id: v5d2jh

Żyć na nowo!

Żyć na nowo!

Our users created 1 226 404 fundraisers and raised 1 348 648 407 zł

What will you fundraise for today?

Description

Zdrowie, to najważniejsze co mamy, więc trzeba o nie walczyć!




Mam na imię Karolina. Mam 32 lata. 


Ponad 5 lat temu uczestniczyłam w wypadku komunikacyjnym. Mój mąż, jako zawodowy kierowca wjechał w tył drugiej naczepy na niemieckiej autostradzie. Zmarł na miejscu. Ja zakleszczona w kupie pogniecionego żelastwa w 5 miesiącu ciąży. Szok, ból, strach, gniew to, to co wtedy czułam. Byłam przerażona co z Gają. Błagałam strażaków o pomoc, by ratowali Gaje. Po chwili zobaczyłam tunel i białe światło.Wszystkie te negatywne emocje odeszły gdzieś na bok, poczułam ulgę i spokój, że za chwilę cala nasza trójka będzie razem...






jednak tak się nie stało...




Przewieźli nas do szpitala Charité. Tam na SORze odrazu wykonali cesarskie cięcie ze względu na krwotok wewnętrzny i liczne obrażenia ciała m.in. obrzęk mózgu, odma płuc, uszkodzona wątroba, złamany kręgosłup,pęknięta miednica, złamaną kość krzyżowa. Stan Gai też był krytyczny. Przyszła na świat w 25 tygodniu ciąży z wagą 900 gram. Krwawienie dokomorowe, niewydolność oddechowa, niewydolność wydalnicza trzustki i wiele innych...🙁




Ja przeszłam 3 operacje i zostałam wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej. Po wybudzeniu praktycznie mało co pamiętam. Tylko niestety powracające momenty z wypadku, które nie pozwalają spać. Przeleżałam kilkanaście dni na OIOMie zanim zabrali mnie do Gai. Pamiętam ogromny strach i przerażenie gdy ją zobaczyłam pierwszy raz. Jestem z wykształcenia nauczycielem, oligofrenopedagogiem i widziałam dzieci w różnym stanie ale to jednak moje dziecko! Mała, krucha, bezbronna Istota, która ma tylko mnie. Matkę, - która kilka minut wcześniej dowiedziała się, że nie będzie chodzić, siedzieć, biegać. Poznała ogrom bólu, którego nigdy wcześniej nie czuła. Zarówno tego fizycznego jak i psychicznego. Przecież niedawno została wdową. Przecież to nie brzmi realnie! A jednak... Wtedy pomyślałam, że Gaja jest CUDEM, walczyła dla mnie, więc teraz kolej na mnie. Muszę o nią zawalczyć!




Dzień w dzień płakałam z bólu wpatrując się w ścianę. Z tej perspektywy czas upływał koszmarnie powoli. Brakowało mi kontaktu z rodziną, wsparcia na miejscu. Czułam jak ktoś wyrywa moje serce. Nie wiedziałam co robić, co myśleć. Byłam w obcym kraju. Mój tata który akurat pracował sezonowo w Niemczech starał się przyjeżdżać do nas jak najczęściej mógł. To On mówił mi, że mam się nie poddawać. Był zachwycony walecznością Gai, która z dnia na dzień robiła niebywałe postępy. Wiem, że to wszystko było dla mnie. Godzinami leżałam z Gają nucąc jej piosenki. Wiem, że wtedy czuła się bezpieczna... Przyjeżdzajac z powrotem wieczorami na salę myślałam o tym,że muszę wstać. Jak najszybciej. Tylko jak skoro chyba nikt w to nie wierzy? Nikt prócz mojego taty. To on dawałam mi wiele sił i udało się. Po prawie dwóch miesiącach usiadłam na kilka sekund. Z dnia na dzień było coraz lepiej tylko niestety ból nie ustępował a czucie w nodze nie powrociło...






Myślałam, że wychodzimy na prostą, jednak równo dwa miesiące po naszym wypadku serce mojego taty nie wytrzymało. Dostał zawału.Dla mnie to ogromny cios. Myślę, że nigdy się z tym nie pogodzę....




Zaczęły się rozmowy na temat naszego powrotu do Polski.




Więc gdzie jest nasz dom? Do teściów nie mogłam wrócić bo oskarżyli mnie o śmierć męża. Zresztą do tej pory nie chcą znać Gai. Mieszkałyśmy u mojej koleżanki. Nie miałyśmy nic. Całą wyprawkę dla Gai dostałyśmy od znajomych. Po kilku dniach wynajęłam mieszkanie w tym samym bloku. Sama potrzebowałam jeszcze pomocy, ledwo poruszałam się o kulach. I wtedy zaczęła się walka o życie i zdrowie Gai. Był to dla mnie tak intensywny i stresujący czas, że mało co z niego pamiętam. Żyłam jak w letargu. Zaniedbałam własne zdrowie, psychoterapię a ciągle cierpię na stres pourazowy. Miałam jeden cel:"walczyć o normalne życie dla Gai". Liczne kontrolę, rehabilitacja, walka o sprowadzenie leków na import docelowy, walka o zorganizowanie pieniędzy na życie. Potem jeden atak padaczki,później drugi. Znów szpitale, lekarze, badania. Po ponad roku czasu nie dawałam już rady z bólem. Ciągła rwa kulszowa, zaniki mięśni, ból neuropatyczny. Zaczęłam szukać lekarzy. Przez rok czasu nie chodziłam na żadną rehabilitację. Nie miałam na to czasu ani pieniędzy. Trafiłam na lekarza w Bydgoszczy. I nowa nadzieja, dla mnie. Przesunięta śruba, trzeba ją usunąć, powinno wrócić czucie, ból ustąpi . Prawda, że piękne marzenie? Niestety, nie udało się. Po operacji jeszcze większe problemy z niedowładem lewej nogi, problemy z wypróżnianiem się. Pojawiał się dodatkowo ból z prawej strony kręgosłupa lędźwiowego, problemy z obracaniem się z boku na bok, problemy z pochylaniem się, ubieraniem się, wstawaniem. Ból niedoopisania. Już nie 200 a 300. A przy tym trzeba troszczyć się o Gaje.




W maju 2021 r. zaproponowano mi udział w eksperymencie medycznym. Miał on polegać na zaimplantowaniu nowoczesnego stymulatora rdzenia kręgowego, który miał znosić ból. Była to moja jedyna i ostatnia deska ratunku. Wszystko byle pozbyć się tego okropnego bólu. I zaczęły się kontrolę i ciągle trasa Łódź-Wrocław. Kolejne rozłąki z Gają. Jednak coś poszło nie tak. Stymulator nie działa tak jak powinien.




Przełomowy okazał się lipiec 2021 r. Podczas zakupów z Gają poczułam, ze coś chrupło mi w kręgosłupie. Bałam sie wyprostować. Wróciłam do domu i po kilku godzinach nie mogłam już ruszyć nogą. Kolejne silne leki. Z dnia na dzień było ciut lepiej ale wiedziałam, że coś jest nie tak. Doczekałam do października i poprosiłam o konsultację we Wrocławiu. Okazało się, że pękł pręt od stabilizacji i wszystko jest do wymiany. W listopadzie odbyła się kolejna trudna dla lekarzy operacja. Po operacji doszło zaburzenie czucia z przodu nogi i znów ból. Jedyne co mogli zaproponować lekarze, to blokada i kriolezja. Na kriolezje musiałam pojechać do Czarnkowa. 




W grudniu 2021 roku podczas kontroli pooperacyjnej okazało się, że zrobiła mi się przetoka na bliźnie z której wypływał płyn. Przez cały grudzień nie było poprawy, dlatego miałam czyszczoną ranę. Niestety znów w narkozie. I znów rozłąka z Gają...




Potem było jeszcze gorzej... Przetoka za przetoką, kolejne narkozy, kolejny ból. W maju 2024 r. lekarze podjęli decyzję, że spróbują usunąć stabilizację z kości krzyżowej i kręgosłupa wraz z elektrostymulatorem. Niestety okazało się, że kość krzyżowa nadal jest niezrosnieta. 28 maja lekarze usunęli mi tylko elektrostymulator. 4 tygodnie temu miałam kolejną operacje. Były zakładane implanty przez powłoki brzuszne, więc mam stabilizacje od przodu, po, to by wzmocnić tą, która jest z tyłu. Za pół roku lekarze spróbują usunąć mi zespolenie, które jest z tyłu i jest wadliwe. Jednak daje, to nikle szansę na uśmierzenie bolu. Niedowład lewej nogi, po ostatniej operacji jest jeszcze większy. Pozostaje rehabilitacja co wiąże się znów z kolejnymi kosztami. Ja sama nie jestem w stanie tego wszystkiego pokryć.



Dlatego kolejny raz proszę Was o wsparcie. Ja muszę walczyć dla Gai ale też dla siebie. Wiem jak trudną drogę przeszłam i nie mogę się teraz poddać! Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że na codzien jestem uśmiechniętą dziewczyną. Staram się normalnie żyć, jeśli jestem w stanie chętnie pomagam innym. 


Dziękuję za pomoc ❤️


Karolina. 



There is no description yet.

There is no description yet.

The world's first card for receiving payments. The Payment Card.
The world's first card for receiving payments. The Payment Card.
Find out more

Moneyboxes

Nobody created moneybox for this fundraiser yet. Your moneybox may be the first!

Donations 279

preloader

Comments 1

 
2500 characters