id: y58yez

Na wydanie książki: ,,Język Alzheimera".

Na wydanie książki: ,,Język Alzheimera".

Our users created 1 226 303 fundraisers and raised 1 348 426 894 zł

What will you fundraise for today?

Description

Książkę, „Język Alzheimera”, napisałam w celu ukazania całościowego funkcjonowania osób z demencją. Jej bohaterka, Regina, opowiada swoją historię od momentu pojawienia się pierwszych symptomów choroby, kiedy to przypuszczała, że cierpi na depresję, przez diagnozę choroby Alzheimera, po stopniowe pogarszanie się funkcjonowania poznawczego, pojawianie się kolejnych objawów choroby, powolną utratę samodzielności, aż do przejścia w stan terminalny.

Bohaterka opowiada historię swojego życia. Jeżeli sięgnęliście po tę książkę, przypuszczam, iż szukacie informacji na temat chorób charakteryzujących się otępieniem.

Najczęściej występującą chorobą neurodegeneracyjną jest choroba Alzheimera, z którą kojarzymy utratę pamięci u osób w podeszłym wieku. Jednak oprócz niej występują inne choroby dające podobne objawy: otępienie naczyniopochodne, otępienie z ciałami Levy’ego, czołowo – skroniowe, choroba Parkinsona przebiegająca z otępieniem i wiele innych otępień, w tym mieszane. Być może szukacie wskazówek podpowiadających Wam w jaki sposób opiekować się osobą z demencją, być może potwierdzenia lub zaprzeczenia diagnozy choroby neurodegeneracyjnej.

Podjęłam się ogromnego wyzwania napisania tej książki, wcieliłam się w rolę Reginy, u której zdiagnozowano chorobę Alzheimera, spróbowałam ukazać jej myśli, emocje, odczucia związane z demencją. Nie wiem i z żadnych źródeł się nie dowiem co w rzeczywistości czują, myślą, przeżywają osoby z demencją. O ile w pierwszej fazie choroby są w stanie mówić o swoim stanie, niepokoju, radości i cierpieniu z powodu doświadczanych strat, to kolejne fazy ograniczają je tak bardzo, że nie są w stanie wyrażać swych emocji. To co czuje i przekazuje Regina jest podyktowane moimi wyobrażeniami poszczególnych faz choroby. Domyślacie się więc, iż jest to fikcyjna opowieść. Macie rację. Jest ona jednak podparta dostępną literaturą, mówiącą o problemie, wieloma obejrzanymi filmami, a przede wszystkim doświadczeniem pracy z osobami cierpiącymi na choroby charakteryzujące się otępieniem.

Do przybliżenia stanu emocjonalnego bohaterki, która jest w pełni świadoma postępu choroby, dobrze wie co w danej chwili się z nią dzieje, lecz nie ma na to wpływu, pomocne okazały się moje własne doświadczenia.

Od kilku lat pracuję w domu pomocy społecznej dla osób w podeszłym wieku. Uczestniczę w życiu seniorów z różnymi niepełnosprawnościami, w tym „cierpiącymi” na chorobę Alzheimera i inne choroby przebiegające z występowaniem demencji.

W ostatniej części książki przedstawiam opis funkcjonowania bohaterki, jako mieszkanki domu pomocy społecznej, zachęcając do cedowania opieki nad osobą chorą, na placówkę opieki długoterminowej. Chcę przekonać osoby opiekujące się swymi bliskimi z zaburzeniami przebiegającymi z otępieniem, do tego rodzaju instytucji, poprzez ukazanie życia w nich jako przyjaznych mieszkańcowi i jego rodzinie. Chcę przekonać opiekunów, że przekazać opiekę nad osobę bliską pracownikom domu pomocy społecznej nie jest wstydem. Wstydem jest zostawić ją w środowisku rodzinnym, gdzie często rodzina nie ma możliwości zapewnienia osobie chorej opieki, bądź warunków do godnego życia. Chcę uzmysłowić opiekunkom, że praca z osobą starszą, dodatkowo z otępieniem, jest bardzo trudna i wyczerpująca. Wyczerpująca zarówno psychicznie jak i fizycznie. Domy pomocy społecznej funkcjonują, aby zapewnić osobom w nim mieszkającym jakość życia na najwyższym poziomie, a także dać wytchnienie opiekunom, by nie stali się uzależnieni od osoby zależnej, zaniedbali siebie samych i w końcu docelowo stali się klientami pomocy społecznej.

Zachęcam do przeczytania tej książki. Mam nadzieję, że zdołałam chociaż w minimalnym stopniu przybliżyć z czym wiąże się życie z demencją. Polecam ją osobom w pierwszej fazie otępienia, ich opiekunom i osobom bliskim.

W polskich realiach choroba Alzheimera jest bardzo późno diagnozowana. Wynika to z niskiej świadomości społeczeństwa na temat chorób otepiennych. Wciąż jest aktualny stereotyp, że osoba w podeszłym wieku ma demencję, to naturalna cecha starości. Brakuje także lekarzy ze specjalizacją z zakresu geriatrii lub psychogeriatrii. Brakuje ośrodków wsparcia dla osób chorych i ich opiekunów. Brakuje w końcu pełnego doinformowania co do metod terapii i wieloaspektowego postępowania z osobą w podeszłym wieku, u której proces starzenia się organizmu nie jest pomyślny, a naznaczony demencją.

Przy wczesnej diagnostyce, właściwym podejściu do choroby, zastosowaniu odpowiedniego wsparcia, pozytywnych wzmocnień, zapewnieniu bliskości i akceptacji, osoba z demencją może żyć w miarę normalnie, być aktywną, potrzebną i kochaną. Niestety patologiczna starość w Polsce jest smutna, niezrozumiana, często nieakceptowana. W książce „Język Alzhaimera” chcę spróbować ukazać całą prawdę o chorobach charakteryzujących się otępieniem. Nie chcę opisywać jedynie delikatnych, akceptowalnych stron choroby, ale także te, o których się nie mówi, nie akceptuje się ich, te których opiekunowie się nie spodziewają, a które niestety są nieuniknione w ostatniej fazie choroby. W ostatniej fazie choroby, która niestety jest nieunikniona.

Pisząc ostatnie rozdziały książki targały mną ogromne dylematy dotyczące wyboru ukazania lub zatajenia funkcjonowania człowieka, u którego choroba poczyniła tak ogromne spustoszenie w funkcjonowaniu poznawczym, że zdolny jest do robienia rzeczy, o których jako zdrowy człowiek nawet by nie pomyślał. Ostatecznie zdecydowałam się opisać to, czego jestem świadkiem w pracy z osobami z demencją. Historia Reginy – głównej bohaterki jest przesycona wieloma szczegółami dotyczącymi życia osoby z otępieniem. Wrzucając szczegóły jak rodzynki do ciasta, miałam na celu przekazanie jak największej palety zachowań osoby z otępieniem. Naszkicowałam modelowy obraz kobiety z demencją. Jednak w życiu rzadko zdarzają się ideały. Ile jest osób „cierpiących” na choroby charakteryzujące się otępieniem tyle jest przykładów. Nie wszystkie sytuacje opisane przeze mnie mogą się przydarzyć w rzeczywistym, indywidualnym przypadku. U poszczególnych osób demencja może iść w innym kierunku, charakterystycznym dla niech samych. U każdej osoby poszczególne fazy mogą przebiegać indywidualnie. Historia Reginy wydaje się idealnym modelem osoby chorej na Alzheimera, wiem z doświadczenia, że pacjenci idealni nie są. Każdy z nich mówi innym „językiem Alzheimera”.

 

CYTATY Z KSIĄŻKI

 

,,Od jakiegoś czasu mam wrażenie, jakby ludzie mnie unikali, jakby się mnie bali. Jakby bali się demencji. Pewnie to naturalna reakcja społeczna, chociaż dla mnie irracjonalna. My osoby chorujące, jesteśmy zwykłymi członkami społeczności. Żyjemy. Nie zarażamy chorobą. Wychodzimy z domu: robimy zakupy, spacerujemy, przemieszczamy się środkami transportu. Nie jesteśmy agresywni, nie stwarzamy zagrożenia dla innych. Źle czujemy się gdy ktoś przechodzi na drugą stronę ulicy, aby nas ominąć. Potrzebujemy kontaktu z drugim człowiekiem, aby jak najdłużej utrzymać sprawność. Nie wypaść z „obiegu”. Osamotnienie przyspiesza rozwój choroby. Bez kontaktu z drugim człowiekiem zapomnimy mówić, kontaktować się, prosić o pomoc, wyrażać swoje potrzeby. Samotność nas przytłacza.

           Choroba Alzheimera wywołuje otępienie i to jest jej podstawowy objaw. Reszta objawów jest następstwem podstawowego; można go nazwać głównym symptomem choroby Alzheimera. Ludzie boją się „cierpiących” na zaburzenia charakteryzujące się otępieniem, ponieważ mało o nich wiedzą. Często nie wiedzą o nich nic lub co gorsze mają złe informacje.

Osoby młode nie myślą o starości. Udają, że ona ich nie dotyczy. A jednak przyjdzie nieuchronnie. Kiedy widzę na ulicy strach przed osobą z demencją jestem wściekła. Dlaczego w obecnych czasach, kiedy społeczeństwo Polski i całej Europy starzeje się, wiedza o otępieniu nie jest przekazywana w sposób masowy, w formie treści edukacyjnych czy kampanii społecznościowych? Być może dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie odpowiednich treści do programu szkolnego, na przykład na etapie szkoły średniej. Społeczeństwo wiedziałoby jak pomóc osobie chorej, jak z nią rozmawiać, jak się przy niej zachowywać. Wiedziałyby też same osoby chore, nie byłaby dla nich zaskoczeniem.

Do dnia dzisiejszego nikt nie poznał powodów wywołujących chorobę Alzheimera. Istnieje jednak wiele hipotez. Jedne są obalane, powstają kolejne. Gdyby się o nich głośno mówiło być może prowadzilibyśmy inny tryb życia, zwracali na jakieś czynniki szczególną uwagę, czegoś unikali, do czegoś innego dążyli. Może te wiadomości do mnie przemówiłyby. Może teraz nie musiałoby mi być przykro z powodu braku chęci kontaktu ze mną osób, które znam niemal trzydzieści lat.

Jak tłumaczyła Eliza wyróżniamy trzy stopnie otępienia. Nie od razu jesteśmy zniedołężniali i wymagający pomocy całodobowej. Jednak społeczeństwo tak nas odbiera. Słysząc o osobie z demencją staje mu przed oczami osoba niesprawna, spowolniała, w pielusze, karmiona, kąpana, całkowicie podporządkowana opiekunowi.

W życiu przeczytałam dużo książek. Nigdy jednak nie wpadła mi w ręce książka o chorobie Alzheimera, czy to naukowa, czy po prostu obyczajowa. Nawet nie wiedziałam, że takie istnieją, że je ktoś pisze, a tym bardziej czyta. Teraz kiedy mam potrzebę poszerzenia swojej wiedzy poprzez wgląd w nie, jest już za późno. Znalazłam kilka ciekawych pozycji, które mnie zainteresowały i które nabyłam. Niestety nie jestem w stanie na obecnym etapie choroby skupić się na nowych wiadomościach. Czytam, ale nie wiele rozumiem. Pierwsza książka, do której sięgnęłam i równocześnie byłam w stanie coś przyswoić, uzupełniła moją wiedzę w istotne szczegóły. Dowiedziałam się czytając, że choroba Alzheimera ma siedem etapów. Pierwszy etap zaczyna się wtedy kiedy jeszcze nie wiemy, że chorujemy, nie zauważamy zmian w zachowaniu, nasze funkcje poznawcze nie są zaburzone. Z pozoru nic się nie dzieje, a nasz mózg umiera. Nie możemy nic z tym zrobić, przy tym jesteśmy całkowicie nieświadomi zachodzących zmian neurodegeneracyjnych. Być może u osób, które nie chcą powiedzieć mi „dzień dobry” na ulicy, rozpoczął się już pierwszy etap choroby Alzheimera.

Drugi etap to zauważalne zmiany dla nas samych. Otoczenie jeszcze nie musi spostrzegać niepokojących symptomów płynących z naszego organizmu. Potrafimy je świetnie maskować.

Z reakcji przechodniów mogę wnioskować, że znajduję się na trzecim etapie choroby, a jej symptomy są widoczne mnie samej, a także osobom z mojego otoczenia.

Wszystkich etapów jest siedem. Teraz nie pamiętam jak kolejne cztery przebiegają. Nie jest to dla mnie istotne. Skupiam się na trzecim etapie, zastanawiając co zrobić, aby jak najdłużej zachować sprawność umysłu i udowodnić moim znajomym, że jestem zwyczajną osobą, nie zagrażającą nikomu. Nie należy się mnie bać.

Zaznaczyłam je sobie samoprzylepnymi karteczkami, aby móc do nich wrócić. Nie wiem jak długo jeszcze będę mogła do nich sięgać, to znaczy jak długo będę rozumiała to, co czytam i kolejne „jak długo”, to: Jak długo jeszcze będę pamiętać, że mam o czymś pamiętać?...”

 

,,…Po powrocie syna i jego rodziny z wczasów, Dorotka zwołała kolejne rodzinne zebranie. Jego celem była dyskusja na temat mojego zamieszkania w domu pomocy społecznej. Dorotka opowiedziała o sytuacjach jakie miały miejsce w ostatnich dniach, oraz o moim dziwnym zachowaniu.

Madzia stwierdziła, że to normalne i z pewnością nie będzie lepiej. Mam wrażenie, że tylko ona rozumie moją chorobę. Pozostała część rodziny udaje, że nie wie o co chodzi.

Dzieci musiały podjąć decyzję dotyczącą mojego zamieszkania w placówce.

Świadomie wyraziłam swoją wolę, spisaną wcześniej w postaci dokumentu. I chociaż teraz nie potrafię wpłynąć na dzieci, aby już wszczęły procedurę załatwiania mojego pobytu, to bardzo się cieszę, że podjęły ten temat. Nie chcę być dla nich ciężarem. Nie chcę, aby patrzyły jak niedołężnieję, jak zmieniam się z ich kochającej matki w potwora. Mam nadzieję, że zdecydują się na szybkie umieszczenie mnie w placówce.

Nie chcę, aby moi najbliżsi byli zależni ode mnie. Nie jestem pępkiem świata, aby wszystko kręciło się wokół mnie. Jestem chora na Alzheimera.

Choroba Alzheimera jest jedną z najstraszniejszych chorób. Dotyka mojego umysłu, aby stopniowo zawładnąć całym moim ciałem. Tracę wszystko co posiadam. Z pełnowartościowego członka społeczeństwa staję się osobą ubezwłasnowolnioną, niezdolną do podejmowania świadomych decyzji. Wychodzę stopniowo z roli matki, babci, sąsiadki, wchodząc w rolę osoby całkowicie zależnej od swoich dzieci, wnuków i sąsiadów. Oddalam się od swoich pasji, zainteresowań stopniowo zamykając się we własnym świecie. Choroba zabiera mi rzeczy namacalne, zostawiając jedynie to co mam na sobie. Alzheimer zabiera mi potrzeby wyższego rzędu, ograniczając mnie do zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Przede wszystkim zabiera mi godność, intymność, niezależność, pozostawiając obojętność, niemoc i pustkę.

Zawsze chodziłam swoimi drogami, brałam od życia ile się dało. Teraz oddaję wszystko co wzięłam. Tracę wspomnienia, które składają się na moje dotychczasowe życie. Tracę marzenia, które pisały scenariusz przyszłego, długiego, szczęśliwego życia. Nie potrafię moich marzeń umiejscowić w czasie. Nie wiem, czym one właściwie są. Jestem zawieszona w przestrzeni między zagubioną przeszłością, a odbieraną mi przyszłością. Czuję się jak kukiełka, której sznurkami pociąga Alzheimer.

Nie chcę, aby życie moich dzieci skupiało się na mojej chorobie. Nie chcę, aby były marionetkami w ręku Alzheimera. Nie chcę, aby mnie znienawidziły za coś, czego nie jestem świadoma. Nie chcę, aby patrzyły na mnie, na moje ciało, które ulega destrukcji, stając się brzydkim, obcym i obojętnym. Chcę, aby zapamiętały mnie taką jaką byłam przed chorobą, kochająca, troskliwą, uśmiechniętą. Nie chcę, aby były świadkami, kiedy ciało odmówi mi posłuszeństwa i przeobrazi mnie w roślinkę. Nie chcę, aby przed ich oczyma ukazywała się moja rozpacz, niemoc i bezsilność. Nie chcę, aby moje dzieci były świadkami mojego bólu, cierpienia i mojej klęski…”

 

,,…Dzisiaj jest środa. Pani Angelika przyszła mi oznajmić, że będę kąpana. To nic, że wszystkim wydaje się, że nie rozumiem. Mam prawo wiedzieć, jakie są plany względem mojej osoby. Pani Angelika jest bardzo sympatyczną osobą. Lubię ją i lubię, gdy to ona mnie kąpie.

Najpierw trzeba wszystko przygotować. Otwiera szafę, wyjmuje czystą odzież,  bieliznę i co ważne pokazuje mi i pyta czy to mi odpowiada. Tym sposobem jestem przekonana, że to ja decyduję, to ja dokonuję wyboru. Nie traktuje mnie przedmiotowo. Jednak zdarzają się panie opiekunki, które nie liczą się z moim zdaniem. Wszystko robią po swojemu, byle tylko szybko. Nie lubię takich sytuacji. Pani Angelika zabiera jeszcze środki higieniczne, ręczniki i szlafrok. Rzeczy, które mi proponuje do wybrania musi być nie więcej niż dwie (na przykład dwie bluzki). Jeśli będę miała większy wybór, ciężko będzie mi się zdecydować.

Opiekunka bierze mnie za rękę i idziemy do łazienki pod prysznic. Nie wspomniałam wcześniej, że Alzheimer zabiera mi także wzrok, a raczej ogranicza moje pole widzenia. Jest ono bardzo zawężone. Widzę jedynie to wszystko co znajduje się na wprost mnie. To co po bokach, jest dla mnie nieosiągalne. Dlatego też pani Angelika idzie zawsze dwa kroczki przede mną. Na podłodze korytarza prowadzącego do łazienki namalowany jest gruby pas, który znaczenie ułatwia mi poruszanie się. Czuję się bezpieczna. Łazienka, z której korzystam jest przestronna, przystosowana do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Sanitariaty są w kolorze kontrastującym z podłożem. Ściany są jasno zielone, podłoga ciemno niebieska. Kolory, które są w łazienkach mojej placówki bardzo dobrze ukazują ich wyposażenie, niwelują uczucie strachu i dekoncentracji…”

 

„…Alzheimer spłyca obraz rzeczywistości. Spłyca odbiór bodźców, uczuć, emocji. Czasami czuję się jakbym była w jego czeluściach. Wciąga mnie głęboko, coraz głębiej. Dąży do zabrania mi wszystkiego co zdobyłam, co wypracowałam. Chciałabym być nieświadoma postępującego procesu. Niestety, nie zawsze mamy to czego chcemy, nieraz mamy to, czego nie chcemy. Nikt mnie nie pytał czy chcę chorować na Alzheimera. Nikt nie dał mi wyboru. To niesprawiedliwe. Czym sobie zasłużyłam na taki los, na smutny koniec własnego życia? Gdyby w Polsce była legalna eutanazja, być może rozważyłabym skorzystanie z niej. Jeszcze nie teraz. Później. Kiedy będę już wrakiem człowieka, zwiędłą roślinką. Napisałabym w liście do dzieci trzeci podpunkt: „Kiedy będę niedołężna, narażona na przykurcze i odleżyny, kiedy już zacznę przybierać pozycję embrionalną, życzę sobie, abyście poddali mnie eutanazji. To jest moja wola i chcę żebyście ją uszanowali”.

Właśnie. Gdy zbliża się śmierć, człowiek często przyjmuje pozycję embrionalną, zupełnie jak dziecko w łonie matki. Dziecko po urodzeniu jest całkowicie zależne od swojej rodzicielki, nie zaspakaja, nie identyfikuje i nie komunikuje swoich potrzeb. W miarę upływu dni, tygodni, lat, człowiek się rozwija, rośnie, dojrzewa, aby mniej więcej w połowie życia mógł w jego organizmie rozpocząć się proces odwrotny. Człowiek starzeje się, traci sprawność, maleje, kurczy się, niedołężnieje, a w niektórych przypadkach przyjmuje pozycję początkową, czyli embrionalną. Nie identyfikuje, nie komunikuje i nie jest w stanie sam zaspokoić własnych potrzeb. Takie jest nasze życie. Przypomina mi się film: „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”. Opowiada o kobiecie i mężczyźnie urodzonych mniej więcej w tym samym czasie. On urodził się jako starzec, aby z dnia na dzień młodnieć i umrzeć jako nieporadne niemowlę. Ich życie w czasie jego trwania przeplatało się. Punkt kulminacyjny osiągnęło w wieku około czterdziestu lat, kiedy oboje znaleźli się na tym samym etapie życia. Bardzo ciekawy film. Uwielbiałam do niego wracać. Gdybym tylko mogła na pewno włączyłabym go po raz kolejny.

Dziecko nosi pieluchę, zanieczyszcza ją, wymaga wyręczania w jej zmianie. Wymaga nakarmienia, wykąpania, przebrania. Jest to dla każdego stan naturalny. Matki i ojcowie czule opiekują się maleństwem. W normalnie funkcjonującej rodzinie nikt nie powie do dziecka: „Znowu się zesrałeś”. Do człowieka starego mówi się tak często. Starość jest przykra, pozbawiona godności, upokarzana, wyśmiewana. Dlatego też chciałabym uniknąć terminalnej fazy choroby. Nie chcę cierpieć. I wcale nie mam na myśli cierpienia fizycznego, a cierpienie duchowe, emocjonalne, psychiczne. Słowa często bardziej bolą niż czyny. ..”

 

„…Chęć życia jest w człowieku bardzo silna. Wygrywa mocniejszy. Nigdy nie przegrywam ja, zawszy ty lub on. Życie stawia na naszej drodze przeszkody. Zmusza nas, aby się przed nimi zatrzymać, zastanowić nad sensem i możliwością ich pokonania; daje możliwość zadania sobie pytania o bezpieczeństwo dalszej wędrówki; podjęcia decyzji o czasie trwania postoju, ewentualności zmiany kierunku wędrówki. Potraktujmy czasami przeszkodę jako znak ostrzegawczy. Znak, przez który krzyczy nasze serce, płuca, mózg. Często bagatelizujemy ten symboliczny krzyk, idziemy dalej, myślimy: tylko trochę dalej, później zajmiemy się własnym zdrowiem, zdrowiem naszych bliskich. Nie teraz. Nie mamy czasu. Zbyt wiele stracimy. W większości przypadków takie myślenie nas gubi. Decyduje za nas o konieczności wycofania. W naszym mniemaniu odnosimy porażkę.

 Zdobywamy szczyt góry bardziej lub mniej zmęczeni. Z ciężkim lub lekkim bagażem sukcesów, zysków lub strat, porażek. Zatrzymujemy się na szczycie. Nadszedł czas na refleksje; podsumowanie dotychczasowej wędrówki. Spoglądamy na świat z perspektywy czasu. Dokonujemy oceny. Podoba nam się lub nie. Świeci słońce lub pada deszcz. Powietrze jest świeże i przejrzyste lub zamglone i zachmurzone.

Zaczynamy wędrówkę w dół. Teraz już nie pędzimy, schodzimy wolno, ostrożnie, bogatsi w doświadczenia życiowe staramy się popełniać mniej błędów; wsłuchać się w krzyk znaków ustawionych wzdłuż drogi. Szczyt, który mieliśmy zdobyć, zdobyliśmy. Teraz pora cieszyć się życiem. To co materialne stało się mniej ważne, ustępując miejsca wartościom niematerialnym. Dom, rodzina, zdrowie, odpoczynek.

Znów odchodzą bliscy i znajomi. Coraz częściej słyszymy u czyjejś nagle urwanej drodze. Musimy się oswoić z docierającymi do nas wiadomościami o śmierci. Zaakceptować. Coraz częściej urwane czyjeś drogi krzyżują się z naszą, nie pozwalając nam uciec. To czy zaakceptujemy niezaprzeczalny fakt istnienia śmierci czy też nie, wpłynie na nasze odczucia względem końca naszej własnej wędrówki. Czy będziemy jej się bać czy przyjmiemy ją ze spokojem. Istotne znaczenie mają dla nas okoliczności w jakich odchodzą nasi najbliżsi. W obliczu śmierci matki lub ojca kierują nami indywidualne emocje. Nasz umysł zamienia się w gąbkę, która pochłania wszystkie bodźce płynące z zewnątrz, zwłaszcza te negatywne. Okoliczności w jakich odchodzą nasi najbliżsi determinują naszą postawę wobec śmierci.

Czas po odejściu mamy jest dla nas wszystkich czasem trudnym. Jest czasem przemyśleń, podsumowań, oceny naszego postępowania. Musimy nauczyć się żyć dalej…” 

:0  :0

 

         :0

There is no description yet.

There is no description yet.

The world's first Payment Card. Accept payments wherever you are.
The world's first Payment Card. Accept payments wherever you are.
Find out more

Donations 17

 
Hidden data
140 zł
 
Hidden data
100 zł
 
K.Kacprzak
100 zł
 
Aneta
100 zł
 
Hidden data
70 zł
 
Wioletta Stachowska
70 zł
 
Anna Stefaniak
70 zł
 
Hidden data
70 zł
 
Hidden data
50 zł
 
Monika Brzezińska
40 zł
See more

Comments 3

 
2500 characters