Felek - kundelek jakich wiele, w nieokreślonym wieku, całe życie przypięty na grubym, ciężkim łańcuchu przy lichej budzie bez śladu słomy, jedzący byle co i raczej nieczęsto, sadząc po tym z jaką łapczywością rzucił się na psią karmę, łykając ją bez gryzienia niemal w locie. :( Od tysięcy innych kundelków różniący się ogromnym guzem na udzie, na tyle dużym, że Felek wykuśtykał z budy właściwie na trzech nogach, bo ta czwarta już sobie nie radzi z chodzeniem.

Za pierwszym razem nie chciano nam go oddać. Typowa spychologia - w takich wypadkach właścicielem psa zawsze okazuje sie osoba, której akurat nie ma na miejscu :( Niewiele mogłyśmy zrobić oprócz zostawienia telefonu i prośby o kontakt, ale nie byłyśmy w stanie odjechać zostawiając go na (dosłownie) lodzie. Nakarmiłyśmy, wpakowałyśmy do marnej budy wielką wełnianą kołdrę, na której od razu się umościł.

I pojechałyśmy na kolejne interwencje. Ale gdzieś w tyle głowy cały czas ten mały, chudy, chory kundelek marznący w lichej budzie nie dawał nam spokoju. Po paru godzinach i czterech kolejnych interwencjach postanowiłyśmy spróbować jeszcze raz... i udało się!!! :)

Felek jest już w cieple, z pełną michą pod nosem i miękkim kocykiem pod pupą. Ale zdajemy sobie sprawę, że jego droga do zdrowia i do nowego domu nie będzie ani krótka, ani tania.

Prosimy o pomoc! Musimy go przebadać, zdiagnozować, wyciąć guza, odkarmić.. Nie wiemy jakie będą koszty, ale wiemy, że nie będą małe :( Jak zwykle cała nadzieja w Waszej dobroci i wielkich sercach! <3