id: y52uef

Na diagnostykę i kurs zawodowy

Na diagnostykę i kurs zawodowy

Description

Damian jest jednym z bohaterów reportażu, który napisałem. Mojej prywatnej klęski- obiecałem mu pomoc, której nie otrzymał. Wszyscy ci, którzy mają władzę, odwrócili się, gdy trzeba było pomóc .


Historia Damiana*


Chłopak jest absolwentem Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego (MOW). Został odebrany rodzicom adopcyjnym przez Sąd Rodzinny i trafił do przymusowego zakładu psychiatrycznego, by ostatecznie znaleźć się w ośrodku wychowawczym. On sam nigdy nie zobaczył sędziny, nawet nie był wzywany na rozprawy. Na diagnostykę jego zaburzeń nie starczyło czasu ani sądowi, ani miejskim poradniom.


Państwo wzięło go na wychowanie, i gdy skoczył osiemnaście lat- wypluło na bruk. Dziś ma 18 lat i nie ma: zawodu, wykształcenia ani żadnej konkretnej diagnozy.


Marzy o tym, by zostać kucharzem. Uczestniczył w warsztatach organizowanych przez kucharza z gwiazdką Michelin, ale co z tego? W żadnej szkole nie ma dla niego miejsca, a o specjalnych można pomarzyć. Urzędnicy wysyłają go na drzewo, czyli na infolinię OHP. Opieka psychiatryczna? Diagnostyka autyzmu młodego dorosłego? Polaku- radź sobie sam.


Ministerstwo nie pomogło( moja interwencja), wiceprezydent miasta się odwróciła na mój apel ( długa korespondencja). Gdyby urodził się w innym kraju (nawet w Indiach, czy Emiratach Arabskich), nie byłby skazany na życie na marginesie. Prawie na całym świecie jest jasne, że brak wsparcia dla takich osób to produkowanie przestępców. Polska nie ma żadnych realnych systemowych form wsparcia dla opuszczających MOW. To jest skandal, ale nikt się go nie wstydzi, bo pies z kulawą nogą nie interesuje się MOWami, chyba że ktoś tam umrze. Każda kolejna kontrola NIKu to potwierdza. Stopień kryminalizacji „państwowych dzieci” wyższy, niż w zakładach karnych…


Chłopak chce iść do przodu. Potrzebuje tylko tego, by dać mu szansę: na diagnozę, która da mu możliwość dalszej pomocy i nauki zawodu, który da mu szanse przetrwania. Państwowo- to nie możliwe ( sic!)- można prywatnie.


Koszt diagnozy autyzmu to około 1400 zł, a prywatny kurs zawodowy, który da mu szansę na realizację marzeń o byciu kucharzem, to minimum 2500zł.


Proszę, wesprzyjcie go – bo jeśli nie my, to kto?


Podkreślam:  Polska nie ma żadnych realnych systemowych form wsparcia dla opuszczających MOW.


Damian ma rodzinę zastępczą, którą poznałem jeszcze jako Przewodniczący Rady Rodziców w szkole.  Ci ludzie nie byli źli, wręcz przeciwnie- byli za dobrzy, za poczciwi, za delikatni. Dali z siebie wszystko, ale niestety – nie mieli narzędzi, by zmierzyć się z traumą tego dziecka.


Nie mieści mi się w głowie, że dla niego i jego podobnych miejsce jest tylko na ulicy- naprawdę rzadko który z jego kolegów z MOW ma dokąd wracać i trzeźwych, wrażliwych i uczciwych rodziców. Przyjęli go z powrotem, ale są bezradni wobec systemowej znieczulicy i ostracyzmowi.


Wpiszcie siebie w wyszukiwarkę: nieprawidłowości w MOW, śmierć w MOW, przemoc w MOW...


Zwracam się do Was


Pomóżmy chłopakowi z diagnozą, Pomóżmy ukończyć gastronomiczny kurs zawodowy. On zasługuje na szansę.


*Nie gniewajcie się- imię chłopca zostało zmienione na potrzeby publikacji. Zainteresowanym udostępnię prawdziwe dane- prywatnie, jeśli sobie tego życzą. Proszę o utrzymanie anonimowości chłopca. Jak zawsze wszystkie rozliczenia, rachunki i wpłaty- publikuję publicznie na FB.


Z całego serca dziękuję za każdą pomoc i wsparcie.


Przemysław Krajewski 




Tekst artykułu prasowego


Dzieci Śmieci


Śmierć

"Zadzwonili do nas z ośrodka w Lidzbarku, że Oskar wylądował w krytycznym stanie w szpitalu. Chwilę później był już telefon ze szpitala, że syn nie żyje. Kazali mi przyjechać na okazanie ciała. Jechałam z Warszawy do Olsztyna i nie pokazali mi go, bo powiedzieli, że trwają czynności. Nie chcieli mi pokazać mojego dziecka..." - wspomina matka. - „Na pogrzeb syna przyjechał dyrektor ośrodka i trzech chłopaków. Podczas gdy chowano mojego syna, ci trzej stali pod drzewem i palili papierosy. Dyrektor nie reagował. Mnie to przerażało, to było chore. Co oni mi chcieli pokazać?". W szpitalu rozmawiała z pielęgniarką, która przyjmowała Oskara w nocy na operację. "Mówiła, że on nie wyskoczył z tego okna. To musiało być pobicie, skopanie po głowie. Nogi nie były połamane. Miednica nieuszkodzona... Jak on mógł przez okno skakać, skoro mam wyniki badań, że miał lęk wysokości? Nie wierzę w to, co mówi dyrektor, co mówią opiekunowie, co mówią chłopcy, którzy zeznawali."

Podróż

Byłem podekscytowany jadąc do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Lidzbarku Warmińskim. Wtedy jeszcze nie znałem historii Oskara. Jechałem interweniować w sprawie siedemnastoletniego Damiana. Miałem zgodę jego rodziców i ustaloną możliwość spaceru. Chciałem zabrać go na pizzę i wysłuchać jego historii.

Wysiadłem w Olsztynie – dalej można tylko busem. Kierowca drwił, że nie mam gotówki, kazał biec do bankomatu. Po czym odjechał. Złapałem go na skrzyżowaniu. Na następnym przystanku wsiadła starsza, pijana kobieta. Gdy wyjechaliśmy z miasta, na zakręcie wypadła z fotela, bełkocząc i przeklinając. Poczułem się jak w filmie Smarzowskiego - ludzki brud, przykry zapach lęku, egzystencjalnej walki. Duszny, niepokojący klimat osiadał na mnie warstwami. Odpędzając złe myśli, napisałem do wychowawcy z ośrodka, by upewnić się, że wszystko aktualne. Potwierdził.

Wysiadłem w Lidzbarku. Po kwadransie stanąłem przed MOW. Żywej duszy. Obszerny teren rekreacyjny zaniedbany i pusty. Zbierały się chmury, zaczęło padać. Stałem już przed wejściem, gdy dostałem SMS od wychowawcy: dyrektor właśnie odmówił spotkania w ustalonej formie, powołując się zmianę rozporządzenia. Wychowawca nie potrafił sprecyzować jakiego. Zaproponował wizytę o zaostrzonym rygorze, wewnątrz ośrodka. Kto zmienia zasady w trakcie gry? Coś tu nie grało. Nie zaufałem tej propozycji, wolałbym mieć świadka. Najlepiej dwóch.

Wysłałem kolejnego SMS z prośbą o podanie podstawy prawnej i skonkretyzowanie rzekomej niedawnej zmiany przepisów. Przypomniałem o swoim statusie dziennikarza. Prosiłem o kontakt z kierownikiem ośrodka. Napisałem do Damiana: nie mogę zaakceptować tej zmiany, zlekceważono moje prawa i godność. Warto o nie walczyć. MOWa- trawa. Nie znałem jeszcze historii Oskara i innych dzieci. On je znał.

Czekając na odpowiedz od wychowawcy, poszedłem na spacer. Malownicze, choć trochę opustoszałe miasteczko. Rynek otoczony świeżo odrestaurowanymi kamienicami, majestatyczny zamek, dostojna wieżę bramna. Kawa w Żabce. Po dwóch godzinach złapałem powrotnego busa. Kierownik nie oddzwonił do dzisiaj. Nie odpisał na wysłaną dzień później skargę. Podczas późniejszej kontroli środek wyparł się korespondencji ze mną. Tak po prostu.

Historia Damiana

Damian jest dzieckiem adoptowanym i wie o tym. Jego opiekunowie to spokojni ludzie, którzy nie mogli mieć własnych dzieci. Abstynenci, prowadzili szkółkę niedzielną. Wybrali go, nie dostrzegając, jak bardzo jest obciążony psychicznie. Przez lata chodzili od poradni do poradni, wykonywali wszystkie zalecenia pedagogów. Wydali znaczne sumy na terapie i porady, a każdy specjalista mówił co innego. Nie mając doświadczenia rodzicielskiego, zaufali instytucjom.

Byłem wtedy przewodniczącym Rady Rodziców w jego szkole i organizowałem zajęcia z tenisa dla dzieci zagrożonych wykluczeniem. On czasem się na nich pojawiał, choć kontakt był słaby – myślałem, że to „typowy autysta”. Po latach okazało się, że nie zdiagnozowano go pod tym kątem, a jego tułaczka po miejskich poradniach zakończyła się wyrokiem sądu: przymusową hospitalizacją, a potem MOW.

System

Oskar był dzieckiem wymagającym szczególnej opieki. Zdiagnozowano u niego ADHD i nerwicę, gdy czuł się niepewnie - przeklinał. "Cały czas chodziłam z nim po lekarzach" - opowiada matka. W piątej klasie przeniesiono go do szkoły specjalnej. Początkowo radził sobie dobrze, ale z czasem skarżył się na agresję rówieśników i wszechobecne narkotyki. Był sfrustrowany sytuacją w szkole, opuszczał lekcje. Sąd wszczął sprawę o demoralizację.

"Mój syn miał bardzo dobrego psychiatrę, doradzał inną placówkę, ośrodek terapeutyczny. Bo ten chłopiec nie był agresywny. Nigdy w życiu nikomu nic nie zrobił" – relacjonuje matka. "Przyjechała policja i zabrali go do ośrodka. Zadzwoniłam do kuratorki i pytam: gdzie jest mój Oskar? Oni niby nie wiedzieli. Tak naprawdę wszyscy doskonale wiedzieli, że w tym ośrodku źle się dzieje. On nigdy nie powinien tam trafić. Jego tam bili, wyzywali."

Świadectwa rodziców innych wychowanków tego MOWu kreślą ponury obraz rzeczywistości.

" Był gnębiony psychicznie, bity przez kolegów, zabierali mu wszystko, co się dało. Jak poszedł się poskarżyć, to jeszcze gorzej miał. Dyrekcja zapewniała, że nic się nie dzieje. Dziecko jest wystraszone, psychicznie wykończone. Czemu nikt nie reaguje, żaden sąd ani oświata?" - pyta Marzena, która sama zabiegała o umieszczenie syna w ośrodku wychowawczym. Szybko tego pożałowała.

"Jak przyjeżdżasz jako świeżak, to chcą sprawdzić, czy umiesz się bić. Jest solówa albo basta, czyli trzy na jednego" - mówi Adam, były wychowanek.

Najwyższa Izba Kontroli wykazała w 2018 roku, że aż 60 procent wychowanków, którzy opuścili ośrodki w 2012 roku, w ciągu pięciu lat weszło w konflikt z prawem. To o jedną trzecią więcej niż w zakładach karnych i aresztach. W większości kontrolowanych ośrodków brakowało odpowiedniej opieki psychologiczno-pedagogicznej.

Izba podtrzymała wiele z tych ustaleń cztery lata później, podkreślając, że Ministerstwo Edukacji i Nauki nadal nie opracowało szczegółowych wytycznych dotyczących bezpieczeństwa, np. transportu nieletnich. Ciągle brakuje powszechnie obowiązujących uregulowań umożliwiających pracownikom MOW przeszukiwanie wychowanków i pomieszczeń.

Wyrok

Prokuratura w Olsztynie prowadziła śledztwo w sprawie śmierci Oskara z art. 155 kk (nieumyślne spowodowanie śmierci) i art. 160 § 1 i 2 kk w zw. z art. 231 § 1 kk w zw. z art. 11 § 2 kk (niedopełnienie obowiązków służbowych przez personel). Sprawę umorzono. Nikt nie poniósł konsekwencji.

Czytam uzasadnienie decyzji o umorzeniu. Twierdzi się, że uciekał z ośrodka, ale nikt nie widział wypadku. Wychowawcy rzekomo niczego nie zaniedbali, wręcz zasłużyli na pochwałę sądu.

"Ja bym chciała jakoś tę sprawę poruszyć, ale nikt nie chce rozmawiać" – skarży się matka. "Sąd nie odpowiada na moje pisma. Jak mąż dzwoni i pyta o dyrektora, bo chce wyjaśnić sprawę śmierci syna, to twierdzą, że dyrektora nie ma, że wyszedł, jest poza ośrodkiem."

Walka

Słowa danego Damianowi dotrzymałem, pisząc skargę do wiceminister edukacji. Odpowiedź? Obiecali kontrolę kuratoryjną, ale po miesiącu okazało się, że ministerstwo pomyliło adresata. Gdy wreszcie otrzymałem „właściwą” odpowiedź, poinformowano mnie, że z powodu RODO nie mogą udzielić informacji o Damianie. Procedury i moje prawa? Przemilczano.

Chłopak skończył 18 lat, opuścił MOW i wrócił w to samo miejsce, z którego zabrał go swoją decyzją sąd rodzinny. Do punktu wyjścia.  Tylko kontakt jest z nim był słaby – mówi mało, ma tiki nerwowe, no i nie może znaleźć szkoły. Organizacje wsparcia odmawiały pomocy z powodu braku odpowiedniego orzeczenia. W szkołach specjalnych nie ma miejsc. Wszyscy są mili, ale odsyłają gdzie indziej.

Napisałem do wiceprezydentki miasta, której ponad sześćdziesięcioliterowy tytuł stanowiska sugerował, że jest najwłaściwszą osobą do interwencji w tej sprawie. Odpisała natychmiast, mimo że nie były to godziny pracy, obiecując pomoc i dopytując o potrzeby. Przedstawiłem całą sytuację i.… czekałem. Tydzień, dwa, trzy – bez odpowiedzi. Po kolejnym kontakcie usłyszałem, że „pomogła” przekazując pismo do wydziału oświaty. Po czasie urzędnik odpisał zdawkowo, odsyłając do infolinii OHP. Nikt nie spotkał się z rodzicami ani nie zbadał sprawy, choć to gdańskie poradnie „diagnozowały” i prowadziły chłopca. Psychiatra, z którą się skonsultowałem, była oburzona brakiem diagnostyki w kierunku spektrum autyzmu. Wiceprezydentka napisała „bardzo mi przykro” i zapytała (trochę prowokacyjnie), jak to wygląda w innych miastach. Znowu MOWa- trawa.

Bezradność i gorycz, ciężkie warstwy osadu. „Nic z tego nie będzie” – napisał do mnie ojciec Damiana.

Epilog

Pierwszego listopada 2024 roku matka Oskara przeżywała potrójne święto: dzień zaduszny, urodziny zmarłego syna i drugą rocznicę jego śmierci. Wciąż liczy na rewizję sprawy, choć nie zaskarżyła umorzenia – nie wiedziała, jak to się robi. Dziennikarze z dużej stacji chcą pomóc, ale brakuje kopii akt, a sąd za dokumenty żąda kilkuset złotych. Nie stać jej nawet na bilet z Warszawy do Olsztyna. Opowiada o swoim bólu, stracie i potrzebie uczciwego procesu – aż nagle, bez wahania, pyta mnie, czy za śmierć Oskara coś by jej się należało. Przełknąłem to. Absmak, duszny niepokój, który osiada na sercu, warstwa po warstwie.

Odzywały się do mnie jeszcze inne matki dzieci z lidzbarskiego MOW. Poruszony i pełen nadziei umawiałem się z nimi na rozmowy, ale potem przestawały odbierać telefony, nie odpowiadały na wiadomości. Czułem się wtedy, jakbym doświadczał infantylnego zawodu, zawieszony między potrzebą a rozczarowaniem, bezradnie czekając sygnał, który nie przychodził. Jak dziecko.

Patrzę na zdjęcie Oskara – jego mała, wątła pięść jest zaciśnięta, jakby chciał się bronić, Kąciki ust są ściągnięte, w napięciu, które niepewnie zakrywa słabość, ale w jego spojrzeniu wciąż tli się coś ciepłego. Te oczy są jeszcze ufne, patrzą z nadzieją, jakby ktoś mógł naprawdę pomóc, wyciągnąć rękę, zatrzymać zło, które nadciąga. 

Teraz już rozumiem i chciałbym przeprosić nieżyjącego Oskara, tułającego się Damiana i innych im podobnych. Przeprosić za ten kraj, który wpycha dzieci potrzebujące wsparcia w brutalny, bezduszny mechanizm. Zamiast otrzymać pomoc, diagnostykę, opiekę- trafiają do wylęgarni przestępców. Taśmociągiem poradni, sądów, ośrodków. Gdy osiągną pełnoletność, czeka na nich ulica. Ból i gorycz, warstwy ciężkiego, nieusuwalnego osadu, we wnętrzu.

Czy wreszcie znajdzie się ktoś, kto ruszy palcem, by przejrzeć sprawę Oskara – choćby dla sprawdzenia wpisów na  forach wychowanków, czy opinie personelu szpitala? Może ktokolwiek raczy zauważyć Damiana i pomoże mu wrócić do normalności, zanim życie dopisze do jego historii kolejną gorzką puentę? Może ktoś podpowie zastępczyni Prezydenta ( niemal półmilionowego miasta) ds. rozwoju społecznego i równego traktowania, jak można pomóc temu chłopcu? Wreszcie- kto z ministerstwa oświaty łaskawie spojrzy na te dzieci – z zaciśniętymi pięściami i gasnącą nadzieją w oczach? Czas na brutalną zmianę: zamiast kryminalizacji opiekę i resocjalizację. Ile jeszcze potrzeba straconych dzieci, by to w końcu dotarło?!

 

Młodzieżowe Ośrodki Wychowawcze (MOW) to placówki resocjalizacyjne dla dzieci i młodzieży, kierowanej tam na mocy decyzji sądów rodzinnych. Ich ustawowym zadaniem jest eliminacja przyczyn niedostosowania społecznego i przygotowanie wychowanków do życia zgodnego z normami społecznymi i prawnymi,

Imiona bohaterów zostały zmienione w celu ochrony ich prywatności, z wyjątkiem Oskara Grebowca. Autor artykułu posiada pełną dokumentację potwierdzającą opisane wydarzenia, wypowiedzi i okoliczności.

There is no description yet.

There is no description yet.

Download apps
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!
Download the Zrzutka.pl mobile app and fundraise for your goal wherever you are!

Moneyboxes

Nobody created moneybox for this fundraiser yet. Your moneybox may be the first!

Comments

 
2500 characters
Zrzutka - Brak zdjęć

No comments yet, be first to comment!