id: 9nvy27

Walka Poki z rakiem

Walka Poki z rakiem

Our users created 1 158 470 fundraisers and raised 1 203 321 391 zł

What will you fundraise for today?

Updates3

  • Hej,

    jak Ci mija dzień? U nas w końcu są jakieś przebłyski wiosny :) Co prawda zimno ale wreszcie widać słońce.

    Jak się czuję? A trudno powiedzieć. Dochodzę do siebie po radioterapii. I jest średnio na jeża. Niby dobrze się czuję ale jakoś na zabawy nie mam humoru. Czasami może pociamkam piłkę...

    Zaczęłam już serię kontroli.

    Byłam już u dr. Laury w NeuroTeam. Byłam już na kontrolnych badaniach krwi. Za tydzień wizyta w RtWet... Leci powolutku...

    Najważniejszą kontrolę mam natomiast dopiero w czerwcu. Będzie wtedy tomograf i dopiero on pokaże co we mnie siedzi. Bo póki co to jedyne co można powiedzieć, to że mi się posypały wyniki. Ciocie doktorki mówią, że nie ma tragedii bo miałam radioterapię a nie jakąś pierdołę. No i może rak robić swoje. Co i tak Mamuny nie uspokaja.

    Czerwiec będzie kluczowy. Jeśli się okaże, że raczysko jest w remisji to będę miała operację podniebienia. Jako buldog nie mam ładnego układu oddechowego (oprócz nosa, nos jest super). A częste rurki w gardle nie pomogły...

    No i czekamy też na zielone światło z rehabilitacją. Bo jednak łapki mi troszkę szwankują :(

    To chyba w sumie tyle co u mnie :)

    Chyba tragedii nie ma - okaże się w czerwcu.

    Całuski, Poku :*

    FX7UOjS7hcIhtEqu.png

    ZDYS1xayhuYbDXGW.png

    0Comments
     
    2500 char

    No comments yet, be first to comment!

    Read more
There are no updates yet.

There are no updates yet.

Description

Cześć Przyjacielu 😊 Mam na imię Pocahontas ale wszyscy mówią do mnie Poku. Mam prawie 6 lat i jestem buldogiem angielskim. No i mam raka. Bardzo złośliwego raka…


Jestem tutaj bo bardzo chcę żyć. Liczę na to, że mi w tym pomożesz.


W skrócie może trochę o mnie…


Moje prawdziwe życie zaczęło się 28 marca 2021 roku. Poznałam wtedy Tatuna i Mamunę. Przywieźli mnie do Sosnowca. Ile ja od nich miłości dostałam… Pokochaliśmy się na zabój 😊


Ogólnie to jestem bardzo grzeczną dziewczynką. Taką co kocha wylegiwać się w słońcu na ogrodzie lub przesypiać złą pogodę w rogu kanapy, przy kominku. Ale czasami wychodzi też ze mnie mały szatan. Oj ileż to się książek Mamunie zjadło. Butami Tatuna też nie pogardzę. Paczki rozpakuję samodzielnie. Nasze koty pogonię. Czy to wszystko się skończyło?

To była końcówka października. Zaczęło się od bólu. Nie ciągłego. W niektórych sytuacjach płakałam. Mamuna z Tatunem spanikowali i zaraz wylądowałam u lekarza. Miałam różne podejrzenia. A może nerki, a może żołądek. Ciocia Marta szukała a Mamuna ją zamęczała o wyniki, leki, diagnozy… USG i badanie krwi nic nie wskazywały a mnie bolało coraz bardziej. Gdybym mogła im wtedy powiedzieć w którym miejscu mnie boli… Jedynym wyjściem było sprawdzenie mnie tomografem. Może to jednak kręgosłup? Nie oszukujmy się, mam nadwagę. Kręgosłup był prawdopodobny. Rodzice już szukali namiarów na specjalistów.


W listopadzie trafiłam do Gliwickiej Przychodni Weterynaryjnej AniCura, do Cioci Adrianny.

Niestety na TK wyszedł guz. A ja zaczęłam utykać na lewą, przednią łapkę.


m1tl40AiQuWg3l7y.png


Ze względu na umiejscowienie guza biopsja nie była możliwa w Gliwicach więc pojechaliśmy do Wrocławia. Poznałam kolejną Ciocię Laurę. Złota dziewczyna. Miło mi się zrobiło, że obca osoba się mną przejęła. Niestety niezbędna okazała się operacja. Ryzykowna ale bez niej nie dałabym dłużej rady. Tym bardziej, że dwa dni przed operacją każdy ruch sprawiał mi już ogromny ból. A i operował mnie sam Profesor Wrzosek. Rodzice nabrali nadziei, że jednak wszystko się ułoży.

Operacja oczywiście się powiodła. Zeskrobali z mojego kręgosłupa tyle guza ile się dało. Trochę dochodziłam do siebie, ale i tak zaskoczyłam wszystkich tym, że w domu od razu zaczęłam chodzić. No w końcu jak miałam nie chodzić skoro pokazali mi to co kocham najbardziej w świecie – pełną miskę 😊 Dostałam w rodzinie nowy przydomek. Wojowniczka. Wojowniczka Poku. Ładnie brzmi, prawda?


Na TK sprzed zabiegu wyszło, że mam powiększone węzły chłonne. Ale głownie czekaliśmy na wyniki histopatologii. Próbki tego dziadostwa, co we mnie siedziało, poszły do Monachium i na uniwersytet w Olsztynie. Rodzice zanosili modły gdzie się tylko dało, żeby guz okazał się mało znaczącym zlepkiem komórek. Niestety, jak to w życiu bywa, okazał się bardzo złośliwym bydlakiem.


zHYxGURBMEQhfhTY.png

azgMJiQa2yeeqxfc.png


I teraz niezbędna okazała się radioterapia. Bez niej zostało mi już tylko kilka miesięcy. Możliwe, że już zbliżam się do końca swojego, za krótkiego, życia.


Ale jest to koszt kosmiczny dla nas. Organizacyjnie też ciężko bo muszę się wyprowadzić pod Warszawę na miesiąc. Nie poznałam jeszcze cioć w RTWet w Miedniewicach ale Mamuna mówi, że wydają się bardzo sympatyczne.


Musiałam tylko uzupełnić moją teczkę o kolejne badania. I tu znowu się zeszło a Mamuna mówi, że ten bydlak może już odrastać. Morfologia super, serce mam jak dzwon. Niestety nie udało się pobrać próbek z węzłów chłonnych bo one maleńkie a ja duża. Pozdrawiam Ciocię Karolinę z AniCury. Robiła co mogła żeby u mnie znaleźć te węzły.

 

Po co to wszystko opisałam? Jak już wspomniałam, ja jestem Wojowniczką. Dzielnie znoszę wszystkie wyjazdy. Leki łykam bez protestów. Po operacji wstałam tak szybko jak tylko mogłam. No może miałam kilka kiepskich dni. Rodzice mieli kilka nieprzespanych nocy. Walczę! Walczę ze wszystkich sił. Chciałabym znowu wylegiwać się na trawie. Chciałabym się zestarzeć ze swoim rodzeństwem. Chciałabym posiwieć. Chciałabym dalej dostawać od całej rodziny maskotki do rozszarpywania. Tak dużo bym jeszcze chciała…


Niestety rodzicom skończyły się już środki na koncie. Planowo zaczynam radioterapię 7 lutego. Koszt samego naświetlania to ok 28 000 zł. Dodatkowo trzeba liczyć leki i nasz wyjazd na miesiąc. Rodzice już wydali na moja operację ok 13 000 zł. Do tego dochodzą badania, które przeszłam – ok 5 000 zł. Po skończonej radioterapii muszę iść na rehabilitację. Bo lewa łapka jednak słabiutka jest. Owszem, cieszę się bardzo, że udało się w niej zachować jakąkolwiek sprawność ale budowa mojego ciała wymaga od niej dużo.


Rodzice mieli bardzo ciężki zeszły rok. Lis zabił stado moich kurzych sióstr. Przegrali również walkę o moich dwóch braci. Robili co mogli ale Pucha, Dżordża musieli pożegnać po walce z chorobami. Ich leczenie mocno obciążyło domowy budżet. Kombinują jak mogą. Nie wiem co z nimi będzie jeśli ja też odejdę. Nawet nie chcę o tym myśleć.


Dlatego błagam! Pomóż mi dożyć sędziwego wieku. Każda wpłata ma dla mnie znaczenie bo pozwoli mi przejść leczenie i pójść na rehabilitację. Rodzice robią co mogą ale koszty leczenia weterynaryjnego są kosmiczne.


Dziękuję, że przeczytałeś to do końca. Pomóż mi, mój nowy Przyjacielu... Pomóż mi żyć!



OTHGtQmX6gWkfK4z.jpgevd9C3hyRe3c3sKO.jpgeyqazKCcgyUz1uZI.jpgvzhUOZo6sqOqPNSP.jpgqfgKoLTlbOUnBzep.jpg1rV3SVVJYkuE7RMu.jpgeP5ABsfVMphbqxWu.jpgeu4ErgxMN4PwSUwJ.jpg

There is no description yet.

There is no description yet.

Location

The world's first Payment Card. Accept payments wherever you are.
The world's first Payment Card. Accept payments wherever you are.
Find out more

Moneyboxes

Add moneybox

Nobody created moneybox for this fundraiser yet. Your moneybox may be the first!

Donations 69

DP
20 zł
KS
Ksawery
2,40 zł
JU
julka
5 zł
MK
Marta
10 zł
PT
Patryk
1,70 zł
MK
Milena Kornek
2 zł
KA
Karolina
50 zł
MA
marta
5 zł
AS
Lucyna
54 zł
SI
Sebastian
20 zł
See more

Comments

 
2500 char
Zrzutka - Brak zdjęć

No comments yet, be first to comment!