Profil organizatora
Norbert Kościesza
Pochodzę z Kudowy-Zdrój, małej, górskiej miejscowości, położonej na pograniczu polsko-czeskim. Niełatwe życie w ubogiej i licznej rodzinie, różne życiowe perypetie, bliskość gór i granicy, ludzie, których poznałem wtedy i później to wszystko sprawiło, że pomimo przeciwności losu, podchodzę do życia z dużą dozą humoru i z pewnym dystansem do siebie. Zainteresowania mam spore, tak jak spory mam bałagan w swojej pracowni i głowie, z której wciąż płyną nowe pomysły, ograniczane tylko zasobnością portfela. W latach młodzieńczych ćwiczyłem taekwondo, sambo, kulturystykę i akrobatykę. Z tego do dziś zostały mi wschodnie sztuki walki, a raczej brzuch umożliwiający walkę w wersji średniej wielkości kurczaka, zawodnika sumo. Interesuję się historią antyku, średniowiecza i II wojny światowej. Liznąłem trochę nauki zwanej parapsychologią, co nieco teologii i religioznawstwa. Czasem, gdy żona nie widzi, zbroję jakąś potrawę w kuchni, a nawet sam zrobię kanapkę. Od dwunastu lat param się alchemią w postaci tworzenia kolorowych, smacznych i pachnących nalewek. Od pewnego czasu jestem także dziennikarzem, chociaż na razie nie pisuję do gazet i innych mediów. Prowadzę małą firmę, z której staram się obecnie utrzymać. Mam dwoje wspaniałych dzieci i żonę, która wspiera mnie w każdej sytuacji. Jesteśmy przyjaciółmi i partnerami, choć i w naszym życiu bywają wzloty i upadki. Z rodzinnej miejscowości wyprowadziłem się do Białegostoku w 2005 roku, za moją żoną Katarzyną, która jest rodowitą Podlasianką. Obecnie mieszkam niedaleko stolicy Podlasia, ale sześć lat (2009-2015), spędziłem też na Lubelszczyźnie w pięknych okolicach Kraśnika, zagłębiu malin, gdzie służyłem w kilku dość specyficznych i ciekawych jednostkach policji. Obecnie przede wszystkim jestem pisarzem-amatorem. Daleko mi co prawda do grona współczesnych pisarzy o takich nazwiskach jak Grochola, Mróz, Sapkowski, Pilipiuk, Puzyńska, czy Łukawski albo Duszyński. Jestem gdzieś na końcu peletonu, a może dopiero na starcie. Swego czasu prowadziłem bloga Życie męskim okiem, którego czytelnicy prosili bym w końcu wydał swoją książkę. Tam pod pseudonimem, pisałem o różnych sprawach związanych z pracą i życiem codziennym. Powstawały bajki, legendy, przepisy kulinarne, opowieści policyjne związane z tym co działo się na bieżąco i opowieści fantasty oraz literatura faktu i opowiadania humorystyczne. Gdy platforma blogowa została sprzedana i przeprowadziłem się po raz kolejny na Podlasie, postanowiłem wydać jedną ze swych opowieści pt. Legenda o czwartym królu. Książka związana z Bożym Narodzeniem, a także Wielkanocą, rozeszła się dość szybko. Później powstały bajki, baśnie i legendy dla moich dzieci, kilka z nich zostało wydanych w małych nakładach. Jeśli ktoś powie, że jestem grafomanem, to nie zaprzeczę i nie pogniewam się, dołączę do zaszczytnego grona, a nadmienię, że jeden z bardziej poczytnych pisarzy ode mnie, mieni się Największym Polskim Grafomanem, a jest to nie kto inny jak Andrzej Pilipiuk, którego bardzo lubię. Wracając do meritum, jeden z moich „wielbicieli”, zastępca naczelnika sztabu KMP, po ponad roku odkrył – albo taki spostrzegawczy, albo taki złośliwy, że jego podwładny, czyli ja, pisze dla dzieci i wydaje bajki. (Wcześniej wydając pierwszą książkę poinformowałem komendanta o tym, lecz nie był łaskaw mi odpowiedzieć). Książki te stały się przyczynkiem do wszczęcia wobec mnie postępowania dyscyplinarnego przez Komendanta Miejskiego Policji w Białymstoku. Jak stwierdził komendant, a moi bezpośredni przełożeni poparli go, pisanie bajek licowało z dobrym imieniem służby. Widać dzieci nie mają albo nie lubią bajek, a może jedno i drugie? Ponad dziesięć lat byłem policjantem (10 lat i 9 miesięcy), który nigdy nie był karany, miałem za to jedną większą nagrodę za uratowanie samobójcy i kilka innych sukcesów, które mi osobiście przyniosły wielką satysfakcję, a nie dały spać przełożonym. Zostałem zwolniony ze służby na jesieni 2018 roku, po ujawnieniu nieprawidłowości w Komendzie Miejskiej Policji w Białymstoku. Wraz z dwoma kolegami najpierw droga służbową, później informując Rzecznika Praw Obywatelskich, Prokuraturę, Komendę Główną itd., próbowaliśmy zainteresować przełożonych, jak i inne osoby, zagrożeniami dla życia i zdrowia, osób zatrzymanych, doprowadzonych jak i samych funkcjonariuszy jakie istniały w PdOZ KMP Białystok. Byliśmy bohaterami – jak dziwnie to brzmi – kilku reportaży w telewizji, radio oraz w gazetach. Pretekstem do zwolnienia mnie, było długotrwałe zwolnienie lekarskie, powstałe w wyniku wypadku, któremu uległem, gdy ratowałem swoje dziecko. Rehabilitacja jak i terapia, które nastąpiły były długotrwałe. Żaden z moich przełożonych nie zainteresował się moim losem ani losem mojego syna czy rodziny. Nikt z policji nie zapytał, czy potrzebna jest jakakolwiek pomoc. Wszelkie zasady etyki zawodowej, z którymi tak chętnie obnosi się i zasłania większość przełożonych, zostały wobec mojej osoby naruszone, wrzucone do kosza. Za to postanowiono wykorzystać sytuację i zwolnić mnie dla dobra służby, pomimo, że starałem się o urlop dla poratowania zdrowia należny policjantom. Pisanie było i jest ucieczką, formą odreagowania od stresu, który towarzyszył mi na co dzień w służbie. Stres wiązał się nie tylko z sytuacjami związanymi z interwencjami wobec przestępców, sprawców awantur domowych, pobić żon i dzieci, czy także z widokiem osób zmarłych, samobójców, osób zabitych w różnego rodzaju przestępstwach… Stres powstawał także przez wygórowane ambicje przełożonych, ich nadmierne, wybujałe ego, chęć poniżenia podwładnych, czy samo podejście do szeregowego policjanta, jak do nic nie wartego śmiecia, nakazy nie mające nic wspólnego z pracą w policji, pompowanie statystyki, która wyznaczona była odgórnie, wymaganie zwiększonej ilości osób legitymowanych, ukaranych mandatem, sprawdzonych w systemach informatycznych etc. W 2008 roku wstąpiłem w szeregi Policji, wśród kolegów znajdowali się idealiści chcący zbawiać świat, rozprawiać się z niesprawiedliwością spotykaną na ulicach, chcących spełniać marzenia z dzieciństwa o łapaniu przestępców. Ale byli też i tacy, którzy chcieli zrobić karierę, za wszelką cenę. Każda droga do celu, by stać się pupilem przełożonego była dobra. Jeśli ktoś miał koneksje rodzinne, a takich osób było wiele droga była prosta, zaś jeśli ktoś nie miał koneksji, donosił na kolegów, bez szemrania wykonywał najgłupsze rozkazy. Miałem zaszczyt poznać w służbie wielu, bardzo wielu przyzwoitych ludzi, policjantów, psów z prawdziwego zdarzenia. Jednak ta druga kategoria ludzi oraz spora ilość przełożonych z zapędami do poniewierania funkcjonariuszami, pozostawiła w mej pamięci dość wyraźną bliznę. Praca w policji, różnorodność interwencji, ludzi jakich się spotyka po obu stronach barykady, adrenalina to jest coś co uwielbiałem. Pomaganie innym, ratowanie życia ludzkiego, łapanie złodziei, wszelkiej maści oprychów czy stanięcie twarzą w twarz z kibolem, blokowym gangusem to był chleb powszedni i jest dla każdego policjanta. Sytuacje traumatyczne i niebezpieczne przemieszane z chwilami wzruszeń i radości. Takich rzeczy się nie zapominana, tak jak i tego jak było się traktowanym. Będąc jeszcze w służbie nosiłem się z zamiarem napisania o tym jak tam jest. Tak aby „zwykli” śmiertelnicy zobaczyli szczerą, brutalna i wulgarna prawdę. Jeżdżąc w patrol z kolegami, słuchałem ich opowieści o tym jak jest, jacy są inni funkcjonariusze, jak ta firma funkcjonuje, na czym stoi i na czym się opiera. Tych samych relacji słuchałem od różnych osób i miałem szeroki pogląd na to co dzieje się w policji. Nepotyzm, kolesiostwo, dupowłastwo, robienie kariery po „trupach”, naginanie i łamanie prawa, zasad etyki zawodowej i ustawy o policji na swoje własne potrzeby. Mobbing, propozycje seksualne w zamian za awans, otrzymanie grupy lub premii, pijaństwo, a w końcu samobójstwa tych, którzy tego nie wytrzymywali. Nadmiaru zadań, spraw do zakończenia, niewyrabianie norm, aby tylko słupki w statystyce się zgadzały. Nagradzanie miernych i wiernych, a karanie dobrych policjantów. Doprowadzanie do skraju rozpaczy wartościowych funkcjonariuszy, którzy umieli i chcieli coś robić i awansowanie swoich pociotków i klakierów. Ukrywanie oficerskich wybryków, takich jak jazda po pijanemu, znęcanie się nad rodziną itd., a karanie szeregowego policjanta za najmniejsze przewinienie jak na przykład błąd w mandacie, czy brak wyznaczonej liczby legitymowanych. Po zwolnieniu mnie ze służby powstała książka Psy Prewencji, która w dwa tygodnie po premierze dostała się na trzecie miejsce listy bestsellerów w księgarni Tania Książka.pl. Opowieść o realiach służby spodobała się czytelnikom, prawdziwe historie z życia wzięte chciał usłyszeć każdy. Z tej potrzeby zrodził się pomysł na kolejną książkę, a może trylogię policyjną Folwark komendanta.