To była miłość od pierwszego wejrzenia :)

Milkę zobaczyłam na filmiku z interwencji i zakochałam się w sekundzie.

Sunia została wyrzucona jak śmieć w stanie skrajnego wyniszczenia. Była odrzutem z pseudohodowli , prawdopodobnie zapładniana przy każdej cieczce. Jej cialko odmowilo juz pracy wiec oprawca wyrzucil ja na smierc.

Trafiła pod skrzydła fundacji a następnie do domu tymczasowego i do mnie.

Mila fizycznie ma się coraz lepiej , organizm dochodzi do siebie, wyleczyłyśmy już alergie skórne , ma dostosowane leki i monobiałkową dietę. Zakażenia gronkowcem które miała w modzelach też już ładnie się zagoiły. Hormony i krew stabilizują się.

Psychicznie tez jest coraz lepiej, każdego dnia otwiera się na życie na nowo. Nie ucieka już przed mężczyznami , nie boi się nagłych ruchów rak i dzwiekow. Zawiera swoje psie przyjaźnie i coraz bardziej mi ufa . Po czterech miesiącach we własnym domu pokazuje coraz więcej energii , ma odwagę pokazać mi jakie zabawy i spędzanie czasu podoba się Jej najbardziej . Takie zaufanie ze strony psa to skarb.

Ostatnia prosta w leczeniu Milki to operacja. Sterylizacja oraz plastyka nawisu skory i wycięcie listew mlecznych. Tak rozległy zabieg zalecony został z kilku powodów. Głównie takiego że po takiej eksploatacji suni istnieje duże prawdopodobieństwo nowotworów sutków i macicy w przyszłości. Poza tym nawis skórny mocno przeszkadza jej w codziennym chodzeniu , bieganiu, latem tworzyły się w fałdkach odparzenia.

Pseudohodowle to mordownie tworzenie przez ludzi bez serca. Mila miała szczęście wyrwać się stamtąd jeszcze za młodu . Ma dopiero 2,5 roku. Ja zrobię wszystko żeby zapomniała o tym piekle i czuła już jedynie radość i poczucie bezpieczeństwa.