na szczęście w szpitalu otrzymałam transfuzję krwi oraz zatrzymano krwawienie poprzez wykonanie zabiegu wyłyżeczkowania jamy macicy. Aktualnie:

1. jestem na etapie podnoszenia wciąż poziomu żelaza w mojej krwi (poprzez przyjmowanie leku Feroplex), ponieważ pomimo transfuzji, ze szpitala wyszłam wciąż z anemią — tyle że już niezagrażającą mojemu życiu;

2. czekam na wizytę u ginekologa, w celu diagnostyki, co było przyczyną nieprawidłowego krwawienia oraz ustalenia, co dalej robić, żeby sytuacja już nigdy się nie powtórzyła;

3. czekam na wizytę u innego psychiatry, w celu konsultacji stanu mojej psychiki (jako że mam żal do mojej dotychczasowej psychiatrki o to, że nie pomyślała o sprawdzeniu wyników mojej krwi, co podobno wśród dobrych lekarzy tej specjalizacji jest normą);

4. cały czas jestem pod opieką mojego lekarza POZ, który bardzo się przykłada do monitorowania moich wyników krwi;

5. przyjmuję raz w tygodniu tabletkę leku Solderol, który zawiera 30 000 jednostek witaminy D3, ponieważ okazało się również, że jej poziom w moim organizmie jest niewystarczający (mam 28,10 ng/ml, a prawidłowy zakres to 30-100 ng/ml), co z pewnością miało również wpływ na moje samopoczucie psychiczne.


Po tym dość długim wstępie, przyszedł czas na moją prośbę o pomoc. Prosić o pomoc, zwłaszcza finansową, jest najzwyczajniej w świecie trudno, nie będę ukrywać. Wiąże się z tym poczucie wstydu, uczucie lęku przed społecznym stygmatem wręcz, a także często brak wiary w to, że kogokolwiek na tyle będzie obchodził los danej jednostki, żeby „zasłużyła” na udzielenie jej pomocy.


A więc żyję, to jest pozytyw. Moje zdrowie fizyczne poprawiło się (już się tak łatwo nie męczę, nic mnie ciągle nie boli, wszelakie rany goją się szybko i moja skóra nawet odzyskała kolory) a powinno być jeszcze lepiej, kiedy wyjdę z anemii. Psychicznie czuję się dużo lepiej niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich przynajmniej 4 lat. Mój mózg przestał być otępiały i pracuje już prawie tak dobrze, jak kiedyś. To są plusy tej sytuacji. Minusy? Cóż... Ocknęłam się właśnie na praktycznie zgliszczach własnego życia. Tak długo czułam się tak udręczona i źle, że nie byłam w stanie funkcjonować jak standardowy dorosły człowiek. Nie miałam na to siły. Do końca sierpnia mam umowę o pracę i dopiero teraz poczułam się na tyle lepiej, że mogę się zabrać za poszukiwanie nowej (od obecnego pracodawcy wiem, że umowa nie zostanie mi przedłużona, co jest zrozumiałe — większość czasu byłam niestety na zwolnieniu lekarskim), a kiedy piszę te słowa, jesteśmy już za połową sierpnia. Przez to wszystko, co mnie spotkało, zalegam już praktycznie drugi miesiąc z rzędu z opłaceniem czynszu oraz najmu (wynajmuję pokój) i aktualnie nie mam środków na to, żeby zapłacić chociaż za zaległy lipiec.


Bardzo proszę o wsparcie finansowe, które umożliwi mi opłacenie sobie dachu nad głową za lipiec, wciąż trwający sierpień oraz nadchodzący wrzesień. Jest to kwota dosłownie 3 tysięcy złotych. Gdyby udało mi się uzyskać te środki, mogłabym się przestać martwić, że przydałoby mi się wybrać jakieś wygodne pudło i elegancki most do życia pod nim, oraz mogłabym się skupić na szybkim znalezieniu jakiejkolwiek pracy, żeby mieć możliwość sukcesywnego odgruzowywania tych zgliszcz, jakim stało się moje życie. Byłoby mi szalenie miło, gdybym dostała taką szansę. Niemniej wszystko zależy od Was. Za każdy grosz będę niezmiernie wdzięczna, bo przybliży mnie do odrobiny stabilizacji życiowej i odrobiny poczucia bezpieczeństwa, których, jak sądzę, każdy człowiek potrzebuje.

There is no description yet.

There is no description yet.

Download apps
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!

Comments 3

 
2500 characters