Na dalszą rehabilitację, windę schodową i możliwość wyjścia na świat.
Na dalszą rehabilitację, windę schodową i możliwość wyjścia na świat.
Our users created 1 232 246 fundraisers and raised 1 366 500 588 zł
What will you fundraise for today?
Description
Witam. Mam na imię Dorota i w tym roku skończę 47 lat. Od najmłodszych lat bo już od 12-go roku życia zmagam się z problemami dotyczącymi nóg. Wszystko zaczęło się w 6 klasie Szkoły Podstawowej kiedy to wydarzył się nieszczęśliwy wypadek. Podczas przerwy zostałam niechcący popchnięta na metalowe drzwi co spowodowało zwichnięcie rzepki kolana prawego, a w konsekwencji założenie gipsu i bardzo długą i bolesną rehabilitację. Od tej pory zaczęło się dla mnie piekło, z którego jeszcze nie zdawałam sobie sprawy. Po tym wypadku nigdy nie doszłam do pełnego zdrowia, ponieważ zwichnięcie to nie było jednorazowym zdarzeniem lecz wstępem do niepełnosprawności, z którą zmagam się do dziś. Od momentu pierwszego zwichnięcia moje kolano zostało osłabione i narażone na kolejne kontuzje. Tak też się również stało, ponieważ jeszcze w dalszym okresie szkolnym zdarzały się sytuacje upadku, poślizgnięcia, uderzenia w coś kolanem. W takich momentach, kiedy moje kolano zostało ponownie w jakikolwiek sposób naruszone, dochodziło do kolejnego zwichnięcia rzepki, a mówiąc prostym, zrozumiałym językiem – kolano „przeskakiwało” na bok, „wypadało” ze swojego miejsca pozostawiając pustą dziurę. Uraz ten wiąże się z ogromnym bólem, którego nie da się opisać słowami ani porównać do czegokolwiek innego co w życiu przeżyłam. Wtedy właśnie postawiono mi oficjalną diagnozę jaką jest nawykowe zwichnięcie rzepki kolana prawego, innymi słowy mówiąc nawracające. W wieku 18 lat przeszłam pierwszą operację kolana, która polegała na skróceniu więzadeł utrzymujących kolano. W tym czasie wydawało się, że operacja przyniosła oczekiwany efekt. Po kilku latach koszmar powrócił. Mimo udanej wcześniej operacji zwichnięcia znowu się nawróciły, tym razem w dorosłym już życiu, na które bardzo wpłynęły. Do kolejnych zwichnięć („wypadnięć” kolana) dochodziło niejednokrotnie w miejscu pracy, w domu czy też w miejscach publicznych. Ból za każdym razem był taki sam i dobrze znany mi i moim bliskim, którzy wciąż w pamięci mają mnie leżącą na ziemi i nieludzkie krzyki. Jak wspomniałam wyżej sytuacje te miały miejsce m.in. w pracy i z tego powodu ciężko mi było ją znaleźć w późniejszym czasie, ponieważ każde zwichnięcie wiązało się z długookresowym dojściem do siebie, rehabilitacją i nieobecnością w pracy. We wrześniu 2015 roku przeszłam drugą operację kolana, ponieważ powstały w nim zrosty, które powodowały nietrzymanie kolana, a wręcz wypychanie go na zewnątrz. W wyniku operacji założono mi blachę i śrubę, które odpowiedzialne są za stabilne trzymanie kolana na swoim miejscu. Od czasu drugiej operacji nie doszło więcej do podobnych zwichnięć, których w moim życiu w sumie było 15. Wydawać by się mogło, że moje problemy się skończyły, a przynajmniej w jakimś stopniu zmniejszyły. Z perspektywy czasu wiem jednak, że najgorsze dopiero miało nadejść. Choć z kolanem mogło być coraz lepiej to moje zdrowie psychiczne bardzo się pogorszyło i nagle stało się nowym, poważnym problemem. Cierpienie jakiego doznałam, za każdym jednym razem długa i bolesna rehabilitacja oraz nieustannie towarzyszący mi strach przed ponownym przejściem przez to samo, odbiły się na mojej psychice. Przez wiele lat zmagań z moją prawą nogą, noga lewa również została mocno osłabiona, gdyż to na niej spoczywał ciężar. Mieszkam w domu na I piętrze, które od parteru dzieli duża klatka schodowa składająca się z 15-stu schodów oraz półpiętra między nimi, natomiast aby wyjść z domu na zewnątrz należy pokonać kolejne około 10 schodów od drzwi wejściowych. Większość ludzi schodzenie po schodach czy samo chodzenie nie poddaje analizie – po prostu to robią bo to umieją i robią to automatycznie. Dla mnie zejście po schodach, a raczej postawienie kroku na pierwszym z nich wiąże się w niewyobrażalnym strachem. Aby zejść po schodach swoją prawą nogę muszę postawić na schodzie i przenieść na nią cały ciężar ciała, aby dostawić nogę lewą – jest to dla mnie niemożliwe, ponieważ moja psychika blokuje mi to działanie bojąc się, że dojdzie do ponownej kontuzji kolana prawego. W przypadku postawienia na schodzie nogi lewej i przeniesienia ciężaru na nią, moja psychika również blokuje to działanie obawiając się, że osłabiona noga go nie udźwignie. W konsekwencji od 5 i pół roku nie opuszczam miejsca zamieszkania, a dokładnie I piętra domu. Przed ukończeniem 21-go roku życia otrzymałam grupę niepełnosprawną, obecnie od 5 lat posiadam znaczny stopień niepełnosprawności. Od 2016 roku jestem pod opieką specjalistów takich jak psycholog oraz psychiatra, ponieważ mam stwierdzone zaburzenia lękowe w postaci fobii F40. Z powodu mojej izolacji domowej nie jestem w stanie podjąć pracy i od 8 już lat przebywam na rencie, która wynosi 810zł. Dodatkowo jestem kobietą po rozwodzie z dwójką dzieci, które mieszkają ze mną i są na moim utrzymaniu. Przez 3 lata po drugiej operacji korzystałam z prywatnej rehabilitacji, jednak obecnie z powodów finansowych nie mogę sobie na to pozwolić. W ostatnich 2 latach korzystałam z rehabilitacji finansowanych z Unii Europejskiej w ramach programu dla osób niepełnosprawnych. Rehabilitacja ta odbywała się raz w tygodniu, obecnie program został zawieszony i nie zostanie ponownie uruchomiony. Na co dzień korzystam z leków przepisywanych od psychiatry, których koszt również jest niemały. Moje życie od ponad 5 lat to życie w domowym więzieniu. Nie mogę w pełni uczestniczyć w życiu chociażby moich dzieci ani cieszyć się swoim własnym. W ciągu tych kilku lat ominęło mnie wiele ważnych dla mnie wydarzeń – w ostatniej klasie gimnazjum nie mogłam towarzyszyć córce w rozdaniu wyróżnionych świadectw choć wszyscy inni rodzice byli obecni, nie mogłam zobaczyć jak tańczy poloneza na własnej studniówce choć inni rodzice mieli taką możliwość, nie mogę wstawiać się osobiście na zebrania szkolne u niepełnoletniego syna ani załatwiać osobiście wielu spraw, do których angażować muszę inne osoby. Nie mogę również wsiąść do samochodu z moją córką, która prawo jazdy ma od 2 i pół roku i pojechać gdziekolwiek na wspólne zakupy czy też obiad czego bardzo mi brakuje. Sama przejażdżka po mieście, którego nie widziałam od kilku lat dałaby mi wielką przyjemność, jednak tego również nie mogę zrobić. Moje ostatnie lata życia to życie w oknie własnego domu i do krawędzi schodów. Zrzutkę założyłam aby móc pozwolić sobie na powrót do rehabilitacji kolan, dalsze leczenie farmaceutyczne oraz stopniowy powrót do normalnego życia. Zrzutkę założyłam również w celu zakupu windy schodowej, która umożliwiłaby mi zjazd oraz wjazd po wszystkich schodach, które znajdują się w moim domu otwierając mi tym samym furtkę na świat, a przynajmniej na początek furtkę do moich rodziców oraz własnego ogrodu. Koszt takiej windy, która w moim przypadku musiałaby być 3-punktowa wynosi około 40 tysięcy złotych. Staram się również o dofinansowanie, jednak mimo to pozostały koszt tej windy wciąż przewyższa moje możliwości finansowe. Jestem osobą uczynną, pracowitą, nie bojącą się pracy, lubiącą samodzielność i ceniącą sobie niezależność dlatego życie w zamknięciu, bycie zależnym od kogoś innego oraz uzależnienie od środków z państwa jest dla mnie bardzo ujmujące. Wszystkim, którzy wesprą mnie nawet symboliczną wpłatą z góry bardzo serdecznie dziękuję i życzę zdrowia bo to w życiu najważniejsze.
There is no description yet.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.
Create a tracking link to see what impact your share has on this fundraiser.