Pomoc w opłacie leczenia klinicznego oraz eutanazji ukochanej klaczy
Pomoc w opłacie leczenia klinicznego oraz eutanazji ukochanej klaczy
Nasi użytkownicy założyli 1 222 588 zrzutek i zebrali 1 338 871 893 zł
A ty na co dziś zbierasz?
Opis zrzutki
Aktualizacja
Nowe zasady wprowadzone parę dni temu zakazują spotykania się więcej niż 5 osób co zmusiło nas do odwołania wydarzenia w stajni - Hubertusa, który miał zapewnić nam drugą część środków na opłacenie rachunku. Rozszerzamy więc zbiórkę, w najbliższym czasie poinformujemy o formie naszej akcji.
Abigail była moim pierwszym koniem, kupionym za własne, zapracowane młodzieńcze pieniądze, latami wypracowaną współtowarzyszką, żywym zobrazowaniem moich marzeń.
Dziś stoję przed zadaniem opłacenia największej w mojej życiu próby ratunkowej zwierzęcia, które kochałam ponad wszystko, opłacenia kliniki, eutanazji oraz utylizacji jej biednego, wyniszczonego ciała.
Od początku:
Zapłaciłam za nią przebijając o marne 200 zł cenę handlarza. Od samego początku stajenni znajomi odradzali mi tej decyzji ze względu na jej charakter i nieufność, wybuchowość oraz strach. Widocznie chcąc zbawić jej świat podjęłam się ciężkiej drogi opieki nad nią, akceptując jej ograniczenia i charakter, a jednocześnie ucząc się od jak się później okazało, mojej najlepszej przewodniczki w edukacji nt samego życia.
Ile razy przez pierwsze 1,5 roku naszej znajomości słyszałam o tym, że mam ją sprzedać! Ale była, uczyła mnie, a właściwie razem cofałyśmy się i wracałyśmy do poziomu zero po to by powoli coś ze sobą tworzyć. Była moją przyjaciółką w najtrudniejszych chwilach. To do niej chodziłam się w nocy wypłakać gdy kłóciłam się z rodzicami, chłopakiem czy przyjaciółmi, gdy w jakiś mniej czy bardziej trudny sposób walił mi się świat. To z nią spędzałam cały możliwy czas po szkole, wyjeżdżając w dalekie tereny i gubiąc się na nieznanych sobie ścieżkach, tracąc w oczach rodziców cenny czas na naukę. To z nią pojechałam swoje pierwsze, kompletnie nie udane zawody z parkurem, którego nawet nie ukończyłyśmy - ale mimo to byłyśmy z siebie bardzo zadowolone. W okresie studenckim miałaś wyjechać na drugi koniec kraju w dzierżawę, ale zostałaś i wtedy wszystko się zaczęło, pojawił się Snow, a dzięki Tobie jesteśmy teraz tu gdzie jesteśmy.
Startowałyśmy w zawodach, zdawałyśmy egzaminy, uczyłyśmy dzieci miłości do koni, opiekowałyśmy się dziećmi z niepełnosprawnościami. Wesoła i charakterystyczna postać Abi niejednokrotnie zaskakiwała ludzi pojawiając się w mieście na uroczystościach harcerskich, grając konia rycerskiego na oświadczynach (które powiodły się na pewno za sprawą jej udziału!), wyjeżdżając na zajęcia edukacyjne do różnych grup dzieci i młodzieży.
W pewnym momencie koń zaczął kaszleć. Pojawiało się to i zanikało wraz z weterynarzami, którzy poszukiwali przyczyny i metod na poprawienie jej odporności, złagodzenie objawów, przygotowywanie ziołowych specyfików. Z czasem pojawiały się kolejne objawy, wydzieliny z nosa, widocznie trudniejsza cyrkulacja powietrza w płucach, a w raz z nią zmiany specjalistów, stajni, sposobów leczenia. Jej stan bardzo się wahał, napawał na długo optymizmem, na chwilę przygaszał i znów wracał do normy. Zbudowaliśmy dla niej stajnię, która zapewniała jej wszystkie warunki dla zdrowego życia z mianem szczęśliwego konia astmatyka, wszystko od A do Z było tworzone z myślą o jej zdrowiu.
Sytuacja bardzo skomplikowała się w momencie, w którym tej wiosny Abi ugryzła w nos żmija zygzakowata. Klacz zareagowała bardzo mocno i cudem udało się ją uratować, opuchnięty nos, tchawica i przełyk mogły spowodować uduszenie się. Koń zaczął gwałtownie chudnąć, pomimo zmiany diety, podawania różnego rodzaju suplementacji i dobrych jakościowo mieszanek pasz z dnia na dzień było coraz gorzej.
Problemy oddechowe narastały, a my szukaliśmy specjalistów, którzy byliby w stanie wskazać nam drogę leczenia. Dzięki wytężonej pracy zaopatrzyliśmy Abisie w nebulizator dla koni, gdyż wcześniej wykonywaliśmy jej godzinami inhalacje inhalatorem ludzkim. Poznaliśmy fantastyczną Panią weterynarz, która razem z nami poszukiwała przyczyny i drogi leczenia.
Niestety stan klaczy nie poprawiał się, nie reagowała na leki, bardzo traciła na masie, nasze starania absolutnie nie odzwierciedlały się w rzeczywistości, która z dnia na dzień coraz bardziej bolała. Zdarzyło się, że przez bezdech straciła przytomność na spacerze w ręku, myśleliśmy że to już koniec. Siwa walczyła dalej, duży apetyt i dobry humor mobilizował nas do walki mimo ciężkiego stanu klaczy. Zapadła decyzja o wyjeździe do kliniki w Poznaniu, w której Abi spędziła ostatnie dni.
Zdjęcia RTG pokazywały duże zmiany w płucach, których nie było tam na miesiąc wcześniej. Wysłane na diagnostykę do Anglii trzymały nas w napięciu, byliśmy uprzedzeni, że mamy przygotowywać się na najgorsze, miał być to nowotwór lub śródmiąszowe zapalenie płuc. Oba kwalifikowały konia do eutanazji.
Po 2 tygodniach otrzymaliśmy wyniki, nie sprawdziła się żadna z podanych wyżej przewidywanych prognoz. Radość była niestety zgubna, ponieważ koń według decyzji lekarzy nie był w stanie funkcjonować bez leków, płuca okazały się już zupełnie niewydolne, a ryzyko, że koń umrze u nas dusząc się i cierpiąc nie pozostawiła nam wątpliwości, że bardzo tego nie chcemy.
21 października 2020 napisałam najtrudniejszego maila w moim życiu mającego wyrazić zgodę na eutanazję mojej największej życiowej przyjaciółki.
Abi zasnęła w klinice w sposób godny i spokojny, wśród profesjonalistów, którzy otoczyli ją cudowną opieką. Walczyliśmy o nią do samego końca, w którym funkcjonowała już tylko na codziennej dużej dawce leków rozkurczających i sterydowych. Codzienna walka o jej życie trwała nieprzerwanie od ponad roku. W klinice na oddziale intensywnej terapii spędziła prawie 3 tygodnie, codziennie wychodząc na padok, do końca nie ustępował jej apetyt i humor.
Dziś czujemy wielki smutek ale i ulgę, bo wiemy i jesteśmy zapewniani przez wszystkich naszych weterynarzy, że na prawdę zrobiliśmy co mogliśmy. Mówili nam o tym, że niewielu właścicieli decydowałoby się na takie kroki, że miała ogromne szczęście mając nas, a my ją.
Otrzymałam fakturę wystawioną w klinice, nie byłam gotowa na tak duże koszty. Wszystkie dodatkowe leki podtrzymujące ją na co dzień, wydłużający się czas pobytu, eutanazja oraz utylizacja zaskoczyły mnie a termin opłaty za usługę to 7 dni.
Bardzo proszę o pomoc w wyrównaniu rachunku za ratunek klaczy. Myślałam, że jej śmierć zakończy passę złych zdarzeń, niestety ona nadal trwa.
Nie wiem jaką ilość pieniędzy na ten moment przeznaczyłam na leczenie klaczy, z pewnością od początku tego roku przekroczyła ona 15 tys złotych. Proszę o częściowe wsparcie
Ta zrzutka nie ma jeszcze opisu.
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Stwórz swój własny link do promocji zrzutki i sprawdzaj na bieżąco statystyki!
Wpłacam resztki pieniędzy z konta, z całego serduszka trzymam za Was kciuki ❤️
Mocno przytulam. Nie wyobrażam sobie takiej walki, i podjęcia tak bolesnej decyzji.