Profil organizatora
Marta Łuczko
Nazywam się Leszek Łuczkowski, urodziłem się w miejscowości Susz w powiecie iławskim 30.03.1949 r. Zaraz po urodzeniu przeprowadziliśmy się z rodzicami i rodzeństwem do Iławy, w której mieszkam do dziś. To znaczy mieszkałem do października zeszłego roku. Ale o tym zaraz. Wykształciłem się na mechanika samochodowego i przez 7 lat pracowałem w tym zawodzie. Swoją Najukochańszą Małżonkę poznałem w 1977r. i cieszyłem się Jej obecnością w moim życiu aż 38 lat. W 1980 r. pobraliśmy się i postanowiliśmy przeprowadzić się do Mysłowic, gdyż tam perspektywa otrzymania mieszkania dla nas i dla naszych dzieci, których oboje pragnęliśmy, była o wiele większa, niż w rodzinnej Iławie. Na dzieci po otrzymaniu mieszkania nie czekaliśmy zbyt długo. W 1982 r. urodził sie nasz syn, Maciej, a rok później w 1983 córka, Marta. Staraliśmy się, by nasze życie było możliwie jak najzgodniejsze, by zapewnić dzieciakom godną egzystencję. I tak żyliśmy długie lata. W 1998 r. wróciliśmy do Naszej ukochanej Iławy i układaliśmy sobie Nasze życie na nowo. W 2002 r. zawalił się mój świat. Moja Najdroższa Żona, Alicja doznała udaru mózgu, czego efektem był lewostronny paraliż ciała. Moja Żona, podpora Naszej rodziny, z dnia na dzień z energicznej, aktywnej kobiety w wieku 44 lat stała się osobą wymagającą całodobowej opieki... Nie poddawaliśmy się jednak i dzięki intensywnej rehabilitacji jej stan się znacznie poprawił. Niestety nie na długo… W 2004 roku nastąpił ponowny udar niedokrwienny mózgu. Jego następstwem były skurcze spastyczne, poudarowe napady padaczkowe oraz afazja. Opiekowałem się Nią najlepiej jak umiałem, choć moje serce pękało z bólu. Nie wyobrażałem sobie, że może wydarzyć się cokolwiek gorszego. Myliłem się... 2014 r. u Żony pojawiły się dodatkowe bóle i krwawienia z narządów rodnych. Diagnoza była miażdżąca – rak szyjki macicy. Przewieźliśmy Alę do Szczecina, do córki, gdzie pilnie została poddana radiochemioterapii...Bardzo cierpiała, a ja razem z Nią... 6 sierpnia 2015 r. musiałem pożegnać Moją Alicję na zawsze. Zmarła w cierpieniu pozostawiając mi najpiękniejsze wspomnienia z naszego wspólnego życia i dwójkę wspaniałych dzieci... Dwa lata po śmierci Żony musiałem sam udać się do lekarza. Dopóki miałem Alicję, dbałem tylko o Nią. Odsunąłem swój stan zdrowia na dalszy plan, gdyż poświęciłem się Jej w 100%. Lecz gdy moja prawa noga zaczęła ropieć i czernieć wezwałem pomoc. Jak się okazało - za późno...Trafiłem do szpitala w Olsztynie, gdzie próbowano uratować moją nogę. Wykonano szereg badań dodatkowych, założono stenty udrażniające, jednak one nie pomogły. 30 września 2017 r. amputowano moją prawą nogę tuż nad kolanem. Z dnia na dzień stałem się mężczyzną niepełnosprawnym i zupełnie bezradnym. Tym razem to moje dzieci dawały z siebie wszystko, by zapewnić mi opiekę, jednak ja szanowałem ich prywatne życie, rodziny i prace i nie wymagałem od nich całodobowej opieki. Powoli starałem się zaakceptować stan w jakim się znalazłem, co nie było łatwe. Szybko po amputacji, bo w grudniu 2017 r. znów trafiłem do szpitala z objawami udaru mózgu (jak się okazało drugiego już) tym razem pod postacią niedowładu prawej kończyny górnej. Po zastosowanej rehabilitacji mój stan się polepszył, lecz nie na długo. Mój Syn postanowił nie dać za wygraną i znalazł dla mnie najlepszy Ośrodek - "Gołębi Dwór" Centrum Neurorehabilitacji im. prof. Jana Talara pod Iławą. Przybyłem do niego w październiku 2018 r., ale jeszcze w połowie listopada 2018 r. trafiłem na krótki planowany pobyt do szpitala celem usprawniania. Tym razem mój stan się nie polepszył, tak wypisano mnie "do domu". I tak zamieszkałem na stałe w Domu Seniora "Gołębi Dwór". Jestem tu nieprzerwanie od grudnia 2018 r. To wspaniałe miejsce, zadomowiłem się tu na dobre. Dzięki rehabilitacji odzyskałem sprawność na tyle, że jestem w stanie zadbać sam o siebie. I tutaj pojawiają się dwie opcje...Pierwsza - mogę mieszkać tutaj do końca mojego życia, czego bym nie chciał, gdyż bardzo tęsknię za moim domem. Do drugiej opcji potrzebni jesteście mi Wy...Gdyby udało mi się zebrać wystarczającą ilość pieniędzy na protezę oraz wczesną rehabilitację po jej założeniu, żebym nauczył się na nowo stawać na nogi i chodzić, mógłbym jako samodzielny mężczyzna wrócić do swojego domu i na nowo cieszyć się sprawnością. Stąd moja prośba do Wszystkich, którzy zapoznali się z historią mojego, trudnego myślę życia. Z całego serca proszę Państwa o wsparcie. Koszt protezy i wczesnej rehabilitacji zamyka się w kwocie 20 000 zł. Pobyt w domu opieki jest bardzo kosztowny. W moim utrzymaniu bardzo pomagają mi dzieci, jednak nie jesteśmy w stanie uzbierać tak niewyobrażalnej sumy, abym mógł stanąć na nogi… Wierzę jednak, że razem z Waszą nieocenioną pomocą, gdy złączymy siły i moc dobrych serc, jesteśmy w stanie zrobić wszystko. Dziękuję Wam z całego serca za pomoc.