Antosia, bo tak nazwałam kosteczkę jest młodziutka kotka. Dzieki dobrym ludziom , ktorzy ja zauważyli cierpiącą, żyje. Kotka jest połamana, ma zdarta skórę na brzuchu. Może była pobita, może wyrzucona, może potrącona?Jest mega przytulasna, spragniona człowieka, ufna.

Zgodziłam sie ją przyjąć, bo gdyby wezwano schronisko, prawdopodobnie byłaby uśpiona,jak większość połamańców . Nie byłam świadoma, że kotka jest w tak cieżkim stanie, że koszta bedą tak ogromne!!!! Operacja musiała byc prawie natychmiast. Była bardzo ciężka, bo kosci były poprzesuwane. Teraz bardzo długo sztywny opatrunek a pozniej reaoperacja wyciagniecia śrub. Nawet cieżko mi napisac ile będzie to wszystko kosztowac. Koteczka pozniej musi byc jeszcze wysterlizowana.

Wszyscy ,ktorzy mnie znają wiedzą ,że pomagam prywatnie, na własny koszt. Nie mam fundacji, nie mam 1 %, ale mam na utrzymaniu 23 chore zwierzaki. Wiec , każdy niespodziewany, tak duży wydatek ( ok 2 tys), jest dla mnie nie do udźwignięcia.

Wiem, że mogłam odmówić, wiem że mogła byc uśpiona....wtedy koszta 0 zł. Ale czy wtedy miało by sens moje pomaganie, nawet moje życie.....? Robię to bo kocham pomagać....a bez miłości cieżko żyć.

Dziękuję wszystkim , ktorzy mnie chociaż troche wesprą.