Cześć!

Mam na imię Puszek. W moim obecnym domku znalazłem się dwa lata temu. Chodziłem sobie po Starej Miłosnej, aż tu nagle cap, jakiś gość mnie złapał, dał Pani z fundacji znajdki i po dwóch tygodniach przebywania tam zabrała mnie Dominika, moja obecna mama. Całkiem spoko babka, ale ciągle mówi, że coś mi jest. Odkąd się u niej znalazłem ciągle miałem kaszel, drapałem się, miałem dużo problemów z brzuszkiem, uszami i tarczycą, a ona ciągle nie dawała mi spokoju. Okazało się już wtedy, że mam astmę, zapalenie uszu i jelitek. Mama ciągle mnie leczyła, ale problem stale nawracał. Mówiła ostatnio, że dopóki nie dojdzie co się ze mną dzieje, to nie zaśnie spokojnie.

Jak obiecała tak zrobiła, poszliśmy do takiej miłej Pani doktor, która zrobiła mi usg tarczycy i okazało się, że to kasłanie to poza tym, że mam astmę może oznaczać nowotwór. Po usg wyszło, że mam duży przerost lewego płata tarczycy i musimy usunąć guzy, które się tam znajdują. Pani doktor powiedziała, że muszę się wzmocnić, więc przyjmuję teraz leki i za dwa tygodnie sprawdzimy czy nadaje się już do operacji. Bardzo się boję, bo przy echo serca okazało się, że mam tam wadę, ale Pani doktor mówi, że będę cały i zdrów przy odpowiedniej narkozie i, że wada nie jest duża. Wynika najprawdopodobniej z rozstroju tarczycy.

Pani doktor powiedziała też, że sama operacja będzie kosztować około 4 tysięcy złotych, a na mój koci rozum, wydaje mi się, że to dużo. Jak chcecie i macie ochotę to rzućcie złotówkę. Jak wyzdrowieje to zapraszam wszystkie ciocie i wujków na przytulanki, bo wiecie, że to moja ulubiona czynność!

Ściskam Was

Puszek i Dominika :)