Żyć na nowo!
Żyć na nowo!
Our users created 1 233 920 fundraisers and raised 1 372 008 098 zł
What will you fundraise for today?
Description
Zdrowie, to najważniejsze co mamy, więc trzeba o nie walczyć!
Mam na imię Karolina. Mam 32 lata.
Ponad 5 lat temu uczestniczyłam w wypadku komunikacyjnym. Mój mąż, jako zawodowy kierowca wjechał w tył drugiej naczepy na niemieckiej autostradzie. Zmarł na miejscu. Ja zakleszczona w kupie pogniecionego żelastwa w 5 miesiącu ciąży. Szok, ból, strach, gniew to, to co wtedy czułam. Byłam przerażona co z Gają. Błagałam strażaków o pomoc, by ratowali Gaje. Po chwili zobaczyłam tunel i białe światło.Wszystkie te negatywne emocje odeszły gdzieś na bok, poczułam ulgę i spokój, że za chwilę cala nasza trójka będzie razem...
jednak tak się nie stało...
Przewieźli nas do szpitala Charité. Tam na SORze odrazu wykonali cesarskie cięcie ze względu na krwotok wewnętrzny i liczne obrażenia ciała m.in. obrzęk mózgu, odma płuc, uszkodzona wątroba, złamany kręgosłup,pęknięta miednica, złamaną kość krzyżowa. Stan Gai też był krytyczny. Przyszła na świat w 25 tygodniu ciąży z wagą 900 gram. Krwawienie dokomorowe, niewydolność oddechowa, niewydolność wydalnicza trzustki i wiele innych...🙁
Ja przeszłam 3 operacje i zostałam wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Po wybudzeniu praktycznie mało co pamiętam. Tylko niestety powracające momenty z wypadku, które nie pozwalają spać. Przeleżałam kilkanaście dni na OIOMie zanim zabrali mnie do Gai. Pamiętam ogromny strach i przerażenie gdy ją zobaczyłam pierwszy raz. Jestem z wykształcenia nauczycielem, oligofrenopedagogiem i widziałam dzieci w różnym stanie ale to jednak moje dziecko! Mała, krucha, bezbronna Istota, która ma tylko mnie. Matkę, - która kilka minut wcześniej dowiedziała się, że nie będzie chodzić, siedzieć, biegać. Poznała ogrom bólu, którego nigdy wcześniej nie czuła. Zarówno tego fizycznego jak i psychicznego. Przecież niedawno została wdową. Przecież to nie brzmi realnie! A jednak... Wtedy pomyślałam, że Gaja jest CUDEM, walczyła dla mnie, więc teraz kolej na mnie. Muszę o nią zawalczyć!
Dzień w dzień płakałam z bólu wpatrując się w ścianę. Z tej perspektywy czas upływał koszmarnie powoli. Brakowało mi kontaktu z rodziną, wsparcia na miejscu. Czułam jak ktoś wyrywa moje serce. Nie wiedziałam co robić, co myśleć. Byłam w obcym kraju. Mój tata który akurat pracował sezonowo w Niemczech starał się przyjeżdżać do nas jak najczęściej mógł. To On mówił mi, że mam się nie poddawać. Był zachwycony walecznością Gai, która z dnia na dzień robiła niebywałe postępy. Wiem, że to wszystko było dla mnie. Godzinami leżałam z Gają nucąc jej piosenki. Wiem, że wtedy czuła się bezpieczna... Przyjeżdzajac z powrotem wieczorami na salę myślałam o tym,że muszę wstać. Jak najszybciej. Tylko jak skoro chyba nikt w to nie wierzy? Nikt prócz mojego taty. To on dawałam mi wiele sił i udało się. Po prawie dwóch miesiącach usiadłam na kilka sekund. Z dnia na dzień było coraz lepiej tylko niestety ból nie ustępował a czucie w nodze nie powrociło...
Myślałam, że wychodzimy na prostą, jednak równo dwa miesiące po naszym wypadku serce mojego taty nie wytrzymało. Dostał zawału.Dla mnie to ogromny cios. Myślę, że nigdy się z tym nie pogodzę....
Zaczęły się rozmowy na temat naszego powrotu do Polski.
Więc gdzie jest nasz dom? Do teściów nie mogłam wrócić bo oskarżyli mnie o śmierć męża. Zresztą do tej pory nie chcą znać Gai. Mieszkałyśmy u mojej koleżanki. Nie miałyśmy nic. Całą wyprawkę dla Gai dostałyśmy od znajomych. Po kilku dniach wynajęłam mieszkanie w tym samym bloku. Sama potrzebowałam jeszcze pomocy, ledwo poruszałam się o kulach. I wtedy zaczęła się walka o życie i zdrowie Gai. Był to dla mnie tak intensywny i stresujący czas, że mało co z niego pamiętam. Żyłam jak w letargu. Zaniedbałam własne zdrowie, psychoterapię a ciągle cierpię na stres pourazowy. Miałam jeden cel:"walczyć o normalne życie dla Gai". Liczne kontrolę, rehabilitacja, walka o sprowadzenie leków na import docelowy, walka o zorganizowanie pieniędzy na życie. Potem jeden atak padaczki,później drugi. Znów szpitale, lekarze, badania. Po ponad roku czasu nie dawałam już rady z bólem. Ciągła rwa kulszowa, zaniki mięśni, ból neuropatyczny. Zaczęłam szukać lekarzy. Przez rok czasu nie chodziłam na żadną rehabilitację. Nie miałam na to czasu ani pieniędzy. Trafiłam na lekarza w Bydgoszczy. I nowa nadzieja, dla mnie. Przesunięta śruba, trzeba ją usunąć, powinno wrócić czucie, ból ustąpi . Prawda, że piękne marzenie? Niestety, nie udało się. Po operacji jeszcze większe problemy z niedowładem lewej nogi, problemy z wypróżnianiem się. Pojawiał się dodatkowo ból z prawej strony kręgosłupa lędźwiowego, problemy z obracaniem się z boku na bok, problemy z pochylaniem się, ubieraniem się, wstawaniem. Ból niedoopisania. Już nie 200 a 300. A przy tym trzeba troszczyć się o Gaje.
W maju 2021 r. zaproponowano mi udział w eksperymencie medycznym. Miał on polegać na zaimplantowaniu nowoczesnego stymulatora rdzenia kręgowego, który miał znosić ból. Była to moja jedyna i ostatnia deska ratunku. Wszystko byle pozbyć się tego okropnego bólu. I zaczęły się kontrolę i ciągle trasa Łódź-Wrocław. Kolejne rozłąki z Gają. Jednak coś poszło nie tak. Stymulator nie działa tak jak powinien.
Przełomowy okazał się lipiec 2021 r. Podczas zakupów z Gają poczułam, ze coś chrupło mi w kręgosłupie. Bałam sie wyprostować. Wróciłam do domu i po kilku godzinach nie mogłam już ruszyć nogą. Kolejne silne leki. Z dnia na dzień było ciut lepiej ale wiedziałam, że coś jest nie tak. Doczekałam do października i poprosiłam o konsultację we Wrocławiu. Okazało się, że pękł pręt od stabilizacji i wszystko jest do wymiany. W listopadzie odbyła się kolejna trudna dla lekarzy operacja. Po operacji doszło zaburzenie czucia z przodu nogi i znów ból. Jedyne co mogli zaproponować lekarze, to blokada i kriolezja. Na kriolezje musiałam pojechać do Czarnkowa.
W grudniu 2021 roku podczas kontroli pooperacyjnej okazało się, że zrobiła mi się przetoka na bliźnie z której wypływał płyn. Przez cały grudzień nie było poprawy, dlatego miałam czyszczoną ranę. Niestety znów w narkozie. I znów rozłąka z Gają...
Potem było jeszcze gorzej... Przetoka za przetoką, kolejne narkozy, kolejny ból. W maju 2024 r. lekarze podjęli decyzję, że spróbują usunąć stabilizację z kości krzyżowej i kręgosłupa wraz z elektrostymulatorem. Niestety okazało się, że kość krzyżowa nadal jest niezrosnieta. 28 maja lekarze usunęli mi tylko elektrostymulator. 4 tygodnie temu miałam kolejną operacje. Były zakładane implanty przez powłoki brzuszne, więc mam stabilizacje od przodu, po, to by wzmocnić tą, która jest z tyłu. Za pół roku lekarze spróbują usunąć mi zespolenie, które jest z tyłu i jest wadliwe. Jednak daje, to nikle szansę na uśmierzenie bolu. Niedowład lewej nogi, po ostatniej operacji jest jeszcze większy. Pozostaje rehabilitacja co wiąże się znów z kolejnymi kosztami. Ja sama nie jestem w stanie tego wszystkiego pokryć.
Dlatego kolejny raz proszę Was o wsparcie. Ja muszę walczyć dla Gai ale też dla siebie. Wiem jak trudną drogę przeszłam i nie mogę się teraz poddać! Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że na codzien jestem uśmiechniętą dziewczyną. Staram się normalnie żyć, jeśli jestem w stanie chętnie pomagam innym.
Dziękuję za pomoc ❤️
Karolina.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
[email protected]