id: tf5p2g

Na pokrycie podstawowych opłat i rachunków

Na pokrycie podstawowych opłat i rachunków

Our users created 1 166 534 fundraisers and raised 1 213 192 596 zł

What will you fundraise for today?

Updates3

  • [Stan na 4.05.2023 r.]

    Udało mi się znaleźć w sumie trzy miejsca, gdzie mogę zrobić potrzebne mi okulary za ok. 800 zł, dlatego zmniejszam zbiórkę o 700 zł :)

    0Comments
     
    2500 characters

    No comments yet, be first to comment!

    Read more
There are no updates yet.

There are no updates yet.

Description

UWAGA! Bardzo proszę o przeczytanie opisu zrzutki od początku do końca, oczywiście w miarę możliwości, co będzie dla mnie jeszcze bardziej szczególnym wyrazem Twojego szacunku do mnie. Jeśli nie masz czasu na czytanie tego opisu, to proszę, wybierz jedną z dwóch form pomocy, których najbardziej teraz potrzebuję:

1. wsparcie finansowe i modlitwę;

2. modlitwę, jeśli sam jesteś w kiepskiej sytuacji finansowej lub z jakiegoś powodu nie możesz sobie teraz pozwolić na takie wsparcie.

Bardzo proszę o nie kontaktowanie się ze mną w celu udzielenia mi rad na temat sposobów rozwiązania mojej sytuacji zdrowotnej. Od tego mam specjalistów i wykwalifikowany personel medyczny. Jestem także pod duchową opieką i kierownictwem, dlatego rad z tej dziedziny w tym momencie również nie przyjmuję w myśl nie poddawania się wielu autorytetom.


OPIS SKRÓCONY

Jeśli dostałeś/aś link do tej zrzutki, to znaczy, że się znamy i że uznałam Cię za osobę godną zaufania lub postanowiłam zaryzykować i obdarzyć Cię zaufaniem niezbędnym do otwarcia się i poproszenia o pomoc w mojej trudnej sytuacji.

Jestem osobą od lat zmagającą się z poważnymi problemami psychicznymi: zdiagnozowano u mnie cyklotymię, PTSD, cPTSD oraz spektrum autyzmu. Wszystkie te diagnozy to efekt mojej ciężkiej batalii z aroganckimi i niekompetentnymi psychiatrami o rzetelny proces diagnostyczny. Niestety prawidłowa diagnoza to tylko pierwszy krok do przodu, a wieloletnie niewłaściwe leczenie, nieprofesjonalne i niedbałe podejście przyczyniły się do systematycznego pogłębienia moich problemów psychicznych. Z tego i innych powodów straciłam pracę. Innymi powodami były nawracające infekcje zatok, związane z tym wszystkim częste nieobecności w pracy, a wielomiesięczny mobbingu w pracy, który przyczynił się do kolejnego kryzysu psychicznego i kolejnego przedłużonego zwolnienia lekarskiego. Dodatkowo mój stan zdrowia nie pozwala mi obecnie na podjęcie nowej pracy, ponieważ wymagam w tym momencie intensywnego leczenia i rehabilitacji. To pierwsze zostało wdrożone, na drugie właśnie czekam. W tym czasie przysługuje mi zasiłek chorobowy po ustaniu zatrudnienia, który jest w trakcie ustalania. Następnie mogę starać się o zasiłek rehabilitacyjny. Wszystko to jednak trwa, a pieniądze są wypłacane z dużym opóźnieniem. Rachunki jednak nie mogą czekać, a życie kosztuje. Bartek, Mój Narzeczony, może mi częściowo pomóc finansowo, ale na ten moment nie w wymiarze pokrycia 100% moich potrzeb i zobowiązań finansowych. Inni członkowie mojej rodziny też mają problemy finansowe, albo zmagają się z dopięciem budżetu na ostatni guzik, dlatego nie mogę liczyć na wsparcie od nich w kwotach pozwalających mi pokryć choćby najbardziej podstawowe opłaty. Nie mam zdolności kredytowej, nie mam od kogo pożyczyć pieniądze, tym bardziej, że nie mam pewności, że będę w stanie je zwrócić lub kiedy to nastąpi. Mam prawo do równowartości ok. 1,5 miesiąca zasiłku chorobowego z uwagi na pozostawanie na L4 jeszcze po wygaśnięciu umowy o pracę, o co właśnie składam podanie. Następnie mogę się starać o zasiłek rehabilitacyjny, co też niedługo zrobię. Wszystko to są jednak procedury wymagające czasu, a od daty pozytywnego rozpatrzenia wniosku i przyznania zasiłku do wypłacenia obliczonego ekwiwalentu mija niejednokrotnie kilka miesięcy. Nie mam jednak tyle czasu. Podstawowe opłaty muszę zrobić już. O ile mogłabym się jakoś umówić na przedłużony termin zapłaty czynszu z właścicielką mieszkania, o tyle operator komórki, internetu, a już zwłaszcza MPK i bank nie będą czekać aż będę miała pieniądze. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak tylko szukać różnych form i źródeł wsparcia w tej sytuacji, stąd ta zrzutka.


JAKIEJ KWOTY POTRZEBUJĘ?

Na najbardziej podstawowe opłaty i rachunki potrzebuję ok. 1200 zł. To są koszty czynszu, multimediów, opłat za transport i raty za okulary korekcyjne, których pilnie potrzebowałam, a nie mogłam sobie pozwolić na jednorazową opłatę. Na razie zbieram na opłaty za luty, ale jeśli chciałbyś/chciałabyś wesprzeć mnie także w zrobieniu opłat za marzec, to także możesz wpłacić na to pieniądze. Bardzo chciałabym móc opłacić wszystko na dwa miesiące z góry, żeby spać spokojnie, ale nie chcę też nadużywać ludzkiej dobroci i chęci pomocy, dlatego kwota na opłaty za luty na razie w zupełności wystarczy. Może w tym czasie znajdę inne źródło sfinansowania tych opłat.


Oprócz podstawowych opłat za rachunki, mam też potrzeby innej natury i nieśmiałą prośbę o rozważenie wsparcia także w tej sprawie: jednym z pierwszych symptomów obecnego epizodu depresyjnego były bóle i ociężałość nóg, a następnie tzw. paraliż ołowiany, nie pozwalający mi wstać z łóżka nawet przez kilka godzin. Obecnie sytuacje paraliżu całego ciała są już rzadkie, ale problem ociężałości nóg wciąż występuje, utrudniając, opóźniając, a niekiedy całkiem nie pozwalając mi na wyjście z domu. Jednym z działających najczęściej rozwiązań na takie momenty był do tej pory przejazd na miejsce lub w pobliże miejsca docelowego hulajnogą elektryczną lub Uberem. To oczywiście kosztowało dużo pieniędzy, ale pozwalało mi na dotarcie do celu, wywiązywanie się z obowiązków zawodowych, czy odbycie wizyty lekarskiej. Obecnie, w miarę swoich możliwości rolę taksówki przejął Bartek, ale praca na cały etat zmniejsza jego dostępność, zwłaszcza w godzinach pracy, więc kiedy zdarzają się takie sytuacje, to ze względu na całkowity brak pieniędzy, na niektóre wizyty, czy spotkania czasem nie docieram. W związku z tym pomyślałam, że dobrym rozwiązaniem byłoby posiadanie własnej hulajnogi elektrycznej, najlepiej takiej składanej, którą po złożeniu można zapakować do bagażnika, albo wziąć ze sobą do autobusu czy tramwaju. Na ten cel potrzebuję ok. 1600 zł.

Przykładowy model model takiej hulajnogi: https://www.mediaexpert.pl/rowery/hulajnogi/hulajnogi-elektryczne/hulajnoga-elektryczna-lancia-ypsilon-ln-mo-210003-czarno-niebieski


Jeśli chcesz wesprzeć mnie w zakupieniu hulajnogi, to w komentarzu do wpłaty na zrzutkę wpisz “na hulajnogę”. Te pieniądze policzę osobno. Jeśli nie, wpisz “na rachunki”. Jeśli jest Ci wszystko jedno, na którą z tych potrzeb wykorzystam te pieniądze to nie pisz nic. Pieniądze te pójdą w pierwszej kolejności na opłaty, a ewentualny nadmiar na hulajnogę.


Dziękuję za Twoją uwagę i wsparcie!


OPIS DŁUŻSZY

Jeśli dostałeś/aś link do tej zrzutki, to znaczy, że się znamy i że uznałam Cię za osobę godną zaufania lub postanowiłam zaryzykować i obdarzyć Cię zaufaniem niezbędnym do otwarcia się i poproszenia o pomoc w mojej trudnej sytuacji.

Do końca 2022 roku miałam pracę na cały etat, a razem z nią stabilne i pewne źródło dochodu. Nie była to porywająca kwota, nie zawsze starczało mi na wszystko, ale zawsze miałam pieniądze i regularnie opłacałam podstawowe zobowiązania finansowe: czynsz, multimedia, kartę na komunikację miejską i inne opłaty za transport oraz spłacałam długi spowodowane długotrwałym bezrobociem podczas pandemii. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wielu rzeczy sobie odmawiałam, opracowałam wiele sposobów oszczędzania pieniędzy, choćby to były takie kwoty jak 5, 6 złotych. Szukałam też dodatkowych źródeł dochodu, skutkiem czego przez wiele miesięcy pracowałam po 7 dni w tygodniu i byłam chronicznie zmęczona, co niestety nie pomagało mojemu zdrowiu. Na wszelkie sposoby próbowałam osiągnąć nie tylko samodzielność finansową, ale także stan, w którym nie tylko mogłam nie pożyczać w danym miesiącu od nikogo pieniędzy, ale także dawać innym. To była jednak ciągła walka o przetrwanie, a nieliczne miesiące bez pożyczki i/lub zewnętrznego wsparcia finansowego mogę policzyć na palcach jednej ręki. Przyszła jednak inflacja i moja sytuacja się pogorszyła. Po jakimś czasie dostałam jednak podwyżkę i mogłam pozwolić sobie na przyspieszenie spłaty długów. Pół roku temu spłaciłam wszystkie "drobne" kredyty, a w grudniu także dług “pandemiczny”. W normalnej sytuacji to rozwiązałoby bardzo dużo moich problemów i pozwoliło odetchnąć z ulgą, jednak to nie koniec moich problemów finansowych. Ze względu na częste i niejednokrotnie bardzo długie nieobecności w pracy spowodowane problemami zdrowotnymi, mój pracodawca nie zdecydował się na przedłużenie ze mną umowy. Moja umowa wygasła z końcem roku, tym samym pozbawiając mnie dochodów. Normalnie w takiej sytuacji zaczęłabym szukanie pracy już pod koniec listopada, najpóźniej na początku grudnia, ale toksyczna i wciąż pogarszająca się atmosfera w pracy, która znacznie pogarszała mój stan zdrowia, powodując coraz to nowe problemy, a w rezultacie nagłe pogorszenie stanu zdrowia, spowodowały, że nie byłam w stanie wykonać prostych czynności życiowych, czy higienicznych: to był epizod depresyjny.

Depresja nie jest dla mnie nowym tematem. Zmagam się z nią przez ponad połowę swojego życia. Odkąd pamiętam byłam dzieckiem smutnym, melancholijnym, przestraszonym. Widać to wyraźnie na niektórych zdjęciach z tego okresu mojego życia. Pierwsze epizody, które potrafię zidentyfikować przypadają na okres nauki w gimnazjum, czyli wtedy kiedy miałam 13-15 lat. Sądzę, że pierwszy epizod miałam w wieku 13 lat, a na pewno pierwszy z myślami samobójczymi w wieku 15. Każdy z nich poprzedziło jakieś trudne lub tragiczne wydarzenie z mojego życia: tragiczna śmierć kolegi w wieku 13 lat, częściowa utrata słuchu w wieku 14 lat, traumatyczna awantura w domu połączona z przemocą i wzywaniem policji w wieku 15 lat. Od tej pory depresja stała się wzorem odpowiedzi mojej psychiki na tego typu wydarzenia. Nie miałam wsparcia w tych zmaganiach w domu, w którym ciągle doznawałam krzywdy, ani w dalszej rodzinie, która albo o tym nie wiedziała, albo ignorowała fakt przemocy. Nie miałam zaufania do żadnego z dorosłych, którzy tak często mnie zawodzili, nie wiedziałam, że jest to stan, w którym trzeba koniecznie zgłosić się do lekarza, choćby pierwszego kontaktu, nie wiedziałam, dlaczego to się dzieje, ale z Bożą pomocą i łaską, którą zobaczyłam dopiero z perspektywy czasu, wyszłam z tego stanu. Jest to jednak dla mnie do dzisiaj trauma.

Jak już wcześniej wspomniałam, epizody te stały się w moim życiu pewnym wzorem reakcji organizmu. Z czasem stały się regularnymi okresami. Do nich doszły krótkotrwałe, pojawiające się czasem stany dziwnej euforii połączonej z tendencjami do ryzykownych zachowań i obniżonej krytyki: hipomanie. Szczęście w nieszczęściu mam cyklotymię - chorobę z tzw. spektrum zaburzeń dwubiegunowych. “Łagodniejszą” wersję Chadu, w której epizody chorobowe występują cyklicznie, jak w zegarku: hipomania na wiosnę, remisja lub lekka depresja w lecie, hipomania lub epizod mieszany na przełomie lata i jesieni, depresja w zimie. I od wiosny cykl powtarza się na nowo. Niestety przez wiele lat leczenia (leczę się od 2009 roku), żaden z lekarzy nie zainteresował się stanami pobudzenia i euforii w moim życiu albo przypisywał je zaburzeniom osobowości, na które mnie leczono wraz z depresją. Doprowadziło to do stopniowego zaostrzania się stanów hipomaniakalnych, których już nie dało się ignorować. Dzięki Bożej interwencji trafiłam jednak na fachowców w dziedzinie zdrowia psychicznego i na lekarza, który podjął się bardziej szczegółowej i fachowej diagnostyki. Teraz, kiedy nareszcie zostałam dobrze zdiagnozowana i lekarz leczy obydwa “bieguny” moich zaburzeń nastroju, jestem w procesie dopasowywania leków pod kątem właściwej jednostki chorobowej, a nieleczone dotąd stany hipomaniakalne i mieszane zaczynają się pomału wyciszać. Czeka mnie jednak jeszcze długa droga rekonwalescencji po przebytych epizodach, zwłaszcza tych nieleczonych lub nieleczonych właściwie, terapii i różnych innych form leczenia. Choć cyklotymia jest chorobą po ludzku nieuleczalną to wiem, że Bóg może mnie uzdrowić i tego doświadczam. Jest to jednak proces, w którym wykorzystuje On lekarzy, terapeutów i inny personel medyczny, co nieustannie mi potwierdza. I tu mogłabym postawić kropkę i takim pozytywnym akcentem zakończyć opis mojego problemu finansowego i jego przyczyn. Nie jest jednak tak kolorowo, a moje zmagania zdrowotne, to nie tylko cyklotymia i obecny epizod depresyjny wywołany mobbingiem w pracy. Równolegle do cyklotymii mam inne zaburzenia psychiczne, dziedziczne albo spowodowane traumami i tragicznymi wydarzeniami z mojego życia. Cierpię na PTSD (zespół stresu pourazowego) pogłębiany przez każdą kolejną traumę, których w moim życiu było naprawdę wiele, cPTSD (złożony zespół stresu pourazowego) z powodu trwającej latami przemocy domowej, a także jestem osobą w spektrum autyzmu. Każda z tych jednostek to osobny ciężar i wystarczy, żeby regularnie “zatruwać” człowiekowi życie. Oprócz tego leczę się na chroniczne zapalenie zatok, mam insulinooporność i jeszcze inne, “drobniejsze” problemy zdrowotne, które są kolejnymi “uprzykrzaczami”. Cały ten komplet to niezłe, współzasilające się “kombo”: zaostrzenie stanu zapalnego zatok czy nagłe wspomnienie traumy pogłębiają lub wzmagają depresję, depresja obniża odporność nie tylko psychiczną, ale także fizyczną, w związku z czym łatwiej łapię infekcje zatok, a niektóre traumy malują się w mojej psychice bardziej przerażająco, boleśnie i okrutnie wzmagając cierpienie. Uzdrowienie z tego “zestawu” to praca dla doświadczonego profesjonalnego sapera, bo każdy nierozważny ruch grozi “wybuchem” i pogorszeniem stanu zdrowia.

Z powodu tych trudności i zaostrzenia objawów chorobowych nie jestem w tym momencie w stanie pracować zarobkowo, a prawie każde wstanie z łóżka i samodzielne wyjście z domu to sukces na miarę zdobycia Mont Everestu. Potrzebuję co najmniej kilkumiesięcznego procesu rehabilitacyjnego podczas którego czas spędzany do tej pory na pracy zawodowej poświęcę na leczenie. Jest szansa, że za dwa, trzy miesiące będę się już mogła podjąć jakiejś pracy dorywczej, ale niezwykle ciężko jest to przewidzieć. Istnieją dwa różne zasiłki z ZUSu przewidziane dla osób w mojej sytuacji: zasiłek chorobowy dla osób chorujących po ustaniu zatrudnienia, a także zasiłek rehabilitacyjny dla osób, które wyczerpały już liczbę dni płatnych dla zasiłku chorobowego, ale dalej chorują, potrzebują leczenia i nie mogą chwilowo wrócić do pracy. Staram się o obydwa zasiłki, ale od złożenia wniosku do jego wypłaty mija niekiedy kilka miesięcy, a rachunki i opłaty nie mogą tyle czekać. Dlatego założyłam tę zrzutkę: żeby zdobyć fundusze na potrzeby finansowe, których w tym momencie nie jestem w stanie samodzielnie zaspokoić.


JAKIEJ KWOTY POTRZEBUJĘ?

Na najbardziej podstawowe opłaty i rachunki potrzebuję ok. 1200 zł. To są koszty czynszu, multimediów, opłat za transport i raty za okulary korekcyjne, których pilnie potrzebowałam, a nie mogłam sobie pozwolić na jednorazową opłatę. Na razie zbieram na opłaty za luty, ale jeśli chciałbyś/chciałabyś wesprzeć mnie także w zrobieniu opłat za marzec, to także możesz wpłacić na to pieniądze. Bardzo chciałabym móc opłacić wszystko na dwa miesiące z góry, żeby spać spokojnie, ale nie chcę też nadużywać ludzkiej dobroci i chęci pomocy, dlatego kwota na opłaty za luty na razie w zupełności wystarczy. Może w tym czasie znajdę inne źródło sfinansowania tych opłat.


Oprócz podstawowych opłat za rachunki, mam też potrzeby innej natury i nieśmiałą prośbę o rozważenie wsparcia także w tej sprawie: jednym z pierwszych symptomów obecnego epizodu depresyjnego były bóle i ociężałość nóg, a następnie tzw. paraliż ołowiany, nie pozwalający mi wstać z łóżka nawet przez kilka godzin. Obecnie sytuacje paraliżu całego ciała są już rzadkie, ale problem ociężałości nóg wciąż występuje, utrudniając, opóźniając, a niekiedy całkiem nie pozwalając mi na wyjście z domu. Jednym z działających najczęściej rozwiązań na takie momenty był do tej pory przejazd na miejsce lub w pobliże miejsca docelowego hulajnogą elektryczną lub Uberem. To oczywiście kosztowało dużo pieniędzy, ale pozwalało mi na dotarcie do celu, wywiązywanie się z


DLACZEGO NIE CHCĘ TWOJEJ RADY?

Proszę o nie kontaktowanie się ze mną w celu przekazania "sprawdzonych sposobów na depresję babci Haliny", rad w stylu "tydzień temu miałem/am depresję, poszedłem/poszłam pobiegać zjadłem/am czekoladę i depresja odeszła", "uśmiechaj się więcej", "wyjdź do ludzi", "módl się i wyznaj wszystkie grzechy Bogu, bo na pewno zgrzeszyłaś, dlatego jesteś w takim stanie" albo "odstaw leki, przestań słuchać psychiatrów i psychologów, zacznij uwielbiać Pana, to opuści Cię duch depresji". Takie próby kontaktów będą przeze mnie ucinane, a osoby blokowane i wykluczane z grona moich znajomych, ponieważ wyżej wymienione zachowania to zachowania toksyczne i przemocowe, a nikt zdrowo myślący i dbający o swoje zdrowie psychiczne nie chce mieć takich osób wokół siebie. Dla osoby z problemami natury psychicznej jest to jeden z priorytetów sprzyjających zdrowieniu.


Gwoli wyjaśnień: "domowe sposoby babci Haliny" typu różnorakie ziółka, z dziurawcem na czele, to nie jest rozwiązanie problemu klinicznej depresji (o tym czym jest, a czym nie jest kliniczna depresja można poczytać tutaj: https://www.zdepresjonowani.pl/rozwijaj-wiedze/czym-jest-depresja-kliniczna/). Ponadto ziołolecznictwo nie jest zupełnie nieszkodliwą metodą leczenia, a stosowanie dziurawca przy innych schorzeniach występujących, m.in. przy nadciśnieniu, może mieć poważne skutki niepożądane o doprowadzić do poważnych powikłań, a nawet stanów zagrożenia życia.


Jeśli tydzień temu miałeś depresję, poszedłeś pobiegać i/lub zjadłeś czekoladę i Ci przeszło, to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że mylisz depresję z chandrą, smutkiem, melancholią lub po prostu lekkim czy krótkotrwałym obniżeniem nastroju. Nie znam Twojej historii, ale żadna ze znanych mi postaci klinicznej depresji nie ustępuje, bo ktoś sobie raz pobiegał i zjadł kostkę, czy nawet całą tabliczkę czekolady. Ale regularne uprawianie sportu, ogólnie pojęty ruch fizyczny, zwłaszcza połączony z kontaktem z naturą i/oraz pozwalanie sobie na przyjemności są zalecaną i dobrze działającą formą WSPARCIA w procesie leczenia. No właśnie, wsparcia, nie metodą sensu stricto.


Uśmiechanie się na siłę w depresji może prowadzić do powikłań. Nie czujemy się dobrze, mamy obniżony nastrój, a robimy ze swoim ciałem to, co w naturalnej sytuacji występuje tylko w sytuacji dobrego nastroju, poczucia szczęścia i radości. Nasz mózg otrzymuje od naszego ciała informację, że coś nam się podoba lub, że czujemy się szczęśliwi. Czasem może pomóc, ale często prowadzi do zakłamania naszego rzeczywistego stanu emocjonalnego, zaburza integralność emocjonalną i wzmaga cierpienie psychiczne poprzez spowodowanie braku akceptacji obecnego stanu emocjonalnego. Jednocześnie: akceptacja własnego stanu emocjonalnego nie jest i nie powinna być pojmowana jako zgoda na trwanie w nim i wymówka do całkowitego poddawania się mu i nie podejmowania działań mających na celu jego poprawę. Zdrowym podejściem jest uznanie, że dzisiaj czuję się tak, jest to nieprzyjemne i nie chcę się tak czuć, ale podejmuję działania, żeby poprawić swój stan emocjonalny i z niego wyjść, ale jednocześnie patrzę realnie, że to może być proces rozłożony w czasie.


Wychodzenie do ludzi może być dobrą radą, jeśli osoba chora jest ekstrawertykiem, przed zachorowaniem była bardzo aktywna społecznie i ma grono dojrzałych, emocjonalnie zdrowych i zintegrowanych emocjonalnie znajomych, którzy potrafią tę osobę przyjąć z akceptacją, szacunkiem i okazać jej troskę i wsparcie, którego w tej sytuacji POTRZEBUJE (zarzucanie chorego propozycjami pomocy, których nie potrzebuje, obrażanie się i strzelanie fochów, jeśli chory jej nie potrzebuje lub odmawia i/oraz uporczywe ignorowanie realnych potrzeb chorego to niestety smutna rzeczywistość opieki nad chorymi, także tej udzielanej przez personel medyczny). Nie wszyscy mają jednak zdrowych i emocjonalnie zintegrowanych znajomych, a już zwłaszcza alkoholicy (alkoholizm też jest zaburzeniem psychicznym). Odrzucenie dotychczasowych i nawiązanie zdrowych relacji graniczy z cudem, a “zdrowi i poukładani” ludzie często nie chcą relacji z osobami chorymi, z trudnościami i problemami emocjonalnymi, skutkiem czego mierzą się z odrzuceniem, które tylko pogłębia ich stan, a także są pozbawieni jednego z najważniejszych i fundamentalnych czynników wspomagających zdrowienie: otoczenia miłością i akceptacją społeczeństwa. Jednocześnie: samo otoczenie chorego miłością nie jest wystarczające do zdrowienia, zwłaszcza, jeśli jest to miłość w definicji ludzkiej, a nie Bożej i pozbawiona jest mądrości.


Wychodzenie do ludzi nie jest też dobrą radą dla introwertyków, którzy naturalnie mają mniejszą potrzebę kontaktów międzyludzkich i może być odebrane przez chorego jako wyraz braku akceptacji ich osobowości i zmuszanie do aktywności, która nie jest dla nich naturalna także w czasie zdrowia.


Modlitwa jest niezbędna, a bieżące wyznawanie grzechów Bogu jest podstawą zdrowego życia i równowagi duchowej w życiu człowieka. Jednakże osoby zmagające się z problemami psychicznymi zmagają się często z nieadekwatnym, przytłaczającym i nieprzemijającym poczuciem winy i potępienia, trudniej jest im uwierzyć w przebaczenie i przyjąć Bożą miłość. Ponadto sugerowanie komuś, że jedyną przyczyną jego choroby jest niewyznany grzech jest zwyczajnie rodzajem przemocy psychicznej i duchowej. To Duch Święty jest od przekonywania o grzeszności, nie wierzący. Owszem, grzech, zwłaszcza ten pierworodny, jest przyczyną wszelkich chorób, także psychicznych, ale najczęściej nie jest bezpośrednią przyczyną konkretnego epizodu depresyjnego u konkretnej osoby. Realnymi przyczynami mogą być rozwód, śmierć bliskiej osoby, reakcja na przebyte wydarzenie traumatyczne, zmiany hormonalne w organizmie lub zaburzenia chemiczne w pracy mózgu.


Sugerowanie odstawiania leków, odrzucenia fachowej pomocy medycznej, niestosowania się do specjalistycznego leczenia są kolejnymi przykładami przemocy psychicznej i duchowej. Nikt nie sugeruje takich rad osobom chorującym na nadciśnienie, cukrzycę czy chorobę nerek, ale z jakiegoś powodu chory mózg w myśleniu przeciętnego człowieka to nie jest organ, którego praca może być zaburzona i wymagać leczenia, chyba że znaleziono w nim fizyczne uszkodzenia albo guza. Wtedy to się leczy, ale zaburzone działanie neuronów i neuroprzekaźników? Nie. Na to pomaga tylko modlitwa, a najlepiej wyrzucanie demonów. Większość znanych mi przypadków osób, wliczając w to mnie, które zaufały takim radom, mimo ewidentnej potrzeby leczenia farmakologicznego, potrzeby wsparcia społecznego oraz psychoterapii i psychoedukacji, prędzej czy później przeszło hospitalizację lub więcej hospitalizacji w szpitalu psychiatrycznym, niejednokrotnie pod przymusem, z pozbawieniem prawa do wcześniejszego wypisu ze szpitala. W wyniku takich hospitalizacji bardzo często dochodziło do straumatyzowania, utraty lub pogłębienia braku zaufania do jakiegokolwiek personelu medycznego (czyli nawet do lekarza pierwszego kontaktu), negacji potrzeby leczenia, długotrwałego lub trwałego pogorszenia stanu zdrowia, uszkodzeń ciała, niejednokrotnie trwałych, utraty pracy, zerwania więzów rodzinnych i społecznych oraz innych, pogłębiających tylko chorobę powikłań i obciążeń, które w rezultacie pogorszyły ogólny stan danej osoby, wydłużając czas leczenia potrzebny do uzyskanie remisji, czyli cofnięcia się objawów choroby. Na szczęście nie wszystkie wymienione tu przeze mnie skutki są moim udziałem, ale część z nich tak. Podnoszenie się z tego wymaga jeszcze więcej samozaparcia, jeszcze większej ilości wsparcia farmakologicznego, medycznego i terapeutycznego, dużej łaski do przebaczenia osobom, bardzo często autorytetom duchowym, promującym takie rozwiązanie problemów psychicznych oraz ogromnego wysiłku włożonego do ponownego zaufania Bogu, którego rzekomo reprezentują takie “autorytety” udzielające tego rodzaju rad.


I nie, samo uwielbianie Boga nie rozwiązuje sprawy choroby psychicznej. Ma ogromną moc uzdrawiającą, prowadzi do niesamowitych przełomów w zdrowieniu, jest potężnym źródłem łaski do tego, ale tak jak nie sprawia, że wszyscy niepełnosprawni od razu wstają z wózka, wszyscy kulawi zaczynają chodzić bez kul, wszyscy głusi zaczynają słyszeć, a wszyscy ślepi widzieć, tak nie sprawia, że wszyscy chorzy psychicznie zdrowieją jak za dotknięciem czarującej różdżki. Nie znam też fragmentu w Biblii, który pokazywałby, że uwielbianie Boga było bezpośrednią przyczyną czyjegoś uzdrowienia. Jezus rozmawiał z chorymi, dotykał ich, nakładał na nich ręce, wypowiadał słowa przynoszące uzdrowienie, ale nie informował, że ktoś wyjdzie z choroby jak zacznie uwielbiać Boga. Nie zawsze wskazywał grzech jako przyczynę choroby danego człowieka, nie mówił do chorych oskarżającym tonem, że znaleźli się w takim stanie z powodu swojego grzechu, choć w kilku przypadkach wyraźnie na to wskazał, ale nigdy nie zostawił grzesznika w jego chorobie i bez słowa wsparcia. 


Niestety dzisiejszym chrześcijanom bardzo często umykają te fakty. Aż nazbyt często wyręczamy Ducha Świętego w orzekaniu czyjejś grzeszności, stawiamy diagnozy i wypisujemy “recepty” na natychmiastowe uzdrowienie. Zamiast naśladować Jezusa w trosce o chorych naśladujemy świat pragnący jednoznacznych wyroków, rozpoznań i przyczyn ludzkich problemów, do których szukamy rozwiązań instant: zalej wrzątkiem i gotowe. Niestety to nie działa, a podejście to jest krzywdzące i przysparza chorym tylko kolejnych cierpień, dlatego proszę, nie bądź dla mnie kolejną osobą, która tak mnie potraktuje. Nie bądź też kolejną osobą, która tak traktuje innych chorych



There is no description yet.

There is no description yet.

The world's first Payment Card. Your mini-terminal.
The world's first Payment Card. Your mini-terminal.
Find out more

Donations 15

DD
Dorota Doskocz
100 zł
 
Hidden data
200 zł
 
Hidden data
50 zł
 
Hidden data
hidden
JP
Justyna Pięta
 
Hidden data
70 zł
PA
Marcin
20 zł
 
Hidden data
hidden
 
Hidden data
100 zł
 
Hidden data
hidden
See more

Comments 1

 
2500 characters
  •  
    Anonymous user

    Narazie tyle ;* Jestem w modlitwie

    50 zł