Nasza koleżanka tak opowiada...."Nie wiedziałam, co napisać... Nie potrafię mówić nieprawdy ani ubarwiać czego nie trzeba. Zważając na moje córki, a raczej ich niezaburzone od 3 lat dzieciństwo, nie zastosuję fachowego słownictwa. Myślę zresztą, że nie jest ono potrzebne, przecież nie o to chodzi... Moja onkoprzygoda zaczęła się w czasie wakacji 2018 roku, kiedy dowiedziałam się, że mam guza tarczycy, nadającego się natychmiast do operacji. Poddałam się jej bez wahania; z trudem wytrzymałam te 3 miesiące, ale potrzebujących jest tylu, że swoje odczekać trzeba. Minął prawie rok, w ramach przygotowań do pracy, zgłosiłam się na profilaktyczne badanie USG piersi wcześniej niż zwykle. Nie miałam wówczas świadomości, że krętek boreliozy przytulił się do mnie zbyt mocno. Z boreliozą można sobie poradzić, ale trzeba wiedzieć jak... Od tego momentu musiałam zadbać nie tylko o nadwerężoną wątrobę; trzeba było nauczyć się jeść bez nabiału i białej mąki, ponieważ strawienie ich, to była dla mnie męka. Ale dałam radę! Wszystkiego można się nauczyć, do wszystkiego można się przyzwyczaić... Na zdjęciu USG piersi pojawił się guz, zakwalifikowano mnie natychmiast do kolejnej operacji. Jak się później okazało, krętek borelii potrafi wiele... Skoro odpoczęłam w domu aż 2 lata, nauczyłam się vegegotować; skończyłam kolejne studia; przeczytałam tomy książek nt. przyjaciół mojej podróży, wydawało mi się, że należałoby wrócić w końcu do pracy! I w czasie wakacji... piszę te słowa prosząc o modlitwę i wsparcie finansowe. Moja podróż trwa nadal, wędrujemy razem - mój onkoprzyjaciel i ja! Chciałabym zdobywać szczyty, grać na gitarze, czytać bajki młodszej córce, a ze starszą farbować włosy, ale już nie moje... Zawierzyłam wszystko Bogu, kierując się słowami ks. Dolindo "Jezu, ufam Tobie". Każdy otrzymuje taki krzyż, jaki potrafi unieść, ja chcę nieść swój. Bez Was nie dam sobie rady Kochani moi Przyjaciele, Koledzy i Koleżanki! "
W Was siła kochani❤️
There is no description yet.
Niech św Szarbel ma Panią w opiece
Amen