Witam.

Od ponad roku zbieram stare, zapomniane, zwrotne butelki po piwach, z różnorakich miejsc w większości zapomnianych przez ludzi (dodam że nie pijam, więc zdobywam je tylko w terenie😋). Daje im tym samym drugie życie, zarabiając kilka groszy, oraz wspierając i tak już obciążone wyczynami ludzkimi środowisko.

Dzięki temu oszczędziłem pieniądze na wycieczke rowerową i wraz z kotem, dla oszczędności nocując w namiocie, mogłem zwiedzić choć kilka miejsc w Polsce. Gdyby nie te butelki, zwyczajnie nie było by mnie na to stać.

Miałem kiedyś taki fajny, składany rowerek, Dahon Ciao, który kochana mama kupiła mi w prezencie na trzydziestkę. Nie powiem, posłużył kilka lat w dojazdach do pracy, wycieczkach, swoje przeszedł. Niestety ostatecznie został "zajumany"...

Z braku pieniędzy na tego typu "zabawki", kupiłem jakiś rower typu Universal. Właśnie on widnieje wraz z kotem na zdjęciu. Nie nadawał się na długie podróże. Jednobiegowy, z lichej jakości elementami, dał radę na prawie 800 km. wycieczce. Zarówno ja jak i kot, zdążyliśmy zaliczyć na nim naprawdę super przygodę, zwiedzając Ostródę, Miłomłyn, Pasłęk, Malbork, a w kolejnym podejściu Toruń oraz Bydgoszcz, jak i najróżniejsze pomniejsze miejscowości i wioski.

To było dla niego zbyt wiele. Dopadła go korozja. Szwankowało tak wiele elementów, że ostatecznie rower poszedł na złom (dobrze że nie rozpadł się w trakcie eskapady 👍😅).

Na ten moment poruszam się jakąś hulajnogą z lidla (taką zwyczajną, gdzie trzeba się namachać nogami). Nie narzekam, chociaż na deszcz i dalsze wycieczki się zbytnio nie nadaje. Przemieszczanie się na sprzętach, które wymagają siły mięśni aby brnąć do przodu, jest moją pasją. Wiadomo, ruch to życie.

Chciałbym mieć rower który nie zepsuje się po jakimś, ciut cięższym wyjeździe. Taki, który dzięki przerzutkom, wspinał by się hardo na każde wzniesienie, tak by nie trzeba było schodzić i go wpychać. Do którego mógłbym przytroczyć sakwy i wraz z kotem na plecach, ruszyć na przygodę. No ale najbardziej, aby dojeżdzać do pracy, jak i w wolnej chwili jeździć po zapomnianych zakamarkach, w poszukiwaniu bezdomnych butelek, aby dać im drugie życie.

Można by rzec, że to zrzutka z okazji dwutysięcznej "uratowanej" butelki. A jako że każda to 50 groszy, stąd suma 1000 zł. (no i za tyle, myślę że można zdobyć już kilkubiegowy, znośny rower).

Od początku zbieram "dowody", na każdą oddaną do recyklingu butelkę na swoim blogu www.smieciakowo.blogspot.com , w dziale "paragony grozy", gdzie serdecznie zapraszam (raczej specyficzny blog, ale nawet jakieś opowiadanie znajdziecie 🤪, jest i kinematografia, nie mam też czasu zbyt często go aktualizować).

Aktualna sytuacja finansowa, nie pozwala mi zainwestować w kolejny jednoślad. Ze względu na odbyte dwie operacje kręgosłupa, pójść na doróbkę też nie mogę sobie pozwolić, tym bardziej że właśnie w ten sposób, dorobiłem się drugiej operacji, ze względu na terminy... prywatnej. Koszta operacji kręgosłupa jakie są, pisał nie będe, ale wszystko co dorobiłem poszło na operacje, a i trzeba było dużo dokładać. No ale bez zrzędzenia. 😘

Jeżeli ktokolwiek postanowi mnie wesprzeć, z góry serdecznie dziękuje. Napewno nie zaprzestanę oczyszczania środowiska ze śmieciaków, bo dzięki nim mogę połączyć przyjemne z pożytecznym (ruch, zwiedzanie nowych miejsc, dbanie o otoczenie), a rower ten byłby w tym nieziemsko przydatny.

Serdecznie pozdrawiam.

Łukasz.😘