Ratujemy czworonożnych uchodźców
Ratujemy czworonożnych uchodźców
Our users created 1 225 977 fundraisers and raised 1 347 611 720 zł
What will you fundraise for today?
Updates1
-
Wczoraj ok. 11:00 dowiedziałam się, że koty są w Polsce pół doby wcześniej, niż było to zaplanowane, bo Antonina i kierowca Stiepan założyli, że bus będzie stał na granicy jak ostatnio 14 h. Stał tylko 2. Większość ludzi, którzy byliby skorzy pojechać pod Górę Kalwarię po koty – w pracy albo bez auta, albo z nieodwoływalnymi w tak krótkim czasie planami. A ja po 4 h snu i wziętej tabletce nasennej „na dospanie”, która akurat zaczynała działać…
No ale nic to. Ewa bez wahania zgodziła się pojechać ze mną jako wsparcie do szturchania, gdybym zaczęła tracić koncentrację za kółkiem. Zgarnęłam Ewę i ok. 12:00 ruszyłyśmy pod Serock (ok. 200 km), gdzie czekała już na nas Agnieszka (ona się komunikowała z Antoniną, a potem także ze Stiepanem, miała też pod ręką akurat gotówkę, by założyć 900 zł, które trzeba było dać Stiepanowi za transport). Kilkanaście minut po 15:00 ruszyłyśmy pod Górę Kalwarię (kolejne 60 km; odkąd mam prawo jazdy, czyli ponad 20 lat, zarzekałam się, że po Warszawie mogę jeździć tylko jak jest pusto – w środku nocy lub nad ranem, ale jak szaleć, to szaleć, więc pojechałam w popołudniowych godzinach szczytu, bo czemuż by nie, skoro czekają koty i umordowany kierowca chcący wracać), dotarłyśmy o 17:00.
Za kierownicą busa na ukraińskich blachach drzemał… dzieciak. Gdyby nie fakt, że kierowca, to chyba zwątpiłabym, czy pełnoletni. Szybka akcja przepakowania kotów w nasze transportery. Stiepan daje Adze reklamówkę. Myślimy w pierwszej chwili, że są tam tylko dokumenty i jakieś kocie rzeczy (może miseczka, może jakieś podkłady higieniczne).
Nie. Obok dokumentów czekoladki i ciasto. W podziękowaniu od Antoniny, że wzięłyśmy koty. Wstawiłyśmy transportery do mojego auta, wsiadłyśmy. Ja się rozryczałam, Agę i Ewę zamurowało ze wzruszenia. Przecież Antonina wysyłała te koty, zanim dostała od nas pieniądze, mogłybyśmy ją zrobić w jajo, a ona nam jeszcze słodycze i podziękowania…
Pojechałyśmy z powrotem do domu Agi, z którą została Tosia. A Ewa, ja i Sevik ruszyliśmy do Olsztyna.
O 22:00, po 10 godzinach niemal bez przerwy za kółkiem i wykręconych dobrze ponad 500 km, wstawiłam transporter z Sevikiem do swojej łazienki, oczyściłam łazienkową kuwetę, postawiłam miski z wodą i kocim jedzeniem, otworzyłam transporter i zostawiłam kota, żeby odetchnął. Ewa wezwała taksówkę i pojechała do siebie. Ja siadłam i poczułam, jak zaczynają mi się z ulgi i odreagowania trząść nogi. Jeszcze tylko ogarnięcie wieczorne moich bab, śniadanio-kolacja dla mnie, zajrzenie do Sevika. Koło 3:00 poszłam spać. Obudziłam się po 7:00 i…
Wojna na Ukrainie. Tę dwójkę wyciągnęłyśmy w ostatniej chwili. Jak ja się cieszę, że się nie poddałyśmy i zmobilizowałyśmy się do tej zrzutki. Nie wybaczyłabym sobie. Wiem, że to tylko dwa koty. Ale to te dwa koty, o które mogłyśmy walczyć i zawalczyłyśmy. I się udało.
Dziękujemy wszystkim osobom, które nas wsparły do tej pory, i prosimy o pomoc w zebraniu reszty. Może jeszcze ktoś się dorzuci?
Jakoś dozbieramy resztę kwoty, prawda?
Tosia u Agi: https://youtube.com/shorts/tNGBuUeqYFc
Sevik u mnie: https://youtube.com/shorts/HtVTdr-VZyc
No comments yet, be first to comment!
Add updates and keep supporters informed about the progress of the campaign.
This will increase the credibility of your fundraiser and donor engagement.
Description
Wszyscy mają świadomość tego, jak bardzo podczas działań wojennych cierpią ludzie. Są jednak osoby, które w takich sytuacjach dbają nie tylko o siebie i bliskich sobie ludzi, ale też o zwierzęta. Jedną z takich osób jest Antonina z Kijowa, która pomaga bezdomnym psom i kotom – daje im schronienie, leczy je, kastruje, a następnie szuka im domów na stałe. Teraz jednak ojczyzna Antoniny, Ukraina, stoi na krawędzi wojny. Jeśli na Kijów spadną bomby, Antonina nie będzie miała wyjścia: będzie musiała swoich podopiecznych wypuścić, by mogli – kierując się instynktem i korzystając z tego, że są mniejsi od ludzi – znaleźć jakieś schronienie. Jednak to będzie oznaczało, że te psy i koty znów staną się bezdomne. Ledwo to przetrwały w czasach jako tako spokojnych. W wojennych ich szanse będą niemal zerowe.
Dlatego Antonina stara się jak najwięcej z tych zwierząt wyekspediować w bezpieczne miejsca, głównie do Polski, niekiedy też dalej, na Zachód. Właśnie znalazły się dwa kotolubne polskie domy gotowe przyjąć tę dwójkę, którą widzicie na zdjęciach: Tosię (długowłosa, jednak nieco wycofana i lękliwa piękność) i Sevika (uroczy zezulec). W czym więc problem?
Ano jak zwykle: w pieniądzach. Nowe domy tej dwójki dadzą radę zapewnić utrzymanie, opiekę weterynaryjną i – last but not least – miłość, jednak… Cóż, wiemy, że i Polakom nie jest obecnie lekko. A koszt sprowadzenia tej dwójki do Warszawy (skąd będą jej mogli odebrać nowi opiekunowie) to 525 euro, czyli ok. 2500 zł. Skąd ta kwota? Składa się na nią koszt wyrobienia kotom dokumentów pozwalających na przekroczenie granicy z Unią Europejską (160 euro od jednej „kotoosoby”, czyli razem 320 euro) oraz koszt paliwa na trasie z Kijowa do Warszawy i z powrotem + nocleg dla kierowcy (razem 205 euro za oba koty).
Sprowadzenie Tosi i Sevika do Polski to nie tylko ratunek i szansa na dobre życie dla tych zwierzaków. To także dwa kamienie mniej na sercu tej niezwykłej, dzielnej osoby, jaką jest Antonina. Prosimy, wesprzyjcie nas w pomaganiu Antoninie i jej zwierzętom!
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Dla najlepszej redaktorki i korektorki o wielkim sercu! Zamiast kawy na mieście, lepiej podarować na psiaczki. :)